Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Wygląda na to, że mam problem którego rozwiązanie nie istnieje.


Miasto wojewódzkie here, 24 lvl. Znaczną część życia byłem typem, który cały czas wolny po szkole spędza w domu. Głównie komputer, wcześniej książki, gazety. Nie lubiłem sportów zespołowych, miałem kiepską kondycję, więc nie jarało mnie #!$%@? w gałę na boisku, trenowanie karate itp No ale to nie jest teraz najważniejsze, przenieśmy się do teraźniejszości. Nie jestem jakimś wybitnym przegrywem, robię całkiem dobre pierwsze wrażenie xD Tylko z małą ilością ludzi znajduję wspólny język, typowe dynamiczniaki trajkoczące godzinami o niczym to dla mnie zło wcielone i zerowa wartość poznawcza. Na początku gdy kogoś poznaję jestem dość pierdołowaty, ale potem się jakoś rozpędzam. Nie oglądam GoT i innych normickich wytworów kultury i mam specyficzne zainteresowania, co odbiera mi sporo tematów do rozmowy z większością ludzi.

Gdzieś pod koniec liceum rozkręciłem się nieco towarzysko, zaczęły się osiemnastki i te sprawy, zaczęło mi zależeć na bardziej rozbudowanych kontaktach towarzyskich, jakichś wyjściach razem na miasto ito. To co było mi potrzebne, to grupa najbliższych kumpli, którą przez chwilę miałem (było nas 3). Niestety z czasem się to rozpadło, z jednym z nich się pokłóciłem o jakąś pierdołę i tak już zostało, zwyzywaliśmy się na GG (stare czasy xD) i tyle. Choć dziś nie jest mi szkoda, że tak się stało, bo była to osoba fałszywa. Gorzej że odcięło mnie to od tego drugiego kumpla, przez co mogliśmy się widywać już tylko w dwójkę i o wiele rzadziej.

Na licencjacie trafiłem na straszliwie niefajny i nietowarzyski rok, gdzie z nikim nie szło nawiązać normalnego kontaktu. Było to przykre i demotywujące, ale równocześnie próbowałem swoich sił w pewnym zespole tanecznym, gdzie towarzysko było fajnie, wspólne imprezy, alkohol lał się szerokim strumieniem. Ludzie byli trochę starsi a towarzystwo lekko hermetyczne, miałem wrażenie że dołączyłem do nich zbyt późno żeby móc zostać "jednym z nich". Ale najgorsze że nie szło mi tam technicznie, moje #!$%@? ruchowe zafundowało mi wypadek, skutkiem którego byłem wyłączony z akcji do końca sezonu, a potem gdy wróciłem, okazało się że tak naprawdę nic nie umiem i stwierdziłem że nie ma sensu tego dalej ciągnąć.

Nieco później miałem poważne kłopoty zdrowotne, nie mogłem uczestniczyć w zajęciach i spadłem rok niżej. Po powrocie trafiłem na nowych ludzi, którzy pojedynczo byli w miarę OK, ale stopień ich integracji znowu był zerowy. Przychodzili na uczelnię, a po zajęciach elo cześć, tyle ich widzieli. Licencjat skończyłem, a potem zainteresowałem się inną aktywnością hmmm, artystyczną, gdzie przyjęto mnie od razu, bo podobno robiłem niezłe wrażenie. Ludzie podobnie jak w poprzednim zespole, byli sympatyczni, choć w moim wieku lub starsi, zajęci i zabiegani jak cholera. Ale były wspólne wyjazdy szkoleniowe, czy na wyjazdy. Niemal równo rok po dołączeniu zostałem przyzwany do gabinetu, gdzie podziękowano mi za współpracę, bo jednak dyrektor artystyczny się pomylił i nic ze mnie nie będzie. No #!$%@? dzięki, akurat jak się własnie już do was przywiązywałem...

