Wpis z mikrobloga

Witajcie Mircy

Zaczne od tego ze moja żona "namiętnie" przegląda mój telefon, komputer i szpieguje moją korespondencję z kimkolwiek... wiec na szybko napisze póki nie ma mnie w domu.

Do rzeczy :(
Jesteśmy małżeństwem 12 lat, mamy 6 letniego syna i drugie dziecko w drodze... Nasze małżeństwo wali się a ja bardzo chcę je uratować (tak wiem, to dziwne, że tutaj piszę o czymś takim).

Moja żona to typowa "Księżniczka". Pierwsza ciąża i kilka lat po urodzeniu to był okres okupiony awanturami i prawie rozpadem związku. Moja ukochana żona w tym czasie okazała się totalnym leniem. Ja rozumiem, że kobieta w ciąży potrzebuje odpoczynku i wytchnienia ale w sytuacji kiedy jest w domu na zwolnieniu lekarskim (nie musiała leżeć) powinna coś w tym domu robić kiedy ja chodziłem do pracy. Nie było robione nic... Wracałem zmęczony z pracy, brałem się za gotowanie, sprzątanie, zakupy... Kiedy prosiłem o jakąkolwiek pomoc była awantura - "Co ty ode mnie chcesz - zmęczona jestem" (nie bardzo wiem czym ale niech będzie) - więc robiłem wszystko w domu żeby było jej jak najlepiej - dosłownie zasuwałem jak osioł. Cała ciąża pomimo braku przeciwwskazań bez seksu, totalna jałowizna... Ledwo to wytrzymywałem. Kiedy mnie jednak przyłapała na masturbacji wieczorem to robiła mi awanturę, wyzywała od zboczeńców i zarzucała mi, że ją w ten sposób zdradzam :(

Urodził się syn - wymyśliła, że to ja mam w nocy do niego wstawać i karmić (oczywiście - to, że potem musiałem wstać i jechać do pracy nie było dla niej przeszkodą), przez rok też tylko ja go kąpałem, chodziłem do lekarzy, brałem na szczepienia i badania. Starałem się nie narzekać choć na tle przeciążenia mnie obowiązkami wybuchały straszne awantury. Ja prosiłem o pomoc i zaangażowanie w dom - słyszałem "#!$%@?" albo "nie mam siły". Kiedy wracałem z pracy - ona już leżała i nic ją nie obchodziło więc to na mnie spadało ogarnięcie obiadu, zrobienie zakupów, wyjście z psami, ogarnięcie syna. I tak mijały mi samotnie popołudnia i wieczory...

Wieczory były straszne, samotność przeplatana z awanturami kiedy prawie na kolanach błagałem o seks albo żeby spędziła ze mną trochę czasu... Zdarzało mi się czasem wieczorem wypić piwo. Nic szczególnego - jedno, może dwa w tygodniu - też były awantury, że jestem "pijak i alkoholik". Płakałem. Wpadłem w depresję, miałem myśli samobójcze. Błagałem ją żeby się zmieniła

W taki sposób mijały lata. Żona studiowała, robiła kursy, szkolenia, jeździła na konferencje. Niestety - pomimo o wiele lepszego i szerszego wykształcenia ode mnie przez te wszystkie lata nie zrobiła nic żeby lepiej zarabiać. Sytuacja była i jest taka, że wciąż jej pensja nie pokrywa nawet połowy naszych miesięcznych zobowiązań więc wszystko niejako jest na mojej głowie. Na szczęscie jestem dość "obrotny" i nigdy nie miałem problemu z szukaniem dodatkowej pracy więc dorywczo dorabiałem na zleceniach w weekendy i po nocach żeby było na jej edukację. Kiedy prosiłem ją o to żeby wykorzystała swoje kompetencje słuchałem, że jej się nie opłaca albo nie ma siły. O to też były kłótnie :(

Mijały lata.... Seks zdarzał się raz na kilka miesięcy... Seks, który dla mnie był zbyt mocno powiązany z uczuciami żeby ją zdradzić. Pożądałem jej pomimo zaniedbania bo "moim przyrodzeniem steruje serce a nie wzrok"... Wciąż jej pragnąłem i czułem sie okropnie odtrącony. Na tym tle też były awantury - bywało, że na kolanach błagałem o wspólne spędzenie czasu, o seks, o jakąkolwiek bliskość. Odrzucała mnie i wyzywała :( Nie poddawałem się.

Pół roku temu zaczęliśmy z niewiadomych powodów starać się o drugie dziecko. Nagle zrobiła się miła i serdeczna, spędzała ze mną czas, chciała się kochać prawie codziennie. Myślałem, że coś wreszcie do niej dotarło, że coś się zmieniło i mamy szansę być RODZINĄ. Wszystko było wspaniale do czasu aż się okazało, że zaszła.

