Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Czytałem ostatnio wyznanie, że typ umie angielski i pakiet office i ma 2500 netto + różowy drugie tyle i płacze, że jest źle.
Powiem Ci coś mirku przesympatyczny: Ja od małolata tyrałem na gospodarstwie, które to miało być rozwojowe dzięki moim starszym braciom (dużo starszym, bo o kilkanaście lat ode mnie), ale o tym później. Nigdy nie byłem na żadnych wakacjach czy czymś podobnym, bo trzeba robić przecież żeby mieć. Jako sześciolatek zostałem przyuczony do obsługiwania ciągnika, no bo przecież już nogą do sprzęgła dostawałem. Było wszystko dobrze dopóki u mojego ojca nie wykryto raka. Miałem 10 lat wtedy i sami wiecie ile rozumiałem. Przez lata cierpienia ojca i podróży po szpitalach zacząłem uczyć się życia dopiero. Przy końcu mojej nauki w szkole średniej (zdobyłem wtedy dyplom technika elektronika wraz maturą na prawie 100%) umarł mój ojciec. Po konsultacji z rodziną ustaliliśmy, że będę kontynuował naukę, bo przecież to klucz do sukcesu.
Tylko, że nie. Wszystko się zaczęło #!$%@?ć. Ja dalej kontynuowałem naukę pomagając równocześnie w gospodarstwie mając łapy #!$%@? w gównie po łokcie i się z tego ciesząc, bo przecież tak trzeba. Wówczas mój najstarszy brat (który to był oczkiem w głowie ojca) oddał się nihilistycznemu stylowi życia, #!$%@?ąc absolutnie wszystko co osiągnął do tej pory (a osiągnął dużo, bo np. jako pierwsi mieliśmy zachodnie maszyny i auta na wsi, a to coś tam znaczy.. przynajmniej wtedy dużo znaczyło... zwłaszcza, że nie było żadnych dotacji, bo nie byliśmy nawet w ue w tych czasach). Zaczął wyprzedawać swoją część majątku. Drugi brat jeszcze chwilę trzymał ciągłość, ale szybko popadł w marazm, a później w alko. Mniej więcej wtedy chyba popełniłem błąd mojego życia...
Byłem świeżo po szkołach i kilku pracach dorywczych. Mieszkałem w Warszawie i znalazłem pracę za 4500 koła. Poznałem kilka interesujących koleżanek i byłem na dobrej drodze by się jakoś ustatkować. Ale szkoda mi było Matki, bo braciom ciężko ją było do lekarzy wozić (zaczęła chorować), czy nawet kupić coś porządnego do domu. I wróciłem. To był błąd, bo powinienem się gdzieś zainstalować, jak najdalej od tego syfu i wziąć matkę do siebie, a tych utracjuszy mieć w dupie. Ale nie, ja ciągle myślałem, że może jakoś to będzie i będziemy mogli sami na siebie zarobić z gospodarki, rozwijać się... I tu wkroczyły uzależnienia. Paliłem od dawna, ale rekreacyjnie, później trochę bardziej, aż teraz nie palę wcale, ale za to pije. #!$%@? dużo pije ostatnio. W wolnych chwilach na razie, ale nie wiem co będzie za rok. Mam depresje. Zaraz po przyjeździe z wwa znalazłem dobrą pracę (w nomen omen branży rolniczej), którą w sumie kocham i zarabiam porządnie chyba - przez sezon ~6msc robie 20koła, do tego dochodzą fuchy w czasie wolnym na które wykręcam ~10. To te 30k przy jakichś ośmiu miesiącach pracy nie jest źle, ale #!$%@? mać:( Jakbym nie musiał z mamą utrzymywać tego grajdołka to już bym dawno wyjechał w siną dal. A bracia! No obaj teraz chlają na umór jak widzą że mogą. Jeden ma kuratora i już dwie sprawy (kiedyś próbował nas w pijackim amoku pozabijać - do dzisiaj nie wiem jak ta szyba śliznęła się po mojej głowie rozcinając tylko ramię), a drugi leży non stop zaszczany. Trzeba ich cały czas pilnować. Delirki i pogotowie jest grane. Tak też się może zrodzić patologia, nie tylko od rodziców. "Kumple" oczywiście w większości się poodwracali, bo przypał, eh po co się z takimi znać (kiedyś przychodzili naprawiać rożne rzeczy - od pegazusków po spawanie Ursusa, bo co jak co ale człek się na czymś zna i warsztat zawsze był bogaty).
Ehh nie wiem co robić.. póki co przy życiu głównie trzyma mnie praca, którą naprawdę lubię. No i Mama, której nie pozwolę być samej w tym syfie, a ona chce dokonać swych dni na ojcowiźnie. No i ci nieszczęśni bracia... Łatwo się mówi zostaw to, niech giną. No bo może i tak, bo szkoda twojego życia. Ale weź #!$%@? zostaw... Nie mamy żadnej rodziny, która by nam pomogła. Jeszcze niedawno była, jak od mojego śp Ojca coś chcieli to byli, teraz nie ma nikogo.
Wybaczcie chaotyczny ten wpis (o ile opublikujecie), ale już dziesiąta perełka leci.
Hmm nie mam się komu wyżalić i tak myślę, że to anonimowo-mirkowe wyznanie.. ehh sam nie wiem co da. Może coś da, dla kogoś

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
  • 8
OP: Jeszcze kilka miesięcy i spłacę zobowiązania kredytowe jakie zaciągnęli bracia. Teraz już nie mają na co brać pożyczek, to pewnie zaczną wyprzedawać resztę maszyn itp. co na nich stoi. Ja pewnie bym i wyjechał, tylko co z mamą? Jak ona cały czas ma nadzieje.. a bo chłopcy to i tamto. Na nią stoją budynki i część areału. Syndrom Sztokholmski się kłania po trochu, a i przywiązanie do ojcowizny (większość czytających
Bierz Matkę z sobą i uciekaj stamtąd. Do póki bracia nie sięgną dna to sie nic nie zmieni. Wtedy tylko moze zauważa że może warto się obudzić.
Powodzenia i nie daj się!
@AnonimoweMirkoWyznania: Mirku ja wiem co to przywiązanie do ojcowizny. Może moja z tym historia nie jest do końca taka dramatyczna jak Twoja ale wiem co to znaczy ciężka praca. Od początku podstawówki to ja zajmowałem się świniami, kurami, gnoje, opatrywanie. Mój tato wówczas z domu do pracy wyjeżdżał o 5 rano wracał o 19 aby nam, dzieciom się godnie żyło. Mama założyła biuro rachunkowe i też pracowała dodatkowo na etat. Później