Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Nie umiem sobie znaleźć teraz miejsca, ciągle się czymś rozpraszam i ciągle mam w głowie niepoukładane myśli. Więc postanowiłam, że napiszę. Piszę z anonimowe bo jednak wolałabym nie być kojarzona, chociaż i tak obawiam się, że pare osób zorientuje sie kim jestem. Ja po prostu chcę się wygadać i wierzę, że są tu inteligentne osoby, które będą potrafiły się zachować.
Jeszcze tydzień temu byłam najszczęśliwsza osobą na świecie i tydzień temu kiedy wyszedł ode mnie #niebieskipasek rozpłakałam się ze szczęścia, bo było tak super. Byliśmy ze sobą trochę ponad pół roku. To on pierwszy zaczął robić coś w 'moim kierunku', pierwsze podchody, zagadywanie, aż w końcu wyznał mi zauroczenie i zapytał, czy może nie chciałabym z nim być. Powiedziałam wtedy, że muszę to przemyśleć, bo boję się pakować w związki. Bo boję się tego zakończenia, bo będe znów cierpieć. Ale ostatecznie pare dni później się zgodziłam i chyba jeszcze długo będę pamiętać nasz wspólny pierwszy pocałunek, bo takiego szczęścia jakie zobaczyłam w jego oczach dawno u nikogo nie widziałam
.
No i sobie byliśmy razem, było bardzo fajnie, chodziliśmy do teatru, na randki, na obiadki, na czekolade, na spacery, generalnie wow. Dawał mi kwiaty, był bardzo opiekuńczy i po prostu wiedziałam, że trafiłam na super faceta i bardzo go doceniałam. Obyło się bez #logikarozowychpaskow chyba, bo wiedziałam, że muszę dbać o ten związek, bo jest taki wiecie 10/10. Wiem, że byliśmy pare miesięcy, ale do tej pory jak byłam w związkach to wiedziałam, że to nie jest to. Że to się skończy. A tutaj sobie wyobrażałam jakieś wiecie, zaręczyny, myślałam, że za rok wynajmiemy razem coś, i nie chodzi mi o to, że go osaczyłam i, że czuł się stłoczony. Bo to były takie moje wizje, marzenia. Po prostu miałam wrażenie, że to ten kogo szukałam. Chciałam go zabrać jakoś za pare dni do kina, potem na spacerze chciałam mu powiedzieć jak bardzo go kocham, jak bardzo mi na nim zależy i jak bardzo jestem szczęśliwa, że go mam.

Przez wakacje było jednak z nami różnie, mało się widywaliśmy, ale wiedzieliśmy, że za jakiś czas znów będziemy razem, bo on wróci do miasta gdzie mieszkamy (pracował gdzie indziej przez wakacje) i będzie znowu wszystko fajnie. No i wrócił jakiś czas temu. Mieliśmy rozmowę, jak bardzo cieszymy się, że wszystko jest okej, przeprosiliśmy się nawzajem za te niektóre mini inby które miały miejsce przez wakacje. Obiecaliśmy sobie, że zaczynamy wszystko od nowa, że teraz widujemy się codziennie, znów zaczniemy chodzić na spacery, będziemy leżeć w łóżku oglądając filmy i jedząc czipsy i batony z szafki. Że będziemy razem gotować, budzić sie obok siebie jak będziemy nocować razem. I cholernie się cieszyłam, że jest okej. Że zaczynamy od nowa. Powiedział, że bardzo mnie kocha.
Byliśmy ze znajomymi na piwie gdzie było dobrze, umówiliśmy się na randke do kina. Byłam cholernie szczęśliwa, jak nigdy dotąd, bo przyznam, że moje życie należało troche do tych #!$%@?.

Bardzo mnie zmienił, ale to dobrze. Bo byłam zawsze zamknięta w sobie, nieufna, bez znajomych, z niską samooceną. A dzięki niemu się przełamałam. Zaczęłam być bardziej pewna siebie, pokochałam życie. Nie sądziłam, że miłość tak bardzo mnie zmieni.
No i to on wziął mnie na rozmowe ostatnio. Powiedział, że jednak to nie jest to. Że oszukiwał samego siebie, że mnie kocha, a jednak to nie jest to. Powiedział, że za szybko to się potoczyło, on się zauroczył, zostaliśmy parą i najwidoczniej wygasało to uczucie z jego strony. Stwierdził, że nie pasujemy do siebie. I wiecie, nie chodzi mi o to, że mi teraz źle, bo źle - to fakt, ale... powiedział, że przerastałam go.

