Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mircy, zrobiłem podsumowanie swojego zeszłego roku i naszła mnie taka rozkmina… Będzie trochę o miłości #logikarozowychpaskow #zwiazki, walce z samym sobą #mikroksy, pieniądzach i pomyśle na samego siebie. Od razu ostrzegam, że szykuje się wall of text i nie będzie TL;DR.

Na początku zeszłego roku rozstałem się z dziewczyną. Z wielkim bólem i zadrą w sercu zrobiłem to, gdy w 100% przekonałem się, że ze zwykłej, cichej dziewczyny przekształciła się w rasową golddiggerkę. Jak się o tym przekonałem? Paradoksalnie bardzo prosto. Gdy się pozwaliśmy byliśmy tak naprawdę szczeniakami (ona 19, ja 22). Po dwóch latach zamieszkaliśmy razem. Przeprowadziliśmy się do Warszawy i wiedliśmy względnie spokojne życie. Ale nagle coś trachnęło, świat poszedł do przodu, pojawiły się nowe perspektywy i tym podobne wątki. W czym rzecz - na początku naszego wspólnego mieszkania razem dzieliliśmy się wszystkimi obowiązkami i kosztami sprawiedliwie. Nie rozliczaliśmy się co do złotówki, ale staraliśmy się utrzymywać zdrowy bilans 50/50. Ona zarabiała w granicach 1800 netto miesięcznie, ja 2500 netto/mies.

Z czasem zmienialiśmy prace, zarabialiśmy coraz więcej (szczególnie ja - praktycznie podwajałem z każdym rokiem swoją wypłatę). Ale z zarobkami szło też zaangażowanie w pracę. Pracowałem więcej i więcej, ale zawsze starałem się spełniać wszystkie oczekiwania. Nigdy nie było pustej lodówki (to był mój zakres), ona za to sprzątała i też nigdy nie było z tym problemów. Byłem szczęśliwy, ale gryzło mnie to, że z każdym kolejnym miesiącem moje wydatki na wspólne kwestie rosły. Doszło do tego, że praktycznie ja płaciłem wszystkie rachunki, a ona miała kasę tylko dla siebie. Powoli w perspektywie rysowała się wizja wspólnej przyszłości. Ślub, wspólne, własne mieszkanie itp. Właśnie! Ale jeśli wspólne to chyba fajnie byłoby gdyby ona też coś od siebie dawała, prawda? Poprawcie mnie, jeśli się mylę. :-)

Po tym przydługim wstępie historia właściwa. Wspominałem już o planach na mieszkanie i ślub. Właśnie, mieszkanie i ślub… Z racji tego, że na wszystko zapracowałem sam (tzn nie brałem kasy od rodziców) tak samo chciałem sfinansować mieszkanie, a później wziąć ślub. Ona była zwolenniczką innego scenariusza. Najpierw ślub, a z mieszkaniem „to rodzice pomogą”. Problem w tym, że nie byłem przyzwyczajony do ciągnięcia kasy. Nie chciałbym później usłyszeć, że wybraliśmy źle, kuchnia miała być inna, „nie na to daliśmy Wam pieniądze”…. Znacie te historie, prawda? Ja wolę skromniej, a za swoje i po swojemu. Z racji rozbieżności w kwestii mieszkanie/ślub vs ślub/mieszkanie - rozstaliśmy się. Nie chcę opisywać szczegółów, bo to nie o tym ta historia, ale uwierzcie mi, że przebilibyśmy niejedną brazylijską telenowelę.

Jednak postanowiłem się nie poddawać i realizować swój plan. Zaoszczędzone pieniądze przeznaczyłem na wkład na mieszkanie. Wykończyłem je prawie wyłącznie własnymi rękoma. Skończyłem rozliczanie swojej firmy, dostałem PIT od etatowego pracodawcy i sytuacja wygląda następująco: w zeszłym roku zarobiłem 140 tys. netto na umowie o pracę + 30 netto tys. z własnego biznesu „po godzinach”. Miesięcznie poświęcałem około 180 godzin na pracę. W przeciągu zeszłego roku zrzuciłem 8 zbędnych kilogramów. Z 95 kg na 87 przy wzroście 185 cm. Ogólnie wychodzi na to, że to był najlepszy rok mojego życia jak do tej pory. :-)

Teraz, drodzy Mircy i Mirkówny powiedzcie mi, gdzie mogę znaleźć normalną dziewczynę? Normalną tzn. nie z tindera, badoo ani innych wynalazków. Bawiłem się w to chwilę, ale niestety tam nie ma nic ciekawego. Nie mam problemów w nawiązywaniu kontaktów, poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi, ale jeśli chodzi o coś więcej…. Prędzej czy później ujawnia się twarz golddiggerki. Specjalnie nie mówię kobietom/dziewczynom o mieszkaniu, na „randki” przyjeżdżam drugim autem (6-cio letnie Mondeo sedan, nic szczególnego). Gdy dochodzi co do czego i lądujemy u mnie to już niestety nie da się ukryć gdzie mieszkam i jakie mam mieszkanie. Z każdą kolejną randką dziewczyny / kobiety pokazują, że teraz muszę o nie bardziej starać, kupować prezenty itp. Zazwyczaj wtedy kończę znajomość. Nie chcę kupować kobiety, bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Zauważyłem, że nie gra roli wiek. Spotykałem się z przenajróżniejszym przedziałem wiekowym - od 22 do 30 lat. Sam w październiku skończyłem 25 lat. Wiem czego chcę od związku, wiem czego nie chcę. Jasno i klarownie przedstawiam swoje oczekiwania i na nic nie nalegam.

I teraz pytanie do Was - jak, gdzie znaleźć tą jedyną?

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 23
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@AnonimoweMirkoWyznania: rozwód do randki porownujesz? Poza tym to faceci sa znani z ty k---o zmarnowałaś mi 20 lat zycia, a ona tylko zupę przesoliła. Po rozwodzie kazdy żałuje tych lat. Moze twoja chciała cie zmotywować do czegoś, każda chce by jej mężczyzna był najlepszy. Tylko sama takze powinna pracowac nad sobą. Takze mężczyźni sa leniwi i trzeba im czasami powiedzieć co należy zrobic xd i wydaje mi sie ze raczej
  • Odpowiedz
NaćpanyTowarzysz: > Nie ma chyba nic bardziej niemeskiego w facetach, niż mówienie jestem brzydki i rozpacz nad tym.

@chwila: tą rozpacz to sama sobie dodałaś. stwierdzam fakt - nie jestem przystojniakiem z gazet. hur dur niemęski. a niech bedę , wisi mi to. nie trafiłaś- po prostu roszczeniową postawę miała i nie ma nic bardziej niekobiecego, a wrecz nieczłowieczego jak taka postawa. do gazu z takimi od razu

Zaakceptował:
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: oczywiscie ze po 5 spotkaniu nie wiem czy z ta kobieta chce sie zenic :D

ja place za dziewczyny z ktorymi sie spotykam / spotykalem (nawet jak to zwykle kolezanki byly) ... niektore proponuja 50/50 lub w pozniejszym terminie odwdzienczaja sie kinem / biletem na cos etc.

a jesli chodzi o intercyze to wplatam to "przypadkiem" do jakiejs dyskusji i patrze na reakcje.
  • Odpowiedz