będąc żywo zainteresowanym protestem rezydentów i wspierając go z całym przekonaniem, postanowiłem podzielić się pewnymi spostrzeżeniami. Będzie to tekst nietypowy, bo pisany przez męża rezydentki. Nie jestem lekarzem, ale sytuacja młodych medyków dotyka mnie osobiście. I to mocno.
Dlaczego teraz? Czara goryczy przelała się podczas czytania skrajnie negatywnych, internetowych komentarzy i, co gorsza, podczas wsłuchiwania się w równie negatywnie nacechowany dyskurs publiczny.
Pewne słowa muszą zostać wypowiedziane.
Dla czystości rozumowania i czystości wywodu skupmy się w niniejszej wypowiedzi stricte na lekarzach rezydentach.
Rozpocznijmy od studium przypadku.
Wirtualnego, ale niekoniecznie rzadko spotykanego (gwoli ścisłości, wszelka zbieżność imion i sytuacji jest przypadkowa, a niniejszy opis nie tyczy się mojej żony).
Kasia kończy liceum, ma 19 lat. Od zawsze marzyła o zostaniu lekarzem. Jest rok 2000. Niestety rozszerzona matura z fizyki, chemii i biologii przynosi jej nieco mniej punktów, niż potrzebuje, żeby zrealizować swoje marzenie. Nie załamuje się, za rok próbuje ponownie. Sukces. W roku 2001-szym rozpoczyna studia. Ponieważ są bardzo, bardzo wymagające, a liceum nie przygotowało jej do aż tak dużego wysiłku - oblewa rok. Studia kończy w 2008-mym. Ma 27 lat. Rozpoczyna staż podyplomowy. Zarabia 1631.71 zł netto, ale na szczęście w Warszawie mieszkają jej rodzice, także ma gdzie spać. Po skończeniu stażu zdaje LEK i, co nietypowe dla lekarzy, za pierwszym razem dostaje się na wymarzoną specjalizację - hematologię! W roku 2009, w wieku 28 lat rozpoczyna rezydenturę. Dyżuruje 5-6 razy w miesiącu (po 24 godziny), rzadko wychodzi z pracy przed 18, a twarze pacjentów śnią się jej w nocy w przerwach między nerwowym przewracaniem się z boku na bok. W międzyczasie, jakimś zupełnym cudem (bo nie ma zazwyczaj na to czasu), poznaje Tomka. Biorą ślub. W 3 roku rezydentury (rok 2012), w wieku 31 lat zachodzi w pierwszą ciążę. Ponieważ na hematologii nie mogą pracować ciężarne kobiety (z uwagi na zagrożenie dla płodu), jest zmuszona do pójścia na L4. Po L4 bierze rok macierzyńskiego - chciałaby szybciej wrócić do pracy, ale jej mąż pracuje jako magazynier i zarabia 50% więcej, więc byłoby to nielogiczne z punktu widzenia dobra jej rodziny. Wraca do pracy w roku 2014, w wieku 33 lat. Pracuje rok, do 2015. Mało śpi, rzadko widzi dziecko, jeszcze rzadziej męża. Ma 34 lata, właściwie jeśli chciałaby mieć drugie dziecko, to jest to niemal ostatni moment. Wspólnie z mężem podejmują decyzję i Kasia zachodzi w ciążę. Jest rok 2015. W 2017 roku, w wieku 36 lat Kasia wraca do szpitala. Pracuje, już bez przerw, do 39 roku życia. Starsze dziecko zastanawia się, czy w tym tygodniu zobaczy swoją mamę. Jest rok 2020. Kwiecień. Na jej konto wpływa wynagrodzenie w wysokości 2776.58 zł. I tak ma szczęście. Jej specjalizacja jest deficytowa. Średnia krajowa właśnie przekroczyła 5000zł.
Kim jest lekarz rezydent?
Lekarz rezydent ukończył 6 letnie studia medyczne, będące jednymi z najbardziej wymagających merytorycznie kierunków wykładanych na polskich uczelniach. W trakcie tych studiów często uczył się, gdy inni się bawili, a piękne, majowe poranki spędzał w prosektorium. Po skończeniu studiów nastąpił okres przygotowań do LEKu - Lekarskiego Egzaminu Końcowego, którego wynik decyduje o dostaniu się na wymarzoną specjalizację. Zazwyczaj młodzi lekarze przystępują do egzaminu minimum 3-krotnie, na początku stażu podyplomowego, w połowie oraz na końcu. Po zdaniu LEKu i ukończeniu stażu podyplomowego lekarz rezydent zostaje pełnoprawnym lekarzem - z tzw. “pełnym prawem wykonywania zawodu” i od tego momentu zaczyna ponosić odpowiedzialność za życie i zdrowie swoich pacjentów - czyli nas.
Jak się dostać na rezydenturę, czyli studium patologii.
Po skończeniu stażu zaczyna się nabór na rezydentury. Jest to proces tak nasycony patologiami, że aż ciężko spuentować to w paru zbornych zdaniach. Najważniejszy problem jest następujący - każdy lekarz może złożyć podanie o przyjęcie na specjalizację tylko w jednej dziedzinie, tylko w jednym województwie. Nie ma drugich, czy trzecich wyborów. W związku z tym, gdy np. w Warszawie są 2 miejsca specjalizacyjne na chirurgii naczyniowej, a startuje osób 10, 8 osób zostaje bez rezydentury. W tej samej Warszawie na 4 miejsca z chirurgii ogólnej zgłosiły się 2 osoby. Logicznym byłoby stworzenie osobom, które się nie dostały, możliwości podjęcia rezydentury w pokrewnej dziedzinie. ALE NIE. SYSTEM NIE POZWALA. Tym sposobem 8 osób zostaje bez rezydentury, a w szpitalu X brakuje 2 bardzo pilnie potrzebnych lekarzy. Co więcej, w Krakowie mogło się okazać, że na 2 miejsca z chirurgii naczyniowej nie zgłosił się nikt. Czy któryś z 8 chętnych do przeprowadzki może podjąć tę rezydenturę? NIE. SYSTEM NIE POZWALA.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ system ochrony zdrowia w Polsce jest patologiczny i te patologie objawiają się już na etapie kształcenia lekarzy, której logiczne zorganizowanie jest zadaniem trywialnym.
