Wpis z mikrobloga

Po kilku nieudanych próbach wyjścia, w końcu zamykam za nią drzwi. Była u mnie prawie dobę. Od wyjścia z imprezy nad ranem, do późnej nocy. Jak zwykle, było pełno tego, czego brakuje w codziennym życiu. Tego, czego nie dają ani samotność, ani mąż. Jak masz kogoś tylko na chwilę, to nie dozujesz siebie. Miodowa, #!$%@?, niedziela. A teraz zostałem sam z resztką whisky i rozpieprzoną pościelą. Trzeba iść spać, zanim zrobi się cholernie smutno. Sięgnąłem do torby od laptopa i otworzyłem grafik. Kiedy w końcu udało mi się zestawić ze sobą krateczki z nazwiskiem i z datą, bezradnie zakląłem. #!$%@? mać, jutro wolne…
Będę sam się zmagał się z demonami trzeźwości. Dopijam whisky. Gaszę światło. Zasypiam, intensywnie wdychając resztki jej zapachu.
Są dwa rodzaje przebudzenia po piciu. Albo budzisz się jeszcze lekko wstawiony i masz ochotę kontynuować wojaże, albo… budzisz się zupełnie trzeźwy i masz ochotę utopić się w zimnej Muszyniance. Tym razem padło na drugą opcję. Powoli siadam na łóżku, starając się nie ruszać głową. Zapaliłbym, ale wiem, że rozsadzi mi czachę. No tak. Jestem zajebisty. Życie godne Geralta z Rivii. Romantyczny drań, co za pieniądze ratuje świat, a potem uwodzi czyjeś żony. Brawo. Marzenie z dzieciństwa spełnione po stokroć. Tylko, że połowa życia za mną. I to już #!$%@? nie jest śmieszne.
Wstaję. Podchodzę do lodówki i wyjmuję butelkę wody. Odkręcam korek i rozpoczynam rytuał. W sumie to nie wiem, czy alkohol jest dobry czy zły, ale dla tych kilku chwil warto chlać. Nagle żołądek mówi „dosyć”. No i dobra. To by było tyle przyjemności na dzisiaj. Jak ja pisałem te prośby grafikowe? Jak mogłem ominąć ten poniedziałek? Co ja myślałem, że wstanę rano po weekendzie i pójdę na siłownię, czy o co chodzi? Powinienem właśnie robić trzeci wyjazd i nie mieć czasu na dołujące przemyślenia na temat własnej egzystencji. Podchodzę do okna i patrzę na zakorkowany sznur samochodów. Zaczęło się. Smutek. Bezczelny, jak nocna zmora.
Patrzę kątem oka na zegar na piekarniku. Jest 10:47. Pracownicy korporacji od ponad dwóch godzin w pracy. Przekładają kwity, dzwonią do ludzi, próbują coś opchnąć i nie stracić klienta. Mają na sobie koszule i lakierki. Czują się ważni. Mają w dupie, że pani Janina nie może się wysrać. Widzą świat takim, jaki jest na bilbordach, reklamach i zdjęciach na fejsie. Są tak wspaniali, jak ich ostatnie selfie. Na co dzień oglądają tylko całkiem ładną wizualizację „życia”... Ale co z tego?
Ja widzę wszystko jakim jest i na co dzień oglądam gówno. I krew. I krew z gównem. #!$%@?, tego dnia miało nie być.
Próbuję walczyć z natłokiem bezsensownych myśli. Idę do łazienki, myję twarz i zęby. Próbuję się zastanowić, jaki film by tu obejrzeć. Brak chęci. Książka. Brak chęci. Siłownia, bieganie? Linia obrony padła. #!$%@? mać, zrób coś ze swoim życiem, bo do samego końca będziesz się użerał z ludzką głupotą, a na koniec i tak powiedzą, że byłeś sanitariuszem. Wypluwam resztki pasty do zębów, nabieram wody w usta i gapię się w lustro. #!$%@?ł ich pies, co powiedzą. Ale prawda jest taka, że na co dzień nie robię nic kreatywnego.
