Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Różowy #przegryw here.

Jestem gruba od urodzenia. Tak, uwielbiane przez wszystkich wytłumaczenie "hormony". Tyle że w moim przypadku jest to combo: niedoczynność tarczycy, PCOS, androgenizacja nadnerczowo-płciowa, insulinooporność. Lata wyzwisk, szykan a nawet przemocy fizycznej ze strony rówieśników. Jako dziecko byłam dość aktywna fizycznie - kosz, zajęcia taneczne dwa razy w tygodniu, rower. Nic nie pomagało. Gdy było już bardzo źle w wieku 12 lat wybrałam się do dietetyka. Mimo, że moi rodzice od małego dbali o to, żebym odżywiała się zdrowo, wciąż byłam wielorybem. Dietetyk pomógł chwilowo, bardzo szybko przybrałam to co straciłam wciąż trzymając się zaleceń. Rok później pojawiła się ciężka depresja przez dokuczanie ze strony rówieśników i wiecznie uszczypliwe uwagi od babci z którą mieszkałam. 2 lata terapii, obyło się bez leków. Za to pojawił się refluks żołądka i kamienie w pęcherzyku żółciowym. Dzięki lekarzom, którzy wmawiali moim rodzicom, że tylko udaję ból i wywołuję wymioty żeby nie chodzić do szkoły musiało dojść do krytycznego stanu, żeby ktoś zaczął diagnozę. Ale fakt, że wtedy dość mocno schudłam. I mimo ciągłego bólu pierwszy raz w życiu byłam całkiem zadowolona z własnego ciała. Oczywiście po diagnozie nawet na ścisłej diecie zaczęłam mocno tyć. Żeby to ograniczyć zaczęłam też więcej ćwiczyć, co skończyło się poważną kontuzją kolana i kolejną diagnozą - zwyrodnienie stawów kolanowych. Musiałam porzucić taniec, który kochałam. I to wszystko grubo przed 18 rokiem życia. Po 18 zostały u mnie zdiagnozowane wcześniej wspomniane zaburzenia hormonalne. Kolejni dietetycy, kolejne porażki.

Nienawidzę siebie. Gdyby nie to, że zawiodłabym moich rodziców jeszcze bardziej, to już dawno skończyłabym ze sobą. Doświadczyłam odrzucenia wiele razy w życiu. Znajomi często okazywali się fałszywi. Zresztą nie mam ich wielu, a większość ma swoje życie, więc nawet się do nich nie odzywam. Krępuje się wychodzić do ludzi, żeby nie zaburzać ich poczucia estetyki będąc spaślakiem. Próbowałam i kończyło się to tak, że idąc chociażby do klubu z koleżankami i tak czułam spojrzenia i słyszałam komentarze wymieniane między facetami "dlaczego zawsze ładne dziewczyny muszą mieć koleżankę wieloryba". Mam dość siebie. Przerabiam piątego dietetyka w życiu, ale słyszałam to już i od niego i od endokrynologa, że nigdy nie będę szczupła. Więc po co mam żyć? Chciałabym założyć rodzinę, uwielbiam dzieci, instynkt macierzyński szaleje, ale co z tego, jak nikt mnie nie zechce do czegoś więcej niż niezobowiązujące ruchanie. Już nie mówiąc o tym, że nie mam sumienia przekazać dalej tak z-------h genów.

Jeśli ktoś to przeczytał to przepraszam, chciałam się komuś wygadać, ale nie chcę zarzucać znajomych swoimi problemami. Przykro mi, jeśli poświęciłeś/aś czas na ten wysryw maciory.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 26
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@AnonimoweMirkoWyznania: też mam insulinooporność, nadmiar androgenów, chorą tarczycę i możliwe że PCOS plus problemy ze stawami. Przytyłam nagle po pierwszym roku szkoły średniej, udało mi się powoli zrzucić 9kg, ale 5 wróciło i nie chce drgnąć. Nie mam żadnej porady, ale łączę się w bólu. (,)
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Czyli ile konkretnie ważysz przy jakim wzroście? Jaki rozmiar nosisz? Może wcale nie jest tak źle jak Ci się wydaje. Nie przesadzajmy, 50% polaków ma nadwagę, na ulicy jest pełno grubych ludzi. W związkach, z dziećmi, pracują i żyją. I nie są grubi z powodu choroby tylko z powodu obżarstwa.
  • Odpowiedz
@filozof900: Cudów nie ma, w Auschwitz nie było grubasów. Nie wiem po co Ci lekarze marnują 6 lat na medycynie potem kilka na stażach, rezydenturach i specjalizacjach skoro organizm jest taki prosty w działaniu i każdy jest taki sam.
  • Odpowiedz
Jedyne czego Ci potrzeba do szczęścia to zaakceptowanie stanu rzeczy takim, jakim jest. Na hormony nie bedziesz miała wpływu, dopóki się z tym nie pogodzisz to inni również będą postrzegali Cię jako malo atrakcyjna. Jest wiele „grubych” kobiet, które pomimo swej wagi wiodą szczęśliwe życie, spełniają się. Uwierz w siebie i w to ze jesteś piękna! Spróbuj znaleźć inna pasje, skoro z tańcem nie wyszło.
  • Odpowiedz
@filozof900 przy wymienionych wyżej schorzeniach to tak nie działa. Nawet zbyt intensywny wysiłek może spowodować przyrost wagi (tak, to możliwe). Zorientuj się zanim napiszesz, ale czego ja tu wymagam w sumie.
  • Odpowiedz
@filozof900 poczytaj sobie o insulinoopornosci. Przy tym komórki Twojego ciała oporno są na działania insuliny, która chce dostarczyć do nich glukozę, jednak te są na nią oporne. Dlatego cała glukoza trafia do tkanki tłuszczowej. Tak w dużym skrócie i z niedociagnieciami. Podwyższony poziom kortyzolu sprawia, ze tkanki są jeszcze mniej wrażliwe na działania insuliny. Podczas intensywnych ćwiczeń kortyzol się uwalnia, a to prowadzi do tego, że insulina znowu nie może dostarczyć
  • Odpowiedz
@filozof900 biologiem ani lekarzem, ani nikim uprawnionym nie jestem. Mówię to, co wiem z autopsji i z tego, co mówią mi lekarze. Przy IO nie występuje normalny proces spalania. Jest to choroba metaboliczna, więc wszystko działa nieco inaczej. Nie umiem Ci odpowiedzieć na to pytanie albo tak - nie chce, bo mogłabym popełnić błąd.
  • Odpowiedz
@GrumpyStar: ale ty nadal gadasz o czymś innym dziewczyno. zrozum to, że fizyki nie da się oszukać. zasada zachowania energii. jeżeli przyjmujesz 1800 kalorii a zużywasz 2000 to nie ma FIZYCZNEJ możliwości żebyś nie schudła. po prostu nie da się, to nie jest mój wybór, twój, to nie tyczy się tylko czlowieka, tak po prostu jest i to ci powie każdy lekarz na świecie

po polsku nie moge znaleźc ale
  • Odpowiedz
@filozof900 > "w efekcie im bardziej intensywny wysiłek, tym większy stres dla organizmu - produkcja antagonistycznych hormonów dla insuliny (kortyzol!), co prowadzi do braku spadku masy ciała"
  • Odpowiedz