Dlatego chwała rezydentom za to, że podjęli rękawice, żeby te patologie zmienić.
Wracając do głównego wątku. Po dostaniu się na specjalizację i otrzymaniu rezydentury lekarz przez 4-8 lat odbywa specjalizację. W jej trakcie niejednokrotnie pełni zadania specjalisty, bierze więcej odpowiedzialności, niż jest na to gotowy i okupuje to dużym stresem. Często pracuje dużo więcej, niż wynosi ustawowy czas pracy.
To tyle jeśli chodzi o wstęp, a teraz popatrzmy na konkretne zarzuty, które krążą w “internetach”, a co gorsze, również w dyskursie publicznym.
Zarzut 1 - “wszyscy lekarze w Polsce zarabiają doskonałe pieniądze, a strajk to przejaw pazerności”
Zdementujmy tę informacje raz na zawsze. Nieraz słyszy się zawrotne sumy oscylujące w granicach od 5000-6000 tysięcy, do parunastu tysięcy złotych. Zazwyczaj im mniej kto zaznajomiony z tematem (lub im bardziej politycznie ma związane ręce), tym wyższe kwoty podaje. Wśród lekarzy specjalistów prowadzących prywatną działalność oczywiście takie przypadki się zdarzają, ale skupmy się na lekarzach rezydentach (na podstawie aktualnego rozporządzenia MZ). Prawdziwe sumy to: 2007 zł brutto (1464.97 zł netto) dla lekarza stażysty, 3170 zł brutto (2275.20 zł netto) dla lekarzy specjalizacji niedeficytowej przez pierwsze 2 lata trwania rezydentury, 3458 zł brutto (2475.36 zł netto) dla lekarzy specjalizacji niedeficytowej przez kolejne lata trwania rezydentury (2-6 lat, łącznie 4-8 lat), 3602 zł brutto (2576.43 zł netto) dla lekarzy specjalizacji deficytowej przez pierwsze 2 lata trwania rezydentury, 3890 zł brutto (2776.58 zł netto) dla lekarzy specjalizacji deficytowej przez kolejne lata trwania rezydentury (2-6 lat, łącznie 4-8 lat).
Aktualna wartość średniej pensji wynosi 4220.69 zł (na podstawie aktualnych danych GUS).
Popatrzmy więc na te kwoty ponownie. Lekarz rezydent specjalizacji niedeficytowej zarabia, po 6 latach studiów, roku stażu i 5 latach pracy i odbywania specjalizacji 81,93% średniej krajowej z II kw. 2017 i 61,21% (!) średniego wynagrodzenia w Warszawie (patrz załączona tabela).
Czy to są doskonałe zarobki i chęć zmiany sytuacji to pazerność - pozostawiam Waszej opinii.
I jeszcze jedna rzecz. Skoro już udowodniliśmy sobie, że kwoty nie są oszałamiające i w związku z tym nie powinno dziwić, że budzą zażenowanie, warto odnotować kolejną sprawę. Podniesienie płac jest tylko jednym z wielu postulatów (zgłaszanych przez Porozumienie Rezydentów), które mogą uzdrowić polską ochronę zdrowia. Życzę kolejnym ministrom zdrowia tylu racjonalnych pomysłów, ile dotychczas już wypracowało porozumienie rezydentów.
Zarzut 2 - “a bo inni mają gorzej”
Tutaj będzie krótko. Czy uważasz, że jako kasjerka zarabiasz za mało? Protestuj i walcz. Masz moje pełne wsparcie. Nie odbieraj prawa do protestu młodym lekarzom. Uważasz, że jako ekonomista, zbrojarz, asystent projektanta konstrukcji zarabiasz za słabo? Protestuj, walcz, szukaj lepszych ofert. Nie odbieraj prawa do protestu młodym lekarzom.
Jeśli mój sąsiad kupi sobie Teslę Model S to pogratuluję mu z uśmiechem i zapytam o radę - jak ja mogę taką Teslę kupić. Apeluję. Nie bądźmy tym burakiem co zardzewiałym od zawiści gwoździem rysuje karoserię.
Uważam, że każdy ma prawo walczyć o poprawę swojego losu. Cieszę się, jeśli zarabiasz lepiej ode mnie. To mnie inspiruje Chcę zarabiać jeszcze lepiej. Idźmy razem do przodu, zamiast ciągnąć się nawzajem na dno.
Pojawiają się też opinie, że kiedy jeden sektor budżetowy dostaje więcej, to drugi siłą rzeczy będzie pokrzywdzony, bo tort (budżet państwa) jest tylko jeden i w związku z tym z pustego Salomon nie naleje. I tak, i nie.
Kiedy tort jest jeden i ktoś chce wziąć dokładkę, to komu innemu może zabraknąć, ubolewam nad tym. Uważam natomiast, że każdy powinien mieć prawo protestować, każdy powinien móc publicznie uzasadnić, dlaczego zasługuje na większy kawałek. Pozostali goście powinni to umożliwić, a nawet jak im się nie podoba, to przynajmniej nie przeszkadzać. A wiecie dlaczego? Bo kiedy nikt nie protestuje, to TORT SIĘ KURCZY. Dokładnie tak. Gospodarka rośnie dynamicznie, a pensje stoją w miejscu. Tak samo lekarze, jak i nauczyciele, jak i historycy powinni domagać się przynajmniej tego, żeby tort był równie duży w stosunku do wielkości organizowanego przyjęcia. Bez protestów gwarantuję Wam, że przez kolejne dziesięć lat nic by się nie zmieniło. Po co rząd ma dokładać do interesu "swoją kasę", skoro nikt słowem nie piśnie, że jest mu źle.
Zarzut 3 - “a bo studia medyczne są takie strasznie drogie, oddajcie państwową kasę złodzieje”
Prawo jest równe dla wszystkich. Chcemy płatnych studiów dla WSZYSTKICH? Zwołajmy referendum i głosujmy. Mam stuprocentową pewność, że najgorzej na takim rozwiązaniu wyjdą studenci kierunków humanistycznych i pedagogicznych. Efektem obciążenia kosztami studiów medycznych młody lekarzy będzie tylko jedno - jeszcze szybciej i jeszcze chętniej wyjadą zagranicę, dzięki czemu błyskawicznie będą mogli spłacić swoje uczelniane zadłużenie. Życzę takich samych możliwości absolwentom filologii polskiej i politologii z kredytem liczonym w ciężkich tysiącach złotych.
