Wpis z mikrobloga

Będzie potężna ściana tekstu więc na początek TL;DR:
Punkt widzenia rodzica rozbestwionego gimbusa na akcje #pokazhejtera i walkę z polskim YT

W związku z ostatnimi akcjami, jakie się wyprawiają pod tagami #pokazhejtera oraz #polskiyoutube chciałam zabrać głos reprezentując drugą stronę barykady czyli rodziców. Z moim synem już to przeżyłam ze skutkiem na szczęście pozytywnym. Tzn. młody obecnie ma 14 lat i psychikę nieskażoną i niespaczoną gównem z YT, mimo że był przez dłuższy czas zafascynowany głównie isamu, ale też innymi bardziej lub mniej mądrymi youtuberami.

Ogólnie inicjatywa #pokazhejtera i akcja jaką rozkręca dalej @Trawker podobają mi się. O ile podyktowane są prawdziwą chęcią utarcia nosa pyskatym gówniarzom, pokazania że nie są w Internecie tak anonimowi jak im się wydaje, a przede wszystkim ukrócenia szerzenia nienawiści, wyzywania i znęcania się nad innymi. Dlaczego to podkreślam? Ponieważ mam wrażenie, że wiele osób spod tagu #danielmagical urządziło sobie po prostu niezłą zabawę z wrzucania zdjęć kolejnych rozwydrzonych dzieciaków i d-----------a znienawidzonym youtuberom powołując się jednocześnie na szczytny cel „oczyszczania i uzdrawiania polskiego YT”. Niby cel uświęca środki, ale właśnie ten cel chyba niektórym umyka. To tylko taka luźna dygresja. Nie piję do nikogo konkretnego. Po prostu zwracam uwagę aby czasami dwa razy pomyśleć zanim wystawi się na pośmiewisko zdjęcie, czasami bogu ducha winnego dzieciaka.

Do sedna. Czego oczekujecie od rodziców po tych akcjach i jakich efektów się spodziewacie? Poważnie mnie to zastanawia. Sama jestem rodzicem świadomym Internetu i wiem jak to wszystko funkcjonuje, ale mam kontakt z innymi rodzicami zupełnie zielonymi w tej kwestii więc powiem wam jak będzie wyglądać ich reakcja. Otóż taki rodzic słyszy, że coś jest nie tak w tym Internecie i zakazuje Internetu. Czy taki zakaz przyniesie pozytywny skutek dla dzieciaka? Oczywiście, że nie. Nie oszukujmy się. Przecież dobrze wiemy, że w dzisiejszym świecie w Internecie życie kwitnie. To są kontakty towarzyskie, ciekawostki, mnóstwo wiedzy i rozrywki. Dzieciaki po szkole kontaktują się ze sobą w Internecie, grają ze sobą (Tak! Gry są fajne i mówię to jako rodzic z pełną świadomością i odpowiedzialnością za to co mówię! Wiele gier rozwija pozytywne umiejętności jak strategiczne myślenie, logiczne myślenie, umiejętność współpracy, komunikacji, znajomość języków obcych), rozmawiają, bawią się, uczą. Zakazać dzieciakowi Internetu to jak odizolować go od świata rówieśników, a chyba nie ma nic gorszego jak odosobnienie.

Jeszcze trochę o innej stronie reakcji. Myślicie, że te mamuśki/tatusiowie, którzy wam odpisali jak to bardzo dziękują za informacje i obiecują, że zajmą się dzieckiem, faktycznie przejęli się tym co się z tym ich dzieckiem dzieje? Niektórzy może tak, ale rękę sobie dam uciąć, że mniejszość. Za dużo od różnych rodziców się nasłuchałam w sytuacjach gdy coś zarzucano ich dziecku żeby w to wierzyć. Oni sobie w takiej sytuacji myślą „Jezu, jaki wstyd…”. Tak, przejmują się bardziej tym co inni sobie pomyśleli/pomyślą, a nie tym co w głowie ich dzieciaka siedzi. Taki rodzic o-------i dzieciaka, że wstyd, że tyle ludzi widzi co tam napisał, że niech tylko jeszcze raz spróbuje i… zakaże Internetu.

W takim razie co rodzic powinien zrobić? Nie wiem. Dlatego właśnie Was pytam, jako w większości młodych użytkowników sieci co na was by zadziałało? Wydaje mi się, że problem trzeba ugryźć od tej strony również, a nie tylko informować. Tak, tutaj trochę piję do akcji jaką chce rozkręcić @Trawker (nie gniewaj się mireczku, nie mam osobiście nic do ciebie i akcję oceniam pozytywnie oraz wspieram, ale po prostu chcę zwrócić uwagę na kilka, moim zdaniem istotnych, aspektów). Wpis mireczka jest bardzo nasycony emocjami i skrajnym, negatywnym nastawieniem do YT. Dodatkowo jest tam trochę bzdur, anegdot czy przykładów, które też ktoś chyba mocno ubarwił (może nawet sami nauczyciele je opowiadający, bo jak wiemy na młodzież uwielbiają narzekać i ją demonizować). Bywam w gimnazjum jak i w szkole podstawowej i zapewniam was, że korytarze nie są puste, a dzieciaki na przerwach nie siedzą po kątach zajęte komórkami. Trener, który nie wpuszcza na trening dzieciaka bo podobno „wyczuł”, że dzieciak jest maniakiem youtuba to też, delikatnie mówiąc, kiepski trener i żaden autorytet. Przecież poprzez sport czy jakiekolwiek inne aktywności takiego dzieciaka można by „naprostować”, a ten mu drzwi przed nosem zamyka.

