Wpis z mikrobloga

Oj, Mirki, Mirki...Tydzień w #pracbaza zakończył mi się tak żenująco, że aż musiałam przejść kilka rundek między półkami i dopiero po tym wyjść na tramwaj.

15 minut do mojego wyjścia. Koleżanka, roboczo nazwijmy ją Kasia, uznała, że zrobi coś pożytecznego dla sklepu, póki jeszcze jestem obecna i postanowiła wynieść kartony z dostawy. Kontenery, jak zresztą w większości przypadków, stoją w podwórku, do którego mamy wyjście od strony zaplecza. Dodatkowo dzieli je od nas wielka, żeliwna brama otwierająca się na zewnątrz, której otwarcia nie da się skontrolować. Bo duża i trzeba na nią naprzeć z lekkim impetem. Oczywiste jest to, że w podwórku nie jesteśmy same i dzielimy je z kilkoma innymi miejscami, w tym escape room i hotel. Toteż mamy tam mały parking, usytuowany mimo wszystko dość niefortunnie.
Dzielna Kasia, po uporaniu się z kartonami (mogła przecież zginąć #pdk) poszła w kierunku drzwi, potem bramy. Szczęście chciało, że nie użyła zbyt dużej siły do jej otwarcia, gdyż za nią stał zaparkowany samochód, toteż w niego nie przywaliła. Ale co się lekko wkurzyła to jej. Napisała kartkę z informacją, żeby koleś nauczył się nie parkować tuż przed bramami, bo będzie miał porysowany samochód.

Po 5 minutach postanowiła sprawdzić ponownie, czy ktoś nie przeparkował ów samochodu. Przed nim widzi właścicieli pojazdu, kwintesencję społeczeństwa- Janusz z wąsem czerwony bardziej, niż komunizm, Grażyna i ich gówniak. Janusz, naturalnie wściekły, bo "śmieć śmiał śmieć", od razu wyskoczył z ryjem.
-Pani to napisała?!
-No tak. W czym problem?
-No to ja w takim razie dzwonię na policję!!!- wykrzyknął.

"Ależ dlaczego zaraz policja, skoro samochód nie ucierpiał ani trochę?" zapytacie. Uwaga:
Janusz uznał, że ma na piśmie (czyt. na kartce pozostawionej przez koleżankę) dowód, że są to GROŹBY KARALNE i dzwoni z tym na bagiety.


Nie dał sobie wytłumaczyć zupełnie nic. Kiedy Kasia próbowała jakkolwiek poprosić o dojście do słowa to słyszała cały czas jedynie, że "jasne, ale wie Pani co to są groźby karalne?!" Tak bardzo się ten Janusz nakręcił na te groźby, że w którymś momencie nawet nie zwracał uwagi czy ktokolwiek cokolwiek mówi, a nadal powtarzał że policja, że groźby, że on zna Konstytucję (serio) i swoje prawa, że groźby, że hurr durr. Nawet interwencja Pani, która odpowiadała za porządek na parkingu (i wzięła cała winę na siebie, bo ponoć źle ich pokierowała) nic nie dała, Janusz ciągle nakręcony.

Jeśli liczycie na jakiś mega finał z zakuciem w kajdanki Kasi i dożywociem, to niestety zawiodę. Skończyło się przeparkowaniem i, niestety, brakiem interwencji ze strony policji, na którą tak bardzo liczyłam (mówiłam jej, że szkoda, że mu w trakcie kłótni nie powiedziała, żeby jednak zadzwonił skoro uważa to za tak haniebny czyn, godny na zdechnięcie w Sztumie)

##!$%@? ##!$%@? #takbylo #truestory