Zarzut 4 - “a bo wszyscy lekarze dorabiają drugie albo i trzecie tyle na dodatkowych etatach”
Pracuję jako asystent projektanta konstrukcji. Też czasami sobie dorabiam. Gdyby moja sytuacja życiowa mnie do tego zmusiła, w nocy szedłbym pracować za barem, albo jeździł taksówką. Albo w weekendy kładłbym ludziom w łazienkach kafelki. I co w związku z tym? I NIC! Uczciwe i godne wynagrodzenie powinno przysługiwać każdemu człowiekowi za etat. Każdy może pracować po 16 godzin, tylko że to jest sytuacja jednoznacznie PATOLOGICZNA. Godna płaca, za godną pracę, w godnych godzinach. Howgh.
Zarzut 5 - “a bo później będziesz zarabiać krocie”
To zależy. W niektórych specjalnościach możesz prowadzić prywatną działalność i wtedy jest lepiej. W niektórych jesteś skazany na państwową posadę, bo musisz mieć dostęp do szpitala (np. lekarz hematolog). I tutaj pierwszy cios w samo środowisko medyczne. Niestety w ochronie zdrowia panuje system feudalny i niejednokrotnie rozwarstwienie zarobków przekracza granice dobrego smaku. Gdyby bardzo zamożny starszy lekarz/lekarka, byli ciut mniej zamożni, a grupa młodych, zaczynających życie lekarzy mogła żyć nieco godniej, to byłaby to sytuacja bardziej uczciwa. Postuluję bardziej egalitarne relacje i mniejsze rozwarstwienie płacowe.
Zarzut 6 - “a bo lekarze to na tych dyżurach ino śpiom i nic nie robiom”
Moja żona rzadko kiedy pracuje mniej niż 10, 11 godzin dziennie. Często nie ma kiedy się napić herbaty, jeszcze częściej nie ma kiedy zjeść. Zdarzyło jej się do tych 11 godzin dziennie dołożyć w jednym tygodniu 3 dyżury po 24 godziny. Bo nie było wyjścia. Bo pacjenci zostaliby sami. Na dyżurze często nie zmruży oka. A jak zmruży, to zaraz się zrywa. Nikomu nie życzę tak ciężkiej pracy. Tak dużego stresu. Tak wielkiej odpowiedzialności. Odpowiedzialności za ludzkie życie. Przeżywania w domu po raz drugi i trzeci cierpienia obserwowanego w pracy. Nikomu nie życzę.
Zarzut 7 - “lekarze protestują teraz, a za poprzedników nie, to protest polityczny”
Pan Bartosz Arłukowicz, Pani Ewa Kopacz,Pan Konstanty Radziwiłł oraz Pan Donald Tusk i Pani Beata Szydło oraz Pan Jarosław Kaczyński są WSPÓŁODPOWIEDZIALNI za zaistniałą sytuację. Chwała rezydentom, że próbują własnymi, zakrwawionymi z bólu i wysiłku dłońmi zatrzymać ten pędzący ku przepaści pociąg, gołymi dłońmi chwytając się trakcji, chwytając się torów. Bez Waszej siły i determinacji za parę lat obudzilibyśmy się z kompletnym paraliżem systemu ochrony zdrowia w Polsce.
Zarzut 8 - “lekarzom to się poprzewracało w głowach, trzeba im dokręcić śrubę”
Popatrzmy prawdzie w oczy. Sytuacja młodych lekarzy jest bardzo zła. System ochrony zdrowia jest już prawie trupem. Czy mamy wybór? Czy możemy zrazić te niedobitki pozostałe na placu boju i wysłać jest wprost w otwarte ramiona brytyjskiej, niemieckiej, czy szwedzkiej ochrony zdrowia? Musimy sobie wreszcie uświadomić, że problemy ochrony zdrowia dotyczą nas wszystkich. I ile by życzeniowo nie myśleć, to na braku odpowiednio wykwalifikowanej kadry najbardziej przejedziemy się my, pacjenci.
Zarzut 9 - “rezydentura to bardziej takie szkolenie, niż praca, więc nie można im płacić jeszcze gór złota”
“Szkolenie”, w trakcie którego pracujesz 50, 60 albo i 70 godzin w tygodniu, odpowiadasz za ludzkie zdrowie i życie, a często nie masz nawet kogo zapytać o poradę. “Szkolenie”, w trakcie którego zostaje Ci, z braku laku, tylko “rozpoznanie bojem.” “Szkolenie”, w trakcie którego z pensji 2577.24 zł netto musisz opłacić sobie sam kursy po 2000zł, czy podręczniki w cenie paruset zł/sztuka. “Szkolenie”, w trakcie którego normalnie ludzie w Twoim wieku zakładają rodziny, kupują mieszkania i samochody, a Ty też chciałbyś pozwolić sobie na ten “luksus”.
Zarzut 10 - “jak się nie podoba, to won z kraju”
Nie prośmy się o guza, bo się w końcu doczekamy.
Podsumujmy
Lekarze to prawdopodobnie najlepiej wykształcona grupa zawodowa w kraju, Mają największą odpowiedzialność ze wszystkich zawodów i niewspółmiernie niskie wynagrodzenie, Strata młodych lekarzy jest szczególnie bolesna dla ochrony zdrowia i dla nas wszystkich, Paręset kilometrów na zachód lub północ lekarze mogą żyć godnie i dostatnio i absolutnie nic ich tu nie trzyma poza miłością do Ojczyzny, do rodziny, do przyjaciół. Ale jak się na da godnie żyć, to ta miłość może nie wystarczyć, Sytuację młodych lekarzy da się poprawić.
I tu rodzi się zasadnicze pytanie, kluczowe dla zrozumienia, dlaczego system działa tak, a nie inaczej.
Dlaczego żaden rząd nic z tym problemem nie robi?