Teraz jestem na magisterce. Rok nieco mniej liczny, ludzie o wiele ciekawsi. Mamy coś jak grupkę znajomych, widzimy się co jakiś czas, nawet teraz w wakacje. Ale to jest tylko marna namiastka tego co zawsze chciałem mieć. Dla nich to już tylko przerywnik między pracą, wieczorem z chłopakiem/dziewczyną, czy najebką z własną paczką. Przy piwie rozmawiamy o tym samym co poprzednio. Albo pierdoły, albo formalne nudne sprawy. Gorzej, że chyba nie zapamiętują swoich wzajemnych odpowiedzi i ze spotkania na spotkanie kręcą się w kółko, z tego co widzę. Szkoda że ja pamiętam i zaczynam się wówczas gotować z irytacji. Póki co to ukrywam, robię dobrą minę do złej gry ale nie wiem ile wytrzymam, zanim to wszystko im wykrzyczę po pijaku.

Ale zaczynam mieć dosyć. Licząc od liceum, miałem PIĘĆ szans na stworzenie sobie najbliższej paczki znajomych. Wszystkie zakończyły się klapą i bardzo mnie to boli. Teraz już na to za późno i najnowsza paczka jest na to gorzkim dowodem. Nie mam już sił próbować kolejny raz, bo dobrze wiem że to bez sensu. Będę miał za mało czasu żeby stworzyć coś trwałego zanim skończą się studia, lub klasycznie - wszystko #!$%@? się nagle z jakiegoś powodu.

Wielu pewnie powie, że to przecież nie tragedia, że mało kto ma taką trwałą paczkę dzisiaj, że ważni są przyjaciele itp. No właśnie. Mam sporo kumpli i dobrych znajomych, ale żadnego nie nazwę przyjacielem. Widzimy się 1-2 razy w miesiącu, wymieniamy aktualności i tyle. Do tego każdy z nich jest z innej bajki i zgromadzenie >2 z nich naraz byłoby dziwne i niezręczne. Tego też zaczynam mieć dość. W trakcie roku akademickiego wszystko jakoś się kręci, ale teraz w wakacyjny nudny wieczór nie mam do kogo zadzwonić z pytaniem "ej, jedźmy za pół godziny nad rzekę się #!$%@?ć", nie mówiąc już o porozmawianiu na jakiś trudniejszy temat... Temat dziewczyn dla mnie nie istnieje, nigdy mnie szczególnie nie interesowały, teraz próbowałem sobie jakiejś poszukać z nudów, ale mam wrażenie że robię coś wbrew sobie, totalnie na siłę. Niniejszym - #!$%@?ę.

Przez wakacje pracuję sobie w dużym obiekcie, gdzie ludzi jest od cholery, a jedyne interakcje to polecenia i small talki. Wykańcza mnie takie coś, wracając z pracy mam ochotę od razu iść spać albo uprzednio zalać pałę. Jednocześnie brakuje mi kogoś bliskiego, ale nie mam siły na jego poszukiwanie. Zmęczyły mnie porażki dotyczące grupek, a poznawania nowych ludzi mam na tę chwilę dość. Przez ostatnie lata poznałem sporo ludzi, ale marny procent z nich wykiełkował w cokolwiek poza znajomych na FB.
Mam już po uszy liniowych konwersacji zapoznawczych, o studiach, aktywnościach, zainteresowaniach i całym tym gównie. Dobrze wiem że z ludźmi z obecnej pracy będzie to samo, dziś cośtam sobie pogadamy, a z wypowiedzeniem nasze drogi na zawsze się rozejdą. Ci akurat są ode mnie młodsi, ale maja już własne sieci najbliższych kontaktów. Nie chcę być u kolejnej osoby priorytetem towarzyskim kategorii C lub D. Dalsze zbieranie takich ludzi jest mi już zbyteczne.

O co tu chodzi, do cholery? Mam aż takiego pecha w życiu, czy coś jest ze mną nie tak i nie potrafię budować relacji z ludźmi? Jeśli tak ma wyglądać reszta mojego życia, to ja to #!$%@?ę, wykupię Spotify Premium i zostanę latarnikiem gdzieś w Norwegii. Won't make much difference...