Tak jak mówiłam - moje życie nie było łatwe. Mama zawsze w pracy zarabiała na nas, ojciec alkoholik nigdy się mną nie zajmował i mam mase wspomnień z dzieciństwa, których nie powinnam mieć (jak np. to, że siedziałam po nocach w kuchni pod stołem czekając aż mama wróci z pracy bo się bałam). To wpłynęło na to, że nie jestem prawie w ogóle rodzinna. Dla mnie rodzina to tylko moja mama. On tego nie potrafił zrozumieć, że nienawidzę swojego ojca, że z nim nie rozmawiam. U niego wszyscy są rodzinni, bardzo blisko się trzymają i wszyscy tam się kochają. Dla mnie to była nowość zupełna. Nigdy wcześniej nie zaznałam takiej miłości rodzinnej, takiego ciepła i potrzebowałam czasu żeby się przyzwyczaić do tego, żeby to zrozumieć, że tak się da.

Bardzo się o niego starałam i nie chodzi o to, że traktowałam go jako brame do lepszego życia. Po prostu znalazłam kogoś, kto mnie wyciągnie z tego bagna. Kto mnie nauczy wszystkiego od podstaw.
Powiedział, że przytłaczałam go swoim brakiem akceptacji samej siebie. Bardzo w siebie nie wierzyłam, nawet nie jestem pewna tego, że 2+2=4. Wg mnie i tak się gdzieś pomyliłam w obliczeniach i nie podam wyniku. Bałam się cokolwiek powiedzieć, odezwać. Nie miałam przyjaciół nigdy, bo w gimnazjum byłam ofiarą klasową, śmiali się ze mnie, wyzywali, obrażali. To odbiło się na mojej psychice i dopiero teraz, dzięki niemu zaczęłam wychodzić z tego wrażenia, że jestem nikim. Zaczełam wierzyć, że jestem coś warta, że mam prawo do życia wśród ludzi. On ma przyjaciół, takich na zawsze chyba. Dla mnie to też było nowe. Jak można się tak przyjaźnić?
I to wszystko było dla mnie... takie super, poznawałam zupełnie inne życie. Nie takie jakie miałam do tej pory, czyli smutne, szare, bez jakichkolwiek chęci do życia. Byłam taka szczęsliwa, że wprowadza mnie w inny świat, taki ciepły świat, gdzie są dobrzy ludzie.
Powiedział, że rozmawiał ostatnio z mamą o mnie (nie, nie jest to maminsynek, po prostu mama jego zauważyła, że coś jest nie tak z nim) i jego mama zasugerowała, że może mam kogoś na boku. Powiedziała, że może lepiej mnie odpuścić. Powiedziała mu, że widzi, że jestem ze mną nieszczęśliwy.
Powiedział, że moje problemy go przerastały po prostu. Odpowiedziałam, że zawsze przecież znajdziesz dziewczyne z problemami. Bo problemy po prostu istnieją.
Odpowiedział, że poszuka takiej z mniejszymi problemami.

I wiecie, poczułam się znowu jak śmieć. Znowu to całe moje życie z pijanym ojcem, z obrażaniem przez rówieśników miałam przed oczami. I znowu poczułam się jako ta najgorsza. W momencie kiedy odcinałam się od tego co było kiedyś, wróciło.
Nie mówiłam mu nawet o tym, że moja mama jest poważnie chora. Bo nie chciałam go tym obarczać.
W momencie kiedy pierwszy raz w życiu poczułam co to szczęście - zostało mi to odebrane. Nie chodzi mi o to, że zostawił mnie chłopak, świat się zawalił. Po prostu to trochę działa tak jakbym była małym pieskiem i ktoś mnie wziął ze schroniska w którym się urodziłam, zabrał do siebie na święta. Nakarmił, ogrzał, dał miłość i po paru dniach wystawił za drzwi na mróz i deszcz.
Wiem, że dam sobie radę. Muszę, bo nie chcę wracać do tego co było kiedyś, ale póki co... boli...

#feels #depresja #smuteczek #zlemi #zwiazki

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 25
@AnonimoweMirkoWyznania: Odbierz to jako lekcję, która zaprocentuję być może lepszą przyszłością. Mianowicie:
1) jeśli ktoś się z tobą wiążę, wiąże się z TOBĄ, nie twoimi problemami

Powiedział, że przytłaczałam go swoim brakiem akceptacji samej siebie. Bardzo w siebie nie wierzyłam, nawet nie jestem pewna tego, że 2+2=4.

Wg mnie zdecydowanie zachwiałaś tę równowagę.