W Polsce jest 2.2 lekarza na 1000 mieszkańców, blisko 2 razy mniej niż np. w Niemczech. W związku z tym polskiemu lekarzowi nie można płacić godnie, bo jak się zacznie płacić godnie, to i lekarze zaczną pracować jak cywilizowani ludzie - na 1 etat. Jak zaczną pracować na 1 etat, to drugie tyle miejsc pracy pozostanie nieobsadzonych, kolejki wydłużą się tak, że oplotą 3 razy całą kulę ziemską, na ulice wyjdą pacjenci i poniosą rząd na widłach. Dlatego żadne rząd nie podejmuje się gruntownych reform. As simple as that. Ale kiedy się zrozumie całościowy obraz sytuacji, wtedy jasne się staje, że to casus z gatunku: “nie chcem, ale muszem.” Można jeszcze przez jakiś czas utrzymywać status quo, ale utrzymywanie statusu quo będzie z każdym miesiącem coraz trudniejsze i doprowadzi w efekcie końcowym do całkowitego paraliżu ochrony zdrowia. Wtedy PRZEGRAMY WSZYSCY. Politycy, obywatele, lekarze, pacjenci.
Moje recepty
Wzrost nakładów na ochronę zdrowia do zalecanego przez WHO minimalnego poziomu 6%, w następnej kolejności do postulowanego przez Porozumienie Rezydentów 6.8%, później do poziomu 8-9%, charakterystycznego dla krajów bardziej zamożnych, Zmiana patologicznego trybu rekrutacji na rezydentury, Wprowadzenie zakazu pracy powyżej 40 godzin w jednym miejscu pracy (patrz - kodeks pracy) oraz wprowadzenie zakazu pracy w sumarycznym wymiarze większym niż 200 godzin w miesiącu (wypoczęty lekarz, to lepiej leczony pacjent). Praca powyżej 200 godzin w miesiącu powinna być karalna, bo wiąże się z narażeniem na utratę życia lub zdrowia pacjentów, Wprowadzenie instytucji lekarza mentora, rzeczywiście szkolącego młodych lekarzy, Powiązanie na stałe wynagrodzenia lekarzy ze średnią pensją w gospodarce, wraz z corocznymi aktualizacjami tej kwoty, Zwiększenie limitów przyjęć na studia medyczne, Otwarcie się na lekarzy z państw mniej zamożnych, chcących podjąć pracę w Polsce, Zwiększenie liczby rezydentur, Wspieranie zrzeszania się lekarzy w silne związki zawodowe broniące ich praw i obowiązków, Całkowite zakazanie pracy w formie wolontariatu lub poniżej kwot ustalonych przez przepisy prawa.
Wielki szacunek i wielki wsparcie dla głodujących rezydentów. Wasze poświęcenie może być ostatnim ratunkiem dla systemu ochrony zdrowia i dla nas, obywateli i pacjentów.
Z wyrazami szacunku, Konrad Leski
*Ten tekst pewnie napisałaby moja żona, rezydentka, gdyby nie pracowała 70-80 godzin w tygodniu.
@Shagga: nie chcę mi się tego czytać, ale w dupie mam takie postulaty jakie oni mają i dlatego nie będę popieral (a dla nich bez różnicy bo moje poparcie i tak jest gówno warte)
@To_ja_moze_pozamiatam co na czym opieram? Znam osoby które dostaly sie na medycyne po roku, dwóch czy trzech prob. Niektore sa kobietami i jak beda chcialy miec dzieci to beda na urlopach macierzyńskich i czas rezydentury nie bedzie im plynac.
@To_ja_moze_pozamiatam ale o co Tobie chodzi, fakty sa takie ze trzeba skoczyc 6lat studiów, rok stażu i 5 specjalizacji. Razem 12 lat, na stazu i na specjalizacji wysokość wynagrodzenia jest ustalana ustawowo. Jak masz obsuwe na któryms z etapów, to sie starzejesz, a ilość koniecznych etapów się nie skraca, czyli możesz skończyć rezydenture późno. Eot
@Shagga: To ja nie wiem o co Tobie chodzi i czemu się uczepiłaś jakiejś obsuwy. Ja nie o tym mówiłem. Chodzi mi o to, że swoje argumenty popierasz prawdopodobnie fejkiem. I wychodzi na to, że coś jest na rzeczy skoro trzeba pisać fejki by usprawidliwić protest i pokazać, że nie jest niby polityczny. Nie jestem przeciwko protestującym ale na to wychodzi z Twojego posta.
Jest rok 2000. Niestety rozszerzona matura z fizyki, chemii i biologii przynosi jej nieco mniej punktów, niż potrzebuje, żeby zrealizować swoje marzenie.
@Shagga: W 2000 roku obowiązywały egzaminy na studia, nie brano pod uwagę wyników matury.
@To_ja_moze_pozamiatam to ze jest to fejk oparles na maturze z 2000 roku, a z tego w poscie wynikla obsuwa i chcialam Tobie wyjaśnic ze takie sytuacje sa częste. Mowie Tobie ze nie wiem czy to prawda czy nie, bo nie znam autora. Ale zdarzenia opisane w poscie sa mi znane, wiec uwazam ze niewazne czy ten konkretny przypadek jest prawda, bo wszystko co tam jest napisane znam z opowieści mojego meza i
@Shagga: Skąd w ogóle nadal krąży ten mit super trudnych studiów medycznych? 20-30 lat temu kiedy nie było internetu, wielu książek po polsku to byłaby prawda, ale aktualnie? Nie licząc tego że trwają 6 lat, to nie widziałem jakoś szczególnie by dla uczącej się osoby studia z budownictwa, elektrotechniki itd były łatwiejsze od studiów z medycy. Często są dużo trudniejsze bo mniej wymagają pamięci, a dużo więcej myślenia czysto matematycznego, które
@Shagga środowisko lekarzy jest środowiskiem zamkniętym, hermetycznym. I to nie z woli polityków, a samych lekarzy. W związku z tym jedyny zasadny postulat protestu dotyczy zarobków. Osobiście nie spotkałem się z biednym lekarzem, a wysokie progi przyjęć na studia oznaczają, że wielu ludzi chce tak pracować. Postuluję: na kierunkach o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa państwa (medycyna, kierunki zamawiane przez spółki państwowe o znaczeniu strategicznym) przed nauką zawodu dawać kandydatom do podpisania lojalkę.
