Wpis z mikrobloga

  • 246
Podłość ludzka nie ma granic.

U nas w osiedlowym spozywczaku jest tak, że chcąc kupić coś z jarzynki to trzeba poczekac aż podejdzie do stoiska Pani ekspedientka, wbije kod towaru na wagę i wychodzi nalepka z ceną, wszyscy wiedzą o co chodzi, mam nadzieję.

No więc Pani (a raczej dziewczyna, młoda, widać że świeżo po szkole) podeszła i mi zwazyla truskawki, babie za mną pomidory i wróciła do wykładania towaru na półki. Później jestem już przy kasie, a do sklepu wpada owa baba, co te pomidory kupowała i jedzie z ryjem, że jej nabili na paragon pomidory na galazce a ona zwykle kupiła, że złodzieje i oszuści (na gałązce są droższe). No i one ją przepraszają, chwilę to trwa aż przychodzi kierowniczka, słucha o co chodzi, bierze te pomidory nieszczęsne, kładzie na wagę i się okazuje, że owszem wbite na droższy kod, ale baba zapłaciła za kilo a nabrała prawie dwa (znaczy dołożyła cichaczem już po zwazeniu). Rany bąbel, jak bardzo trzeba być bezczelnym żeby ukraść a potem jeszcze wrócić z reklamacją...?

Myślałam, że chociaż będzie jej wstyd czy coś, gdzie tam, stwierdziła że tak drogo mają, że ona miała prawo sobie dołożyć... Co ci ludzie...

#bordowychodzizdomu #historiacodzienna #zlodziejstwo
  • 27
  • Odpowiedz
@TheMan: Dlatego ciesze się, że już nie mieszkam w bloku. Pamiętam ile razy te stare sąsiadki potrafiły dzwonić do spółdzielni czy tam zakładu mieszkaniowego, bo np w wieku kilku lat, razem z resztą dzieciaków zbudowałem "bazę" ze ściętej wysokiej trawy. :D O przebijaniu piłek, czy tłuczeniu o kaloryfery nie wspomnę. :D
  • Odpowiedz