Wpis z mikrobloga

Głos Monarchisty ze stycznia 1939 roku: http://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=306281

Jak Holandia wyrzekła się rzeczypospolitej

Holandia jest tym krajem na świecie, który najpoważniej zastanowił się nad korzyściami ustroju republikańskiego i zaletami monarchii. Holandia próbowała, porównywała, wahała się długo. Wiele razy przechodziła od jednej formy do drugiej. I wreszcie się ustaliła. Była już Holandia istotą dojrzałą, przez liczne doświadczenia wypróbowaną, gdy zdecydowała się ostatecznie wezwać dynastię.

Holendrzy byli jednak z usposobienia republikanami dosyć pysznymi i zazdrosnymi o swoje wolności. Mieli oni rzeczywiste uzdolnienie do rządzenia się i ich mała rzeczpospolita przez długi czas nie najgorszą miała w Europie pozycję. Mogąc przez długi czas obejść się bez swoich „stathouderów", książąt Orańskich, którzy ich uwolnili od władzy hiszpańskiej, Holendrzy zdecydowali się w roku 1667 ogłosić uroczyście, że „stathouderat" już nigdy nie będzie przywrócony. Nieostrożne przysięgi! Nic nie jest mniej trwałe od „Wieczystych edyktów". W pięć lat potem armie Ludwika XIV wkroczyły do Holandii. Wtedy oczy wszystkich zwróciły się ku księciu Orańskiemu. Prowincje jedna po drugiej wybrały go wodzem naczelnym i dożywotnim admirałem.

W Hadze kierownicy rzeczpospolitej, Jan i Korneliusz de Witt, chcieli się przeciwstawić prądowi unoszącemu naród ku monarchii, ale zostali za to zamordowani. Wobec niebezpieczeństwa grożącego ojczyźnie cała Holandia stała się instynktownie monarchistyczną. Wilhelmin, ogłoszony dziedzicznym „stathouderem", stał się w ten sposób pierwszym królem Holandii. Lecz jego królestwo powstało w chwili niebezpieczeństwa, gdy zaś niebezpieczeństwo zniknęło, Holendrzy zaczęli trochę żałować republiki. Nie wiedziano dobrze, jak to będzie. Chciano spróbować na nowo i po śmierci Wilhelma III odsunęły Stany Generalne jego dziedzica i rządziły same z prezydentem, „wielkim pensjonarzem", Heinsiusem. Ta nowa era republikańska trwała od roku 1747 i zakończyła się także najazdem wroga. Tym razem zagroziły Holandii armie Ludwika XV. Zaraz Wilhelm IV został wezwany i jednomyślnie ogłoszony dziedzicznym „stathouderem". Okazywało się, że królestwo jest środkiem ocalenia publicznego. A potem, gdy niebezpieczeństwo minęło, miała znowu republika popularność. W roku 1787 zwycięska partia republikańska zmusiła stathoudera do opuszczenia Hagi. Cóż się jednak stało. Oto Holandia w zamęcie Rewolucji i Cesarstwa postradała całkowicie swo­ją niepodległość. Po raz trzeci została najechana i otrzymała nawet obcego monarchę z rąk Napoleona. Wtedy to żal po „stathouderze“, i po dynastii opanował serca Holendrów. I kiedy w roku 1813 powstali przeciw Napoleonowi, to uczynili to wznosząc tradycyjny okrzyk: „Niech żyją Orańczycy"! W roku 1815 potomek Wilhelma Milczącego został ogłoszony dziedzicznym królem i odtąd, uzdrowieni ze swej lekkomyślności, Holendrzy są wierni swojej monarchii.

Powyżej przytoczone uwagi znaleźliśmy w zbiorze pisanych przed wojną artykułów J. Bainville‘a, które teraz wyszły w oddzielnym tomie pod tyt.: „Chroniąues". Holendrzy mają więcej i prawdziwszej tradycji republikańskiej, niż Polacy. Czyż nie powinniśmy wziąść pod uwagę ich doświadczeń? A przede wszystkim powinniśmy koniecznie liczyć się z naukami naszej własnej historii i odrodzić Królewskość Polski nie w ostatniej chwili, jak przez Konstytucję Trzeciego Maja,, kiedy już na skorzystanie z jej dobroczynnych skutków było za późno, lecz póki czas, póki ustrój republikański jeszcze bytu naszego nie zmarnował.


Coś tu chyba z okresami jest nieco nie tak, ale ciekawe. W obliczu zagrożenia Holendrzy sami oddawali się pod panowanie samowładczym wodzom.

#polityka #historia #ciekawostkihistoryczne #prawo #monarchizm #republika #demokracja #holandia #oranje
  • 1