@Shagga: Tak, rezydenci powinni zarabiać więcej, ale MZ powinno wymagać od nich podpisania umów, że po skończeniu specjalizacji będą pracować przez jakiś okres w Polsce. W innym przypadku jest to zwykłe marnowanie pieniędzy.
@Czerwonykaktus: Ano nie będzie, bo za granicą studia spłaci w trzy lata i przez kolejne trzy zarobi z etatu dwukrotnie więcej, niż zarobiłaby w Polsce licząc etat z dyżurami przez całą rezydenturę. ( ͡º͜ʖ͡º) O ile Kasia nie będzie na tyle obrotna, że jeszcze przed końcem studiów nie podpisze umowy z niemieckim/szwedzkim szpitalem który spłaci za nią
@Shagga: Bardzo dobry tekst ten pan napisał. Natomiast do części polskiego betonu on i tak nie dotrze, bo tyle, ile jadu i zazdrości przez te kilka dni wylało się że strony Polaków na młodych lekarzy, mnie osobiście przeraża.
Lekarze, czy prawnicy są w Polsce są traktowani jak jakieś mityczne, osobne kasty że względu na to, że posiadają "wiedzę tajemną", która w oczach januszy nie jest dostępna dla normalnego człowieka. Wiedza tajemna
@Shagga: ale kto wam wszystkim każe studiować medycynę? Co roku jest milion osób na jedno miejsce na lekarski, czy ktoś za plecami abiturientów składa ich papiery na ten kierunek? Czy idą tam studiować po to żeby później narzekać?
będąc żywo zainteresowanym protestem rezydentów i wspierając go z całym przekonaniem, postanowiłem podzielić się pewnymi spostrzeżeniami. Będzie to tekst nietypowy, bo pisany przez męża rezydentki. Nie jestem lekarzem, ale sytuacja młodych medyków dotyka mnie osobiście. I to mocno.
Dlaczego teraz? Czara goryczy przelała się podczas czytania skrajnie negatywnych, internetowych komentarzy i, co gorsza, podczas wsłuchiwania się w równie negatywnie nacechowany dyskurs publiczny.
Pewne słowa muszą zostać wypowiedziane.
Dla czystości rozumowania i czystości wywodu skupmy się w niniejszej wypowiedzi stricte na lekarzach rezydentach.
Rozpocznijmy od studium przypadku.
Wirtualnego, ale niekoniecznie rzadko spotykanego (gwoli ścisłości, wszelka zbieżność imion i sytuacji jest przypadkowa, a niniejszy opis nie tyczy się mojej żony).
Kasia kończy liceum, ma 19 lat. Od zawsze marzyła o zostaniu lekarzem. Jest rok 2000. Niestety rozszerzona matura z fizyki, chemii i biologii przynosi jej nieco mniej punktów, niż potrzebuje, żeby zrealizować swoje marzenie.
Nie załamuje się, za rok próbuje ponownie. Sukces. W roku 2001-szym rozpoczyna studia. Ponieważ są bardzo, bardzo wymagające, a liceum nie przygotowało jej do aż tak dużego wysiłku - oblewa rok. Studia kończy w 2008-mym. Ma 27 lat.
Rozpoczyna staż podyplomowy. Zarabia 1631.71 zł netto, ale na szczęście w Warszawie mieszkają jej rodzice, także ma gdzie spać. Po skończeniu stażu zdaje LEK i, co nietypowe dla lekarzy, za pierwszym razem dostaje się na wymarzoną specjalizację - hematologię! W roku 2009, w wieku 28 lat rozpoczyna rezydenturę. Dyżuruje 5-6 razy w miesiącu (po 24 godziny), rzadko wychodzi z pracy przed 18, a twarze pacjentów śnią się jej w nocy w przerwach między nerwowym przewracaniem się z boku na bok.
W międzyczasie, jakimś zupełnym cudem (bo nie ma zazwyczaj na to czasu), poznaje Tomka. Biorą ślub. W 3 roku rezydentury (rok 2012), w wieku 31 lat zachodzi w pierwszą ciążę. Ponieważ na hematologii nie mogą pracować ciężarne kobiety (z uwagi na zagrożenie dla płodu), jest zmuszona do pójścia na L4. Po L4 bierze rok macierzyńskiego - chciałaby szybciej wrócić do pracy, ale jej mąż pracuje jako magazynier i zarabia 50% więcej, więc byłoby to nielogiczne z punktu widzenia dobra jej rodziny.
Wraca do pracy w roku 2014, w wieku 33 lat. Pracuje rok, do 2015. Mało śpi, rzadko widzi dziecko, jeszcze rzadziej męża.
Ma 34 lata, właściwie jeśli chciałaby mieć drugie dziecko, to jest to niemal ostatni moment. Wspólnie z mężem podejmują decyzję i Kasia zachodzi w ciążę. Jest rok 2015.
W 2017 roku, w wieku 36 lat Kasia wraca do szpitala. Pracuje, już bez przerw, do 39 roku życia. Starsze dziecko zastanawia się, czy w tym tygodniu zobaczy swoją mamę.
Jest rok 2020. Kwiecień. Na jej konto wpływa wynagrodzenie w wysokości 2776.58 zł. I tak ma szczęście. Jej specjalizacja jest deficytowa. Średnia krajowa właśnie przekroczyła 5000zł.
Kim jest lekarz rezydent?
Lekarz rezydent ukończył 6 letnie studia medyczne, będące jednymi z najbardziej wymagających merytorycznie kierunków wykładanych na polskich uczelniach. W trakcie tych studiów często uczył się, gdy inni się bawili, a piękne, majowe poranki spędzał w prosektorium. Po skończeniu studiów nastąpił okres przygotowań do LEKu - Lekarskiego Egzaminu Końcowego, którego wynik decyduje o dostaniu się na wymarzoną specjalizację.