2) Ciężkie dzieciństwo czy inne problemy psychiczne to karb który musisz przede wszystkim sama udźwignąć i przerobić -
@AnonimoweMirkoWyznania: Zgadzam się z @koralowiecc najbardziej na świecie, jak sama nie ogarniesz swojego balaganu i nie poukładasz paru spraw to tak to może wyglądać. Związki nie mogą być komplementarne, to nie może wyglądać tak, że jedna osoba zawsze daje, wyciąga do góry i ogarnia, a druga potrzebuje opieki i zapewnienia, w pewnym momencie to przestaje działać, bo ta dająca strona jest zmęczona swoim dawaniem. Chodzi o to, żeby było partnersko, żeby
OP: @koralowiecc @alicemeow macie racje i zdaje sobie z tego sprawe, ale jestem zdziwiona, bo właśnie od jakiegoś czasu czuję, że wyszłam z tego wszystkiego, że jest lepiej. uśmiecham się, jestem bardziej ufna do ludzi, rozmawiam z ludźmi, nie boję się. Kiedyś proponował mi żebyśmy poszli do parku linowego to zaprzeczyłam, bo się bałam, ale ostatnio nawet sama zaproponowałam, że może sie przejdziemy. Kiedyś zaprosił mnie do aqua parku, to też
lu: Czytając Twoją wiadomość przychodzi mi tylko do głowy, że jesteś dobrym, wrażliwym człowiekiem.
Chciałam, żebyś to wiedziała.
Że nawet po jednej wiadomości w internecie, ktoś obcy pomyślał sobie "Hej, to musi być naprawdę wartościowa osoba".

Nie wiem, czy to akurat to, ale sama walczyłam (dalej walczę) z tzw. schematem niepełnowartościowości.
Z takim dziwnym przekonaniem, że coś ze mną musi być nie tak (nawet jeśli nie potrafię nawet sama przed sobą
@AnonimoweMirkoWyznania: Związki jeszcze będą o to się nie martw i spotkasz największa miłość na zawsze albo znajdziesz szczęście w przelotnych związkach i przygodach jak nie jesteś rodzinna. Podobał Ci się ten świat? Nie rezygnuj? Ktoś z jego znajomych Cię polubił? Zaprzyjaźniłaś się z kimś bardziej? Utrzymaj kontakt. Wychodź do kina. Bo w przyszłości jeśli znów będzie jedyny taki cudowny z takiego świata, a bez niego nie będziesz szczęśliwa i nie będziesz
Tylko u mnie poszlo to troche w skrajnosc, bo kiedy w koncu sie odkochalam, a potem kiedy rozstalam sie sama z 2 chlopakiem, to doszlam do wniosku ze chyba nie wierze w milosc, kiedy z tak wielkiego uczucia potrafilo zostac nic.


@kankanet: bo trzeba nauczyc sie kochania bez tej stymulacji jakimi sa motylki:) i rozne takie emocje zakochania:) ktore trewaja kilka miesiecy, czasem lat makymalnie:) trzeba nauczyc sie dawania pomimo wszystko,
. Po prostu mialam grupke zawistych "kolezanek"


@kankanet: wiekszosc ludzi sie z tym spotyka:) a rozowe wioda w tym prym... stad tez nie lubie wiekszosci kobiet za ten podly charakterek, zawisc, zazdrosc, obgadywanie, manipulowanie innymi, falszywosc:) one tak swoje prawdopodobnie jeszcze wieksze kompleksy niz ty mialas probowaly na swoj sposob pokonac, tworzac grupki w ktorej znajduja sobie wroga:) to jest idiotyczne i gardzę, bo to jest dowartosciowywanie kosztem kogos, a nie
tylko po rpostu wzajemna milosc.


@kankanet: o to mi chodzi, zalezy kto jak ją rozumie:)

bo

doszlam do wniosku ze chyba nie wierze w milosc


to juz twoja decyzja aby nie wierzyc w milosc bo jesli sama uwazasz potrafisz ja dac, to znaczy ze istnieje:) a jak nie umiesz to tylko o tobie swiadczy i nalezy sie zastanowic czy czasami zle jej nie pojmujesz:) nie odbieraj tego jako atak a rade:)
mialam po rpostu na mysli 'stabilne' uczucie, a nie euforyczne wzloty.


@kankanet: nie będe dalej wchodził w to bo mysle kazdy da taka odpowiedz:) to nie jest tak proste do okreslenia, kiedy jest to subiektywne odczucie i racjonalnie patrzac licza sie czyny i motywy czemu chcesz z kims byc, czy dla niego sie starac:) będziesz chciała znalezc dla siebie pomoc aby znow uwierzyc to ją znajdziesz i sama zapytasz:) zycze tej