Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania

Ostatnio był tutaj wpis o tańcu, że po co to komu, nic to nie daje itp. To taka dłuższa historyjka, prawdziwa i trochę z #logikarozowychpaskow #coolstory
Sam byłem dosyć słaby w te klocki do momentu aż poznałem pewną dziewczynę, z którą się dosyć mocno zaprzyjaźniłem. (mieliśmy po jakieś 15 lat). Naprawdę lubiłem z nią spędzać czas. Była ładna, wg mnie bardzo, ale od początku bardziej traktowałem ją jak siostrę niż potencjalny obiekt do wyruchania. Ona tańczyła od dziecka, często spotykaliśmy się w takim klubie kulturalnym (lata 90 to teraz nie wiem jak to nazwać) gdzie była salka. Puszczała jakąś muzykę i tańczyła przed lustrami a ja sobie jak na stuleja wypadało czytałem książkę spokojnie. Po jakimś czasie zaczęło mnie to jednak nudzić i postanowiłem skorzystać z okazji do nauki. Szło mi naprawdę okropnie, obstawiam, że jestem jakimś antytalentem ale po w zasadzie 2 latach znajomości ogarnąłem jakieś tam podstawy tańców towarzyskich. Ot tak, żeby jak trzeba było gdzieś wyjść do ludzi to umieć zakręcić laską na parkiecie (ewentualnie ciotką) i pokazać, że coś się tam umie.
Teraz przechodzimy do historii właściwej. W liceum w klasie maturalnej (98/99) byłem z pewną dziewczyną. Wszystko układało się w porządku aż nie trafiła do tej szkoły jej kuzynka, która miała odbywać praktyki przygotowujące do zawodu nauczyciela. Jeszcze żeby był lepszy przypał to akurat uczyła nas francuskiego. Szczerze nienawidziłem tego przedmiotu. Praktycznie nic nie umiałem (jak większość klasy, dodatkowy język oprócz ang) i w zasadzie nawet niespecjalnie chciałem się go uczyć. Była naprawdę ładna, ale tak kobieco a nie karynowo-tapeciarsko. Niestety strasznie się do mnie #!$%@?ła od samego początku i gnoiła mnie na każdym możliwym kroku. Nie wiem co ja jej zrobiłem, ale na myśl o francuskim to już mi się odechciewało życia :D Oczywiście to lekka przesada, ale uczepiła się strasznie. Chyba bardzo mi chciała udowodnić, że jestem debilem i nie pasuję do jej idealnej (przynajmniej ze strony ocen)kuzynki. Sytuacja trwała tak 2-3 miesiące nic a nic się nie poprawiając. Nastał czas osiemnastek. Moja dziewczyna też oczywiście miała. Mieli naprawdę duży dom, z taką salą na dole jakby do jakichś mrocznych rytuałów co w zasadzie nawet nam pasowało. Impreza spoko, wszyscy lekko (ja trochę bardziej niż lekko) wypici. Gdzieś około 22 przyszła ta jej kuzynka ze swoim. Strasznie się #!$%@?łem no ale spoko, w końcu są rodziną i jakoś niedaleko mieszkają to w zasadzie mogłem się spodziewać. Przysiadła się do nas. Jako, że naprawdę jej nie znosiłem to wybyłem na parkiet pląsać byle z dala od niej. Widziałem, że ciągle się na mnie gapi ale ignorowałem to zupełnie. Tańczyłem i chlałem na zmianę. Okolice północy. Ona się pokłóćiła o coś ze swoim chłopakiem a moja jebła focha, że podczas lania pasem tak jej #!$%@?łem, że świeczki w oczach miała. Wyszedłem zapalić, za mną kuzynka. Nawet nie wiedziałem, że pali. Wyjaraliśmy w milczeniu siedząc obok siebie. Jak wróciliśmy na salę, porwała mnie do tańca. Wiedziała o co chodzi zdecydowanie. Okazało się, że pobawić się z nią można zajebiście. Jej chłopak wybył, moja ciągle obrażona. Bawiliśmy się bardzo dobrze, chlejąc na umór. Jak się skończyła historia pisał nie będę, bo to oczywiste a nie chcę czytać, że to jakieś wymysły stulejarza. Wydaje mi się, że właśnie z powodu tego, że na parkiecie potrafiłem się nieźle zaprezentować wyszło jak wyszło.
Jeśli w ogóle ktokolwiek doczytał do tego momentu to tak na szybko. Moja się dowiedziała (nawet nie zdążyłem jej powiedzieć) i po wszystkim (patrząc na nią dzisiaj- nie ma czego żałować)
Jeśli chodzi o francuski - w szkole miałem wciąż tak samo #!$%@?.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 6