Zazwyczaj młodzi lekarze przystępują do egzaminu minimum 3-krotnie, na początku stażu podyplomowego, w połowie oraz na końcu. Po zdaniu LEKu i ukończeniu stażu podyplomowego lekarz rezydent zostaje pełnoprawnym lekarzem - z tzw. “pełnym prawem wykonywania zawodu” i od tego momentu zaczyna ponosić odpowiedzialność za życie i zdrowie swoich pacjentów - czyli nas.
Jak się dostać na rezydenturę, czyli studium patologii.
Po skończeniu stażu zaczyna się nabór na rezydentury. Jest to proces tak nasycony patologiami, że aż ciężko spuentować to w paru zbornych zdaniach. Najważniejszy problem jest następujący - każdy lekarz może złożyć podanie o przyjęcie na specjalizację tylko w jednej dziedzinie, tylko w jednym województwie. Nie ma drugich, czy trzecich wyborów. W związku z tym, gdy np. w Warszawie są 2 miejsca specjalizacyjne na chirurgii naczyniowej, a startuje osób 10, 8 osób zostaje bez rezydentury.
W tej samej Warszawie na 4 miejsca z chirurgii ogólnej zgłosiły się 2 osoby. Logicznym byłoby stworzenie osobom, które się nie dostały, możliwości podjęcia rezydentury w pokrewnej dziedzinie. ALE NIE. SYSTEM NIE POZWALA. Tym sposobem 8 osób zostaje bez rezydentury, a w szpitalu X brakuje 2 bardzo pilnie potrzebnych lekarzy. Co więcej, w Krakowie mogło się okazać, że na 2 miejsca z chirurgii naczyniowej nie zgłosił się nikt. Czy któryś z 8 chętnych do przeprowadzki może podjąć tę rezydenturę? NIE. SYSTEM NIE POZWALA.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ system ochrony zdrowia w Polsce jest patologiczny i te patologie objawiają się już na etapie kształcenia lekarzy, której logiczne zorganizowanie jest zadaniem trywialnym.
Dlatego chwała rezydentom za to, że podjęli rękawice, żeby te patologie zmienić.
Wracając do głównego wątku. Po dostaniu się na specjalizację i otrzymaniu rezydentury lekarz przez 4-8 lat odbywa specjalizację. W jej trakcie niejednokrotnie pełni zadania specjalisty, bierze więcej odpowiedzialności, niż jest na to gotowy i okupuje to dużym stresem. Często pracuje dużo więcej, niż wynosi ustawowy czas pracy.
To tyle jeśli chodzi o wstęp, a teraz popatrzmy na konkretne zarzuty, które krążą w “internetach”, a co gorsze, również w dyskursie publicznym.
Zarzut 1 - “wszyscy lekarze w Polsce zarabiają doskonałe pieniądze, a strajk to przejaw pazerności”
Zdementujmy tę informacje raz na zawsze. Nieraz słyszy się zawrotne sumy oscylujące w granicach od 5000-6000 tysięcy, do parunastu tysięcy złotych. Zazwyczaj im mniej kto zaznajomiony z tematem (lub im bardziej politycznie ma związane ręce), tym wyższe kwoty podaje. Wśród lekarzy specjalistów prowadzących prywatną działalność oczywiście takie przypadki się zdarzają, ale skupmy się na lekarzach rezydentach (na podstawie aktualnego rozporządzenia MZ).
Prawdziwe sumy to:
2007 zł brutto (1464.97 zł netto) dla lekarza stażysty,
3170 zł brutto (2275.20 zł netto) dla lekarzy specjalizacji niedeficytowej przez pierwsze 2 lata trwania rezydentury,
3458 zł brutto (2475.36 zł netto) dla lekarzy specjalizacji niedeficytowej przez kolejne lata trwania rezydentury (2-6 lat, łącznie 4-8 lat),
3602 zł brutto (2576.43 zł netto) dla lekarzy specjalizacji deficytowej przez pierwsze 2 lata trwania rezydentury,
3890 zł brutto (2776.58 zł netto) dla lekarzy specjalizacji deficytowej przez kolejne lata trwania rezydentury (2-6 lat, łącznie 4-8 lat).
Aktualna wartość średniej pensji wynosi 4220.69 zł (na podstawie aktualnych danych GUS).
Popatrzmy więc na te kwoty ponownie. Lekarz rezydent specjalizacji niedeficytowej zarabia, po 6 latach studiów, roku stażu i 5 latach pracy i odbywania specjalizacji 81,93% średniej krajowej z II kw. 2017 i 61,21% (!) średniego wynagrodzenia w Warszawie (patrz załączona tabela).
Czy to są doskonałe zarobki i chęć zmiany sytuacji to pazerność - pozostawiam Waszej opinii.
I jeszcze jedna rzecz. Skoro już udowodniliśmy sobie, że kwoty nie są oszałamiające i w związku z tym nie powinno dziwić, że budzą zażenowanie, warto odnotować kolejną sprawę. Podniesienie płac jest tylko jednym z wielu postulatów (zgłaszanych przez Porozumienie Rezydentów), które mogą uzdrowić polską ochronę zdrowia. Życzę kolejnym ministrom zdrowia tylu racjonalnych pomysłów, ile dotychczas już wypracowało porozumienie rezydentów.
Zarzut 2 - “a bo inni mają gorzej”
Tutaj będzie krótko. Czy uważasz, że jako kasjerka zarabiasz za mało? Protestuj i walcz. Masz moje pełne wsparcie. Nie odbieraj prawa do protestu młodym lekarzom.
Uważasz, że jako ekonomista, zbrojarz, asystent projektanta konstrukcji zarabiasz za słabo? Protestuj, walcz, szukaj lepszych ofert. Nie odbieraj prawa do protestu młodym lekarzom.
Jeśli mój sąsiad kupi sobie Teslę Model S to pogratuluję mu z uśmiechem i zapytam o radę - jak ja mogę taką Teslę kupić. Apeluję. Nie bądźmy tym burakiem co zardzewiałym od zawiści gwoździem rysuje karoserię.
Uważam, że każdy ma prawo walczyć o poprawę swojego losu. Cieszę się, jeśli zarabiasz lepiej ode mnie. To mnie inspiruje Chcę zarabiać jeszcze lepiej. Idźmy razem do przodu, zamiast ciągnąć się nawzajem na dno.