#psychologia #socialskill #gorzkiezale #przegryw a może #asperger #feels

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
AnonimoweMirkoWyznania - #anonimowemirkowyznania 
Wygląda na to, że mam problem które...

źródło: comment_ybAkiYxCvZBurymuJvyxVYqZJAgHrA3f.jpg

Pobierz
  • 8
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Jak dla mnie nie dajesz sobie luzu. Nie wszystko da się zaplanować i nad wszystkim posiadać kontroli. W kontaktach z ludźmi oczekujesz od nich postawy i myślenia które sam posiadasz, albo którego byś od nich oczekiwał. Można trafić na takich którzy będą posiadali podobne spojrzenie na świat, a wybitnie trudno będzie znaleźć takich posiadających dokładnie takie samo. Zapewne jesteś, przynajmniej po części, perfekcjonistą. Łatwo będąc takim człowiekiem nie akceptować
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania
Jakie są te twoje "specyficzne zainteresowania"? Tentacle rape porn?
Dużo osób ma problem z tym, że czują się samotni w tłumie ludzi. Ciężko w pracy złapać jakieś lepsze znajomości bo ludzie nie po to tam chodzą. Szkoda, że na studiach wyszło tak jak wyszło. W sumie to musisz mieć niewiarygodnego pecha albo robisz coś źle, a co gorsza nie dowiesz się co robisz źle bo nie masz od kogo.
  • Odpowiedz
OP: @goromadska:

Dzięki za obszerną odpowiedź. Sporo prawdy jest w tym co napisałeś. Uwielbiam mieć wszystko zaplanowane wcześniej, nieraz mam całe wyobrażenia dotyczące jakichś przyszłych wydarzeń, a gdy potem coś nie idzie zgodnie z planem/wyobrażeniem, to się wkurzam i łapię coś w rodzaju focha. Ogólnie chyba nie ułatwiam sobie zawierania kontaktów - przywołując sobie w myślach parę sytuacji, zdarzało mi się niemalże skreślać jakieś osoby, tylko dlatego, że nie odpowiadała mi w niej jedna negatywna cecha, która potrafiła przesłonić całą resztę. Obawiam się, że mam to po jednym z rodziców.

Dodatkowo często totalnie nieświadomie narzucam wszystkim swój pogląd na sprawę lub wizję czegoś. Najgorsze jest to, że najczęściej za cholerę nie jestem w stanie zauważyć, że zachowuję się w ten sposób jak totalny egoista i mam gdzieś uczucia, gusta, interesy itp drugiej strony. Okropnie źle pracuje mi się w zespole, a absolutnie najgorzej jest, gdy ja sobie robię jedną rzecz i nagle mi się ją przerywa, każąc od teraz robić coś innego. Nie znoszę czegoś takiego, wyprowadza mnie to całkiem
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania
Możesz iść do psychologa, powinien pomóc. Muszę jednak powiedzieć że ciężko trafić. Na specjalistę z powołaniem. Niestety dużo jest słabych psychologów. Jak po pierwszym spotkaniu by Ci nie pasował to zmieniaj. Możesz też samemu się zrozumieć z literaturą. Ta bym Ci mógł podać, ale muszę poszukać, może wieczorem. Odezwij się na PW :)
  • Odpowiedz
  • 0
@AnonimoweMirkoWyznania Nie lubisz rozmawiać o pierdołach. Do tego się odnoszę. Mnie też irytują takie sytuacje. Spotykam się z pewną grupą osób i rozmawiamy na tematy dotyczące raczej szkoły, imprez, życia znajomych. I tak w kółko, przy następnym spotkaniu to samo. Trochę irytuje. Tu pojawia się następujący problem. Czy w ogóle z takimi ludźmi się spotykać? Według mnie musisz znaleźć poziom równowagi. Z jednej strony trzeba szukać ludzi do przysłowiowej "paczki", ludzi
  • Odpowiedz