Sama informacja i pokazanie tego co się w necie dzieje od tej negatywnej strony nie wystarczy. Tutaj potrzeba wsparcia kogoś z doświadczeniem i wiedzą, świadomego nie tylko psychiki dziecka, ale również Internetu, kto powie rodzicom co mają rozbić. Powiecie kontrola. A ja odpowiem – g---o, a nie kontrola! Kontrola w takim sensie, w jakim większość rodziców ją rozumie to kolejne zakazy. Filtry i inne bzdury. To znowu prowadzi do tego co zupełny zakaz Internetu czyli m.in. odizolowania dziecka od tego co popularne wśród rówieśników, a w dłuższej perspektywie do odizolowania od rówieśników. Zresztą jak dzieciak sprytny to i tak dalej będzie oglądał to co będzie chciał, tyle że u kolegów, a nie u siebie w domu.

Moim zdaniem to nie youtuberzy są winni demoralizacji gówniarzy, a rodzice i wychowanie – wychowanie od podstaw. Tego się nie zmieni jedną, nawet potężną akcją. Jeżeli dzieciak ma wpojone do głowy odpowiednie wartości, zasady, poczucie moralności i szacunek do drugiego człowieka to żaden debil z Internetu mu w głowie nie namiesza, a ewentualnie zapozna z „ciekawym” słownictwem. Ja mojego syna kontrolowałam, ale nie w sposób jaki opisałam wyżej, nie zakazując. Oglądał isamu i innych, i ja doskonale sobie z tego zdawałam sprawę. Sama oglądałam z ciekawości czym to moje dziecko się interesuje. Mało tego, potrafiłam z nim usiąść i oglądać, ale nie popierałam, a raczej dopytywałam i podważałam słuszność tego co tam się wyprawia. Nie krytykując wprost, ale na spokojnie, sensownymi argumentami. Pytałam np. „Dlaczego on tak klnie na kogoś?”. Młody mi tłumaczył, a ja dopytywałam czy to na pewno wystarczający powód żeby tak po kimś jechać. Pewnie wiele osób mnie zjedzie za to, że wiedząc co on oglądał na to w ogóle pozwalałam. Ja dalej uważam, że nie ma sensu zakazywać. Grunt to rozmawiać z dzieckiem i odpowiednio je ukierunkować. Czy mi się to udało? Nie wiem. Może miałam na to wpływ, a może młody po prostu z tego wyrósł i sam dojrzał. W każdym razie już nie ogląda i sam się z tego nabija. Teraz to ja się przed nim ukrywam z oglądaniem magicala, bo by mnie też pewnie wyśmiał ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Podsumowując. Życzę sukcesów w „oczyszczaniu” polskiego you tuba, uświadomienia jak najwięcej rodziców, ale też polecam trochę ochłonąć, trochę powstrzymać emocje, a włączyć rozsądek. Jeżeli robić taką akcję to zaangażować dobrego pedagoga, który też nie będzie krytykował Internetu, ale będzie wbijał tym rodzicom do głowy, aby dzieckiem się zainteresowali i z nim rozmawiali zamiast krzyczeć i wszystkiego zakazywać. A i w takiej sytuacji nie liczyłabym na spektakularne efekty, bo takie rzeczy są rodzicom tłumaczone dziesiątki razy na różnych spotkaniach i pogadankach, a rezultatów brak. No cóż, może chociaż uda wam się dotrzeć do niektórych (a to już będzie ogromny sukces) i dla zasady zniszczyć trochę youtubowego raka ;)