Pojawiają się też opinie, że kiedy jeden sektor budżetowy dostaje więcej, to drugi siłą rzeczy będzie pokrzywdzony, bo tort (budżet państwa) jest tylko jeden i w związku z tym z pustego Salomon nie naleje. I tak, i nie.
Kiedy tort jest jeden i ktoś chce wziąć dokładkę, to komu innemu może zabraknąć, ubolewam nad tym. Uważam natomiast, że każdy powinien mieć prawo protestować, każdy powinien móc publicznie uzasadnić, dlaczego zasługuje na większy kawałek. Pozostali goście powinni to umożliwić, a nawet jak im się nie podoba, to przynajmniej nie przeszkadzać. A wiecie dlaczego? Bo kiedy nikt nie protestuje, to TORT SIĘ KURCZY. Dokładnie tak. Gospodarka rośnie dynamicznie, a pensje stoją w miejscu. Tak samo lekarze, jak i nauczyciele, jak i historycy powinni domagać się przynajmniej tego, żeby tort był równie duży w stosunku do wielkości organizowanego przyjęcia. Bez protestów gwarantuję Wam, że przez kolejne dziesięć lat nic by się nie zmieniło. Po co rząd ma dokładać do interesu "swoją kasę", skoro nikt słowem nie piśnie, że jest mu źle.
Zarzut 3 - “a bo studia medyczne są takie strasznie drogie, oddajcie państwową kasę złodzieje”
Prawo jest równe dla wszystkich. Chcemy płatnych studiów dla WSZYSTKICH? Zwołajmy referendum i głosujmy. Mam stuprocentową pewność, że najgorzej na takim rozwiązaniu wyjdą studenci kierunków humanistycznych i pedagogicznych. Efektem obciążenia kosztami studiów medycznych młody lekarzy będzie tylko jedno - jeszcze szybciej i jeszcze chętniej wyjadą zagranicę, dzięki czemu błyskawicznie będą mogli spłacić swoje uczelniane zadłużenie. Życzę takich samych możliwości absolwentom filologii polskiej i politologii z kredytem liczonym w ciężkich tysiącach złotych.
Zarzut 4 - “a bo wszyscy lekarze dorabiają drugie albo i trzecie tyle na dodatkowych etatach”
Pracuję jako asystent projektanta konstrukcji. Też czasami sobie dorabiam. Gdyby moja sytuacja życiowa mnie do tego zmusiła, w nocy szedłbym pracować za barem, albo jeździł taksówką. Albo w weekendy kładłbym ludziom w łazienkach kafelki. I co w związku z tym? I NIC! Uczciwe i godne wynagrodzenie powinno przysługiwać każdemu człowiekowi za etat. Każdy może pracować po 16 godzin, tylko że to jest sytuacja jednoznacznie PATOLOGICZNA. Godna płaca, za godną pracę, w godnych godzinach. Howgh.
Zarzut 5 - “a bo później będziesz zarabiać krocie”
To zależy. W niektórych specjalnościach możesz prowadzić prywatną działalność i wtedy jest lepiej. W niektórych jesteś skazany na państwową posadę, bo musisz mieć dostęp do szpitala (np. lekarz hematolog). I tutaj pierwszy cios w samo środowisko medyczne. Niestety w ochronie zdrowia panuje system feudalny i niejednokrotnie rozwarstwienie zarobków przekracza granice dobrego smaku. Gdyby bardzo zamożny starszy lekarz/lekarka, byli ciut mniej zamożni, a grupa młodych, zaczynających życie lekarzy mogła żyć nieco godniej, to byłaby to sytuacja bardziej uczciwa. Postuluję bardziej egalitarne relacje i mniejsze rozwarstwienie płacowe.
Zarzut 6 - “a bo lekarze to na tych dyżurach ino śpiom i nic nie robiom”
Moja żona rzadko kiedy pracuje mniej niż 10, 11 godzin dziennie. Często nie ma kiedy się napić herbaty, jeszcze częściej nie ma kiedy zjeść. Zdarzyło jej się do tych 11 godzin dziennie dołożyć w jednym tygodniu 3 dyżury po 24 godziny. Bo nie było wyjścia. Bo pacjenci zostaliby sami. Na dyżurze często nie zmruży oka. A jak zmruży, to zaraz się zrywa. Nikomu nie życzę tak ciężkiej pracy. Tak dużego stresu. Tak wielkiej odpowiedzialności. Odpowiedzialności za ludzkie życie. Przeżywania w domu po raz drugi i trzeci cierpienia obserwowanego w pracy. Nikomu nie życzę.
Zarzut 7 - “lekarze protestują teraz, a za poprzedników nie, to protest polityczny”
Pan Bartosz Arłukowicz, Pani Ewa Kopacz,Pan Konstanty Radziwiłł oraz Pan Donald Tusk i Pani Beata Szydło oraz Pan Jarosław Kaczyński są WSPÓŁODPOWIEDZIALNI za zaistniałą sytuację. Chwała rezydentom, że próbują własnymi, zakrwawionymi z bólu i wysiłku dłońmi zatrzymać ten pędzący ku przepaści pociąg, gołymi dłońmi chwytając się trakcji, chwytając się torów. Bez Waszej siły i determinacji za parę lat obudzilibyśmy się z kompletnym paraliżem systemu ochrony zdrowia w Polsce.
Zarzut 8 - “lekarzom to się poprzewracało w głowach, trzeba im dokręcić śrubę”
Popatrzmy prawdzie w oczy. Sytuacja młodych lekarzy jest bardzo zła. System ochrony zdrowia jest już prawie trupem. Czy mamy wybór? Czy możemy zrazić te niedobitki pozostałe na placu boju i wysłać jest wprost w otwarte ramiona brytyjskiej, niemieckiej, czy szwedzkiej ochrony zdrowia? Musimy sobie wreszcie uświadomić, że problemy ochrony zdrowia dotyczą nas wszystkich. I ile by życzeniowo nie myśleć, to na braku odpowiednio wykwalifikowanej kadry najbardziej przejedziemy się my, pacjenci.