Wróciło to samo... Mija półtora m-ca ciąży a ja - szkoda gadać. Całymi dniami #!$%@? mnie za wszystko za co się tylko da, robi mi wyrzuty o wszystko, odzywa się do mnie gorzej niż ja bym się nie odezwał do psa - z tonem pełnym pogardy, widzi mnie tylko kiedy trzeba coś zrobić w domu albo zawieźć ją do lekarza - ale wtedy też się na mnie drze nie przebierając w słowach. Wczoraj znowu płakałem przez nią kiedy mnie boleśnie odtrąciła i poszła spać o 19 zostawiając mnie i syna samych bo "ona jest zmęczona" - siedzeniem w domu i nie robieniem niczego - tak! Nie robi nic. Nie posprząta, nie ugotuje, nie wyjdzie z psami.

Przez wszystkie lata małżeństwa tylko ja zajmowałem się finansami i "obsługą prawną" - kredyty, urzędy, sprawy finansowe - wszystko ogarniam sam. Ona od 10 lat chyba nawet raz nie zalogowała się na nasze wspólne konto ale potrafi robić awantury kiedy zabraknie na coś pieniędzy, oskarża mnie o kłamstwa i wydawanie pieniędzy. Nic ją nie interesuje skąd biorę pieniądze na różne rzeczy, po prostu "ma być" i tyle. Jeśli nie ma to "wydałeś na coś" albo "znowu mnie okłamujesz!".

Mam dość ciągłych awantur, czucia się winnym wszystkiego i bać się z żoną rozmawiać o czymkolwiek :( Mam 37 lat i czuję, że życie ucieka mi przez palce. Żadnej radości. Nikt mnie nie przytuli, nie pamiętam kiedy słyszałem, że mnie kocha.

Nie jestem chodzącym ideałem, też czase się pomyle w zakupach albo zapomne o co mi kazała danego dnia zrobić druga połowa - ale to jest nic w porównaniu z lenistwem mojej żony, które przy drugiej ciąży wróciło spotęgowane wraz z agresją i poniżaniem na każdym kroku :( Jestem wykończony psychicznie, leczę się psychiatrycznie. Depresja, nerwica, stany lękowei inne wstydlwe dolegliwości.

Czy jest jakakolwiek szansa żeby ona się zmieniła? Co ja robię źle? Może od początku małżeństwa za dużo wziałem na siebie i pozwoliłem jej wejść sobie na głowę? Jak to odwrócić?

#logikarozowychpaskow #tfwnogf #zwiazki #psychologia
  • 78
@Lauretgarnier: popatrz na znajome pary gdzie facet nie podejmuje decyzji bez akceptującego spojrzenia małżonki
popatrz na inne sytuacje gdzie mężczyzna zachowuje się jak by nie potrafił podjąć decyzji
jak takie "podbutowe" przypadki są traktowane

dodałem "w związkach", bo pomimo że w większości przypadków uważam kobiety za znacznie gorszych managerów, tak w zawodowych sytuacjach, spotkałem kilka przypadków przeczących temu trendowi dosyć drastycznie i będących fantastycznymi liderami
@Lauretgarnier Terapia dla Ciebie. (Plus ja bym się udała do biegłego psychologa po opinię, że jesteś ofiarą przemocy psychicznej).
Dla małżonki zaprzestanie wszelkich działań z Twojej strony. To nie dziecko, żeby jej permanentnie trzeba było prać, sprzątać i gotować. Jak chce mieć czysto, wyprane i chce zjeść to niech sama to robi w tym wypadku.
Kasę dawaj tylko na normalne rzeczy codziennego użytku (jedzenie, chemia itp). Skoro pracuje to resztę może sobie
Ogarnij się, bo jesteś w takiej dupie, że se tego nie wyobrażasz. Ona Cię już nie kocha, ma Cię dość i całkiem możliwe, że ma bolca na boku, a to że Cię zdradzała myślę, że jest pewnikiem.


@mlodyteam: To jest prawdopodobne, a z tym staraniem o dziecko może już wpadła i chciała to zakamuflować. No chyba, że to zarzutka.
@Lauretgarnier: teraz to jestes dosc gleboko w dupie. Po pierwszym dziecku, gdy byly dlugotrwale takie jazdy jak opisujesz, trzeba bylo sie rozwodzic.

Nadal jednak rozejscie sie to jedyna opcja. Ona sie nie zmieni, nie na dluzej.

Rozwod bedzie bolesny, ale potem bedziesz mogl sie pozbierac.
Zakladam ze chesz utrzymac w miare mozliwosci opieke nad dziecmi, wiec potrzebne ci beda nagrania tego co zona odwala. Tyle ze z okresu ciazy czy tuz