Wpis z mikrobloga

W życiu przestępcy – a także i więźnia – zdarzają się niekiedy dramatyczne momenty, w których od skutecznego rozpoznania orientacji rozmówców (i to nieraz w błyskawicznym czasie), mogą zależeć jego przyszłe losy wraz z ewentualnością tragicznych dla niego następstw.

Takie sytuacje zdarzały się dawniej, gdy administracja więzienna, poszukując sposobów walki z podkulturą więzienną, uciekała się nie kiedy do nielegalnych środków represyjnych. W niektórych jednostkach penitencjarnych utworzono wtedy nieformalnie tzw. rozgrypsiarnie. Były to cele mieszkalne ze specjalnie dobranym składem więźniów, np. silnych fizycznie osobników lojalnych wobec administracji albo uczestników innej podkultury więziennej, konkurencyjnej i wrogiej wobec grypsujących (grupa festów). Oddziałowy wprowadzał do takiej celi, rzekomo przypadkowo przydzielonej, przywiezionego do zakładu więźnia grypsującego, zaś uprzedzeni mieszkańcy tej celi przygotowani byli na „wyperswadowanie” mu sensu uczestnictwa w podkulturze grypserskiej. W cichej umowie pomiędzy nimi a administracją mieli oni zagwarantowaną wolną rękę w doborze środków owej „perswazji”. W związku z tym nowo przybyły mógł zetknąć się z najróżniejszymi sposobami oddziaływań grupy wobec niego. Wszystkie zmierzały do tego, aby wypowiedział się, że zaprzestaje grypsowania. Wypowiedź taka – oznaczająca rezygnację z udziału w podkulturze grypserskiej – była ogłaszana i nie kwestionowana także przez zainteresowanego. Istnieje bowiem wyraźna norma kodeksu grypserskiego zakazująca zapierania się udziału w swojej podkulturze bez względu na okoliczności.

Najłagodniejszym sposobem rozgrypsowania był szantaż wobec nowo przybyłego
do celi: albo przestanie grypsować i będzie traktowany jak równy członek nowej grupy, albo spotkają go szykany, prześladowania i przemoc. Z reguły dawano mu określony czas do namysłu, np. pół godziny. Częstszą formą „agitacji” było jednak zastosowanie przemocy już na wstępie. Bezpośrednio po wejściu nowy współwięzień otrzymywał strzał – cios pięścią w twarz albo zostawał pobity przez grupę i dopiero potem tłumaczono mu, jakie oczekiwania ma do spełnienia. W najgorszym przypadku nowo przybyłego czekały wymyślne formy poniżania i brutalnej przemocy fizycznej, łącznie z okrutnym zbiorowym gwałtem homoseksualnym. Zapowiedzią takiego potraktowania mogło być na przykład rzucenie na podłogę przed nowym współwięźniem porcji margaryny wraz z propozycją: smaruj styję (dupę) maryśką, bo ułani jadą! Ponury humor tego zawadiackiego zwrotu rozbawiał oczywiście tylko jedną stronę. Adresat owej przerażającej propozycji był właściwie w sytuacji bez wyjścia, gdyż wiedział, że albo natychmiast zaprze się swojej organizacji i będzie z niej wykluczony, albo zostanie przecwelony i znajdzie się na dnie socjalnym społeczności więziennej. Czasem zresztą obiektywnie istniała tylko ta druga możliwość, bez względu na to, co powiedziała ofiara. Jedynie najwięksi wojownicy i charakterniacy potrafili wyrwać się z opresji, gdyż znali sposoby przeciwdziałania zagrożeniom oraz mieli szybki refleks, dostatecznie dużo odwagi i determinacji, aby sprostać sytuacji.

Taki właśnie grypsujący natychmiast po wejściu do celi witał się w określony sposób, polegający na zadaniu pytania: jak jest u was? Na to pytanie przedstawiciele obu grup podkulturowych mieli organizacyjny nakaz odpowiadać w imię normy zakazującej wypierania się swojej grupy. Odpowiedź taka różnicowała ich członków i pozwalała na identyfikację przynależności grupowej. Grypsujący musieli bowiem odpowiadać git, zaś feści – fest. Każda inna odpowiedź oznaczała frajera. Tak więc charakterniak znalazłszy się w rozgrypsiarni, po zorientowaniu się z kim ma do czynienia, wybierał – zależnie od oceny sytuacji – albo numer z lolą albo chlastanie. Lola, zwana też czasem berłem albo kropidłem, to szczotka do mycia muszli ustępowej. W obu podkulturach przestrzega się zasady, że dotknięcie kogoś tą szczotką oznacza degradację socjalną. Wobec tego w opisywanych okolicznościach git-człowiek, któremu udało się chwycić lolę (trzymanie za rękojeść nie jest wykroczeniem kodeksowym), staje się panem sytuacji. Oto on może zdegradować każdego, kto zbliży się do niego! Zachowując dystans wokół siebie człowiek siadał na klapę – dzwonił, a oddziałowy przenosił go wtedy do innej celi. Próba rozgrypsowywania okazywała się wówczas nieudana. Bywało jednak niekiedy tak, że mieszkańcy opisywanej celi, przewidując taką ewentualność, zapobiegali jej. Jeden z nich po prostu pilnował dostępu do loli. Wówczas grypsującemu pozostawała druga możliwość, tj. pochlastanie, czyli dokonanie natychmiast poważnej samoagresji. Stosowano np. doskok do okna, rozbicie szyby i głębokie rozcięcie brzucha kawałkiem szkła. Grupie pozostawało już tylko powiadomić oddziałowego, który kierował rannego do izby chorych. Silną stroną takiej próby było przede wszystkim zaskoczenie, dlatego w razie pierwszego niepowodzenia personel na ogół nie ponawiał dalszych prób rozgrypsowania.

Fragment książki Tajemnice grypserki Macieja Szaszkiewicza. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

#wiezienie #grypsowanie #przestepczosc #kryminal #patologia #ciekawostki
grafikulus - W życiu przestępcy – a także i więźnia – zdarzają się niekiedy dramatycz...

źródło: comment_G95TzjIWEgKH9n0jg96bAzWXNvc94Slk.jpg

Pobierz
  • 5