Zarzut 9 - “rezydentura to bardziej takie szkolenie, niż praca, więc nie można im płacić jeszcze gór złota”
“Szkolenie”, w trakcie którego pracujesz 50, 60 albo i 70 godzin w tygodniu, odpowiadasz za ludzkie zdrowie i życie, a często nie masz nawet kogo zapytać o poradę. “Szkolenie”, w trakcie którego zostaje Ci, z braku laku, tylko “rozpoznanie bojem.” “Szkolenie”, w trakcie którego z pensji 2577.24 zł netto musisz opłacić sobie sam kursy po 2000zł, czy podręczniki w cenie paruset zł/sztuka. “Szkolenie”, w trakcie którego normalnie ludzie w Twoim wieku zakładają rodziny, kupują mieszkania i samochody, a Ty też chciałbyś pozwolić sobie na ten “luksus”.
Zarzut 10 - “jak się nie podoba, to won z kraju”
Nie prośmy się o guza, bo się w końcu doczekamy.
Podsumujmy
Lekarze to prawdopodobnie najlepiej wykształcona grupa zawodowa w kraju,
Mają największą odpowiedzialność ze wszystkich zawodów i niewspółmiernie niskie wynagrodzenie,
Strata młodych lekarzy jest szczególnie bolesna dla ochrony zdrowia i dla nas wszystkich,
Paręset kilometrów na zachód lub północ lekarze mogą żyć godnie i dostatnio i absolutnie nic ich tu nie trzyma poza miłością do Ojczyzny, do rodziny, do przyjaciół. Ale jak się na da godnie żyć, to ta miłość może nie wystarczyć,
Sytuację młodych lekarzy da się poprawić.
I tu rodzi się zasadnicze pytanie, kluczowe dla zrozumienia, dlaczego system działa tak, a nie inaczej.
Dlaczego żaden rząd nic z tym problemem nie robi?
W Polsce jest 2.2 lekarza na 1000 mieszkańców, blisko 2 razy mniej niż np. w Niemczech. W związku z tym polskiemu lekarzowi nie można płacić godnie, bo jak się zacznie płacić godnie, to i lekarze zaczną pracować jak cywilizowani ludzie - na 1 etat. Jak zaczną pracować na 1 etat, to drugie tyle miejsc pracy pozostanie nieobsadzonych, kolejki wydłużą się tak, że oplotą 3 razy całą kulę ziemską, na ulice wyjdą pacjenci i poniosą rząd na widłach. Dlatego żadne rząd nie podejmuje się gruntownych reform. As simple as that.
Ale kiedy się zrozumie całościowy obraz sytuacji, wtedy jasne się staje, że to casus z gatunku: “nie chcem, ale muszem.” Można jeszcze przez jakiś czas utrzymywać status quo, ale utrzymywanie statusu quo będzie z każdym miesiącem coraz trudniejsze i doprowadzi w efekcie końcowym do całkowitego paraliżu ochrony zdrowia. Wtedy PRZEGRAMY WSZYSCY. Politycy, obywatele, lekarze, pacjenci.
Moje recepty
Wzrost nakładów na ochronę zdrowia do zalecanego przez WHO minimalnego poziomu 6%, w następnej kolejności do postulowanego przez Porozumienie Rezydentów 6.8%, później do poziomu 8-9%, charakterystycznego dla krajów bardziej zamożnych,
Zmiana patologicznego trybu rekrutacji na rezydentury,
Wprowadzenie zakazu pracy powyżej 40 godzin w jednym miejscu pracy (patrz - kodeks pracy) oraz wprowadzenie zakazu pracy w sumarycznym wymiarze większym niż 200 godzin w miesiącu (wypoczęty lekarz, to lepiej leczony pacjent). Praca powyżej 200 godzin w miesiącu powinna być karalna, bo wiąże się z narażeniem na utratę życia lub zdrowia pacjentów,
Wprowadzenie instytucji lekarza mentora, rzeczywiście szkolącego młodych lekarzy,
Powiązanie na stałe wynagrodzenia lekarzy ze średnią pensją w gospodarce, wraz z corocznymi aktualizacjami tej kwoty,
Zwiększenie limitów przyjęć na studia medyczne,
Otwarcie się na lekarzy z państw mniej zamożnych, chcących podjąć pracę w Polsce,
Zwiększenie liczby rezydentur,
Wspieranie zrzeszania się lekarzy w silne związki zawodowe broniące ich praw i obowiązków,
Całkowite zakazanie pracy w formie wolontariatu lub poniżej kwot ustalonych przez przepisy prawa.
Wielki szacunek i wielki wsparcie dla głodujących rezydentów. Wasze poświęcenie może być ostatnim ratunkiem dla systemu ochrony zdrowia i dla nas, obywateli i pacjentów.
Z wyrazami szacunku,
Konrad Leski
*Ten tekst pewnie napisałaby moja żona, rezydentka, gdyby nie pracowała 70-80 godzin w tygodniu.
Porozumienie Rezydentów
#protestmedykow #lekarz #zfacebooka #porozumienierezydentow #medycyna
Komentarz usunięty przez autora
Nie jestem przeciwko protestującym ale na to wychodzi z Twojego posta.
@Shagga: W 2000 roku obowiązywały egzaminy na studia, nie brano pod uwagę wyników matury.
Postuluję: na kierunkach o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa państwa (medycyna, kierunki zamawiane przez spółki państwowe o znaczeniu strategicznym) przed nauką zawodu dawać kandydatom do podpisania lojalkę.
@Czerwonykaktus: Ano nie będzie, bo za granicą studia spłaci w trzy lata i przez kolejne trzy zarobi z etatu dwukrotnie więcej, niż zarobiłaby w Polsce licząc etat z dyżurami przez całą rezydenturę. ( ͡º ͜ʖ͡º) O ile Kasia nie będzie na tyle obrotna, że jeszcze przed końcem studiów nie podpisze umowy z niemieckim/szwedzkim szpitalem który spłaci za nią
Lekarze, czy prawnicy są w Polsce są traktowani jak jakieś mityczne, osobne kasty że względu na to, że posiadają "wiedzę tajemną", która w oczach januszy nie jest dostępna dla normalnego człowieka. Wiedza tajemna