Co z tego, że ktoś tam żyje. A jak by nie żył, to co. Większość ludzi nie żyje. Rzeczywistość w moim wysuszonym mózgu właśnie się zesrała. Wypluwam wodę.
Muszę wypić kawę, poukładać myśli w głowie i znaleźć jakieś rozwiązanie. To tylko taki stan umysłu po piciu. Nie może być aż tak #!$%@?. Podchodzę do szafki w kuchni. Nie ma kawy.
Stara baba w windzie perfidnie i z obrzydzeniem patrzy na mój spuchnięty ryj. Zastanawiam się, ile razy mierzyła sobie w nocy ciśnienie. Jeden - jeden. Skutki uboczne bycia specem ds. życia. Może to nie moher, a miła staruszka. Może wcale nie idę po zasiłek, a jestem ratownikiem, który akurat w poniedziałek ma wolne.
Wychodzę z klatki i po raz kolejny uświadamiam sobie, że ludzie w moim wieku mają dzieci. I to już takie logicznie gadające.
W sklepie proszę wytapetowaną, wytipsowaną i wydziarganą w serduszka szczupłą brunetkę o kawę. #!$%@?, jaki absurd. Jakie to jest #!$%@? smutne. Skacowany pseudo-bohater przychodzi do pseudo-Nicki Minaj i prosi ją o kawę. Jak by Tarantino nakręcił taką scenę, to niunia wyciągnęła by gnata zza lady i strzeliła mi w łeb, a potem patrząc się na roztrzaskaną czaszkę powiedziała, że to za babkę Gienię, która nie żyje, bo przyjechałem za późno bo żarłem kebaba. Wszystko sprawdziła, zajęło jej to lata, ale warto było. To by była śmierć. Poszedł po kawę i #!$%@?ła go psychiczna małolata, wnuczka terminalnie chorej pacjentki, którą i tak ratował jak mógł, bo miał w sercu powołanie. Cześć i chwałą bohaterom. Więcej hajsu dla ratowników!
No, ale nic z tych rzeczy. Niunia z uśmiechem podaje wybraną kawę, przyjmuję kasę, wydaje resztę i bezczelnie mówi „zapraszam ponownie”. Jak by chciała powiedzieć: „patrz, umiem się uśmiechać w tym #!$%@? świecie i jestem trzeźwa”.
Wracam do domu. Zalewam kawę. Otwieram laptopa i zakładam nowy plik Worda. CV. Nie wiem, co jest bardziej absurdalne, to całe CV, czy chory scenariusz ze sklepu. Co ja tu niby napiszę? Umiejętność perswazji na osobach pijanych i agresywnych. Osiemdziesiąt procent skuteczności kaniulacji żył szyjnych zewnętrznych. Zasłużona i wypracowana latami nienawiść większości lekarzy SOR w powiecie. Trzykrotna obserwacja wystąpienia migotania komór u gadającego pacjenta. Sarkazm, jako narzędzie skutecznego niwelowania wszelkiej krytyki pod swoim adresem... albo prościej: złośliwy, arogancki #!$%@?… Nie. Do korporacji mnie nie wezmą.
Zamykam laptopa. Podchodzę do okna. Czy ja przed chwilą chciałem napisać CV?
Patrzę na nieco luźniejszy sznur samochodów. Przez głowę przewijają się myśli o urlopie, abstynencji, rozpoczęciu studiów, związaniu się z kimś na stałe, oraz zrobieniu sobie czegoś do jedzenia. Nagle dzwoni telefon. Kolega pyta, czy nie przyjechałbym dzisiaj na noc. #!$%@? mać, dobrze że nic nie piłem. Pewnie, będę. Właściwie to niedługo wyjeżdżam. Nie, nie ma problemu. Wszystkie pilne sprawy już załatwiłem. Nara. #999 #spowiedzratownikamedycznego
Pobierz profumo - Po kilku nieudanych próbach wyjścia, w końcu zamykam za nią drzwi. Była u m...
źródło: comment_j1jossMNeGNTpwGdVkNib1vPklgLmLnH.jpg
  • 50