Pozdrawiam tych, którzy dotrwali do końca. Niestety nie umiem zwięźle pisać ;)
  • 33
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@feketehajuno: Zgadzam się, wielu rodziców podejdzie do sprawy w sposób który opisałaś. Nie będę tego rozkładał na czynniki pierwsze bo można by ścianę tekstu napisać, jeśli jednak chodzi o samą akcję to żeby odniosła ona sukces potrzebna jest praca u podstaw i wg mnie bardziej efektywne byłoby zainteresowanie tematem szkół (placówka ma większą siłę przebicia niż jakiś anon piszący wiadomość na fejsie, może np. poinformować odpowiednie służby bądź wywalić ze
  • Odpowiedz
@filip-mikolajczak: Dokładnie tak. Niestety w szkołach brakuje ludzi, którzy nie tylko mają doświadczenie w pracy z dzieciakami i wiedzą jak do nich dotrzeć, ale też znają się na tym jak funkcjonuje internet. Wytyczne z góry może i są, różne programy i przedsięwzięcia aby rodziców i dzieci uświadamiać o bezpieczeństwie w sieci, ale niestety jest to robione po omacku i dla kogoś kto ma jakieś pojęcie wydaje się po prostu śmieszne,
  • Odpowiedz
  • 1
@feketehajuno Więc może zamiast zakazów warto by było sporządzić "białą listę" youtuberów i rozesłać rodzicom? Może dogadać się z youtuberami by umieszczali na filmach znaczki z odpowiednim wiekiem jak np. Gimper?
  • Odpowiedz
@Ktos27: Trzeba kombinować, im więcej pomysłów tym łatwiej wybrać te najbardziej skuteczne. Jednak nie bardzo wiem co taka biała lista mogłaby zdziałać. Nie da się zmusić dzieciaków do oglądania tego co akurat my na takiej liście umieścimy, a jednocześnie mogłoby to doprowadzić do zakazu oglądania pozostałych czyli tych spoza listy. Znaczek to akurat dobry pomysł. Mógłby to być chociaż sygnał dla rodziców na co zwrócić uwagę.
  • Odpowiedz
  • 0
@feketehajuno To zależy, kto byłby na takiej liście.
Taki właśnie Gimper, który dawniej nagrywał z JP Armią łatwo przyciągnąłby uwagę fanów Isamu - moim zdaniem dobrze łączy żarty z ciekawymi opowieściami.
  • Odpowiedz
@Magromo: I niewykluczone, że gdzieś tam w------l był. Nie jestem za bezstresowym wychowaniem, bo całe życie jest stresujące i trzeba dzieci do tego przygotować, ale w------l przynosi często odwrotny od zamierzonego skutek.
  • Odpowiedz
  • 1
@feketehajuno Innym sposobem byłoby dogadanie się z Isamu i resztą (co w obecnej sytuacji będzie albo bardzo łatwe albo bardzo trudne) by jakoś wpłynął na widzów - zachęcił do szukania innych, "wartościowych" treści czy poprosił o kulturę w komentarzach.
  • Odpowiedz
  • 0
@feketehajuno I - wracając do białej listy - służyłaby ona jako ściąga dla rodziców - mogliby sprawdzić, czy dany twóca znajduje się na liście.
Jeżeli nie, rodzic sam oceniłby youtubera, a może nawet uzupełniłby listę.

Krokiem, który graniczy z niemożliwością jest namówienie samego Youtube do wprowadzenia obowiązku oznaczenia wiekowego.

Wydaje mi się, że niedawno Youtube cenzurował pewne treści, takie jak przekleństwa czy nadmierna p-----c.
  • Odpowiedz
  • 0
@feketehajuno Jak to u części ludzi bywa przypadłość - nie znam się, ale się wypowiem.
Mniemam że nie masz pojęcia o sporcie wyczynowym ani rekreacyjnym dzieci w wieku do 12 lat.
Powiedz w takim razie co ma trener wybrać 10 dzieci które musi przygotować na zawody indywidualne, czy tego jednego buntownika żeby go wychowywać.
EFEKTYWNA praca z nimi nie istnieje, cierpią na tym wszyscy.
Przychodzą potem rodzice normalnych dzieci z pretensjami o małe efekty, bo trener zajmuje się za dużo wychowywaniem i w efekcie rodzic zabiera rokujące dziecko do innego klubu (poważnego)
  • Odpowiedz
Jak to u części ludzi bywa przypadłość - nie znam się, ale się wypowiem.

Mniemam że nie masz pojęcia o sporcie wyczynowym ani rekreacyjnym dzieci w wieku do 12 lat.


@Mefii: Nie mam zwyczaju się wypowiadać w tematach, o których nie mam pojęcia. Wystarczyło zapytać zamiast od razu krytykować. Od 5. roku życia zawsze coś trenowałam. Najpierw taekwondo przez ponad 10 lat, w międzyczasie zaczęłam przygodę z siatkówką, którą trenowałam aż do końca studiów. Na studiach już bardziej rekreacyjnie, bo nie miałam czasu na zawody i obozy treningowe, ale wcześniej zaliczyłam kilka sukcesów na poziomie ogólnopolskim (zarówno w taekwondo jak i w siatkówce). Mój syn trenuje piłkę nożną od 6 roku życia więc już 8 lat.

Dzieciaki bywały różne, ale nikt nikogo nie skreślał na dzień dobry. Ja też do świętych nie należałam i w zasadzie mogę powiedzieć, że m.in. dzięki trenerowi z czasów szkoły średniej nie zeszłam na złą drogę w okresie dojrzewania/buntu. Mój syn miał w drużynie dwójkę dzieciaków z domu dziecka, naprawdę trudnych, ale nawet im trener nie odpuścił. Dawał sobie z nimi radę i wcale nie odbywało się to kosztem całej drużyny. Obecnie jeden z nich osiąga sukcesy w trampkarzach jednej z lepszych
  • Odpowiedz