Wpis z mikrobloga

- Czym się Kasia zajmuje?
- Niczym.
- Nie pracuje?
- Uczyła angielskiego, ale co to za praca. Teraz są wakacje, więc bąki zbija.
- Skoro ma labę, to może przyjedźcie do niej do Warszawy? Pójdziecie do galerii handlowej, kupicie sobie telewizor, bluzeczkę na promocji, pizzę w pizzerni. Takie w tej Warszawie galerie mają!
- Twierdzi, że na razie nie ma czasu. I ona po galeriach nie chodzi.
- To co ona robi?! A dzieci chociaż ma?
- Nie ma.
- Jezu. Kasiu, nie wstyd ci? Ja w twoim wieku to już dwójkę miałam. Pracowałam na sklepie, na warzywach. Potem zostałam magistrem. Psychologii. Zostałam ciężką pracą własną. Trudem i wysiłkiem. Bez dzieci życie nie ma sensu! To... co ty, Kasiu, robisz całymi dniami?!
Czasami myślę sobie, że moi rodzice adoptowali zmutowanego leniwca o aparycji ludzkiej kobiety i stąd biorą się moje wszystkie problemy.
Gdyby ktoś zapytał mnie, co takiego zrobiłam wczoraj, odpowiedziałabym:
- Uprałam bieliznę, odkurzyłam i umyłam podłogi, wyprasowałam ubrania, pojechałam po zakupy, obiad zrobiłam. Zajęło mi to pół dnia. Później byłam zmęczona i bolał mnie kręgosłup.
Gdy wspominam innym ludziom o tym, co robiłam, ich reakcje wyglądają tak:
- Naprawdę tak cię to męczy? Przecież sprzątanie zajmuje maksymalnie pół godziny. A widziałaś, ile kurzu zostało za lodówką? Ja, gdy odkurzam, odsuwam wszystkie meble, zdzieram tynk ze ścian, drzwi zdejmuję, by dobrze oczyścić futrynę, a podłogę to pucuję takim specjalnym detergentem do krokwi dachowych mongolskich jurt. Doskonale się sprawdza, mówię ci. Zajeżdżam po niego rowerem do Ułan Bator. W piętnaście minut. A ty, samochodem do Tesco po Domestos? Byś się wstydziła!
Albo:
- Nie masz czasu na sport? Ja o drugiej w nocy chodzę na crossfit, siedem razy w tygodniu, jedną ręką wyciskam stukilowe sztangi, drugą piorę staniki ręcznie, w orzechach od Reni Jusis, oglądam sobie na monitorku filmy z Cannes, z napisami, bo słucham w tym czasie muzyki, trzeba być na bieżąco, a ty mówisz, że jeszcze „Władcy Pierścieni” nie obejrzałaś, bo nie miałaś czasu?!
Od niektórych zaś słyszę:
- Obiad? Tyle teraz świetnych gotowych dań w sklepach sprzedają. Biorę hulajnogę i jeżdżę od Lidla do Aldiego, przez Odrę do SPAR Express, lasagne ze szpinakiem mają tam, mówię ci, wybitną, potem już tylko tanimi liniami z Berlina do Coopa w Italii, cały czas na tej hulajnodze, bo trzeba dbać o kondycję fizyczną, po drodze selfie na tle Koloseum, na koniec Primark w Londynie, koszulki dla Junonki i Brajanka, dla męża sztruksy ze streczem, no i jestem. Czterdzieści obiadów w bagażu podręcznym, tylko spakować się trzeba umieć! Uprawiam później z mężem seks godzinami, rumiana, powabna i pełna energii, bo na tej hulajnodze mnóstwo czasu, pedicure można sobie zrobić i ufarbować włosy, opalić się ładnie, gdy wiaterek owiewa. Kasiu, czas na zmiany!
To prawda. Czas zmienić pościel i górne zaczepy żaluzji, bo solidnie popękały. Jadę więc do Castoramy - autem i bez makijażu.
Mam nadzieję, że za karę nie wyrosną mi glony na plecach. Trzymajcie za mnie kciuki.

#heheszki #zalesie #nunkunpisze
  • 42
  • Odpowiedz
@franzie: No właśnie, liczyłam na to, jestem oczarowana () Tak serio to w głębi serca współczuję tym, którzy łyknęli schemat człowieka sukcesu i próbują go przelać na wszystkich wokół. Nie chciałam o tym wcześniej pisać, ale to fascynujące, jak bardzo niektórzy w komentarzach powielili dokładnie to samo, na co jest ta satyrka.
  • Odpowiedz
Tak serio to w głębi serca współczuję tym, którzy łyknęli schemat człowieka sukcesu i próbują go przelać na wszystkich wokół. Nie chciałam o tym wcześniej pisać, ale to fascynujące, jak bardzo niektórzy w komentarzach powielili dokładnie to samo, na co jest ta satyrka.

@nunkun: Nie wiem czemu, ale mam problem ze zrozumieniem twoich wpisow/komentarzy. Serio, czytam kazdy ze trzy razy i nie wiem jaki niosa przekaz.
  • Odpowiedz
@koniarek: Mój dziadek, Tadeusz, pracował kilka godzin dziennie jako pisarz urzędowy. Oprócz tego, miał konia, którym się po pracy - i przed pracą - zajmował. Jako że babcia Jasia nie umiała gotować obiadów, dziadek to robił. Babcia dostarczała mu tylko najlepsze składniki, po które jeździła po okolicy. Oprócz tego babcia opiekowała się córkami i szyła ubranka dla dzieci, które przez jakiś czas sprzedawała.
Ogólnie nie lenili się, ale też nie harowali jakoś specjalnie, tak tam sobie żyli.
Za każdym razem, gdy odwiedzali moich rodziców, dziadek mówił rzeczy w rodzaju:
- Alem się spracował. Dziś czternaście godzin na nogach, a jeszcze Aspiryna do oporządzenia, normalnie brak mi sił. Ale zarabiam sporo, stać nas. Grunt to się nie dać i robić dalej.
Babcia zaś wzdychała:
- A ja nic nie zdążyłam zrobić. Weków tylko pięćdziesiąt, a pani Małgosia to liczy w setkach. Jakoś tak mi słabo wszystko idzie. Słaba żona ze mnie. No i okropna kucharka. Jak kisiel dałam dziś Dosi, to się
  • Odpowiedz
  • 3
@nunkun: szanuję za ten tekst. I szanuję za to ze wywolalas spodziewana reakcję przechwalania się idealnoscia, co było do przewidzenia, przecież mamy tu albo idealnych ludzi mieszkających na Bali, zarabiających kupę kasy, albo piwniczakow którzy śmierdzą i nic nie robią. Nie ma nikogo pomiędzy, co nie?

  • Odpowiedz
@mojwa: Przez jakiś czas myślałam, że to jest skutek internetu właśnie, tych wszystkich portali społecznościowych, gdzie się dosłownie każdą rzeczą obchwalają, pokazując śniadania/kotki/ładne buzie, obwieszczając wszem, że studiują prawo, itd. Ten przymus przekonywania, że trzeba być cyborgiem, że jest się zajebistym.
Ale to chyba było zawsze, tylko nie w takim nasileniu być może.
I z drugiej strony ci ludzie, którzy się chwalą brakiem pieniędzy, mówiąc rzeczy w rodzaju "Pojechałaś do
  • Odpowiedz