Wpis z mikrobloga

Był 1 czerwca 1979 roku. Miałem wówczas 10 lat. Szedłem do szkoły bardzo podekscytowany. Dzień Dziecka podczas Międzynarodowego Roku Dziecka. Zapowiadało się naprawdę nieźle! Kilka tygodni wcześniej zrobiono w klasie składkę. Na lot samolotem! W szkole oczywiście apel, pączki i oranżada. A potem wsiedliśmy do autokaru i pojechaliśmy na Krywlany. Gdzie na płycie lotniska czekał już na nas samolot. Na burcie miał pięknie wykaligrafowany napis „Andromeda”.
Przyznam się – trochę kozaczyłem. Bo to nie był mój pierwszy lot. Na wakacjach leciałem z mamą i siostrą z Koszalina do Warszawy. Z międzylądowaniem w Bydgoszczy. Powietrzne szlaki miałem więc opanowane. Widoki chmur za oknem to dla mnie już betka. Poklepywałem więc kolegów po plecach i mówiłem znudzonym głosem „Nic się nie bój. To nic takiego”.
Po wejściu do samolotu odczułem jednak pewien niepokój. Zamiast bowiem dywaników i rzędów foteli, ujrzałem jakąś drewnianą kratkę na metalowej podłodze i drewniane ławki wzdłuż blaszanych ścian. Nagle zacząłem bać się w dwójnasób! Tak nie wyglądają samoloty! Moje obawy wzmogły się jeszcze bardziej, gdy odpalono silniki! To nie ten dźwięk! Kabina wypełniła się kurzem i spalinami. To nie tak ma być! To nie tak! Krzyczało całe moje ciało. Koledzy śmiali się radośnie i poklepywali mnie po plecach. „Nic się nie bój! To nic takiego”. Ale ja wiedziałem przecież swoje. Ja już leciałem samolotem. TO NIE TAK!
Wznieśliśmy się w powietrze. Koledzy rzucili się do małych okrągłych okienek. Ja zaś trzymałem się kurczowo jakiejś metalowej śrubki wystającej ze ściany. Przecież ta drewniana podłoga w każdej chwili mogła się urwać! Silnik się zakrztusił! Łomatko! Uff, znowu pracuje! Kumple poklepywali mnie po plecach „Nie bój się. Zerknij przez okno”. Kurczaki, rzeczywiście podczas swych podniebnych podróży nie widziałem nigdy naszego miasta z lotu ptaka! Zerknąłem więc przez chwilę przez zakurzoną szybkę. Było pięknie, A jednak wolałem jak najszybciej wrócić do swojej śrubki wystającej ze ściany. Jak się urwie ta podłoga, to się uczepię i może jakoś przeżyję. Samolot wylądował. Wszyscy ze śmiechem wysypali się na trawiastą płytę boiska. Ja wyszedłem zielony. Do samolotu zmierzała kolejna grupa z naszej klasy. „Nie idźcie tam. Nie idźcie” szeptałem pobladłymi wargami.
Jestem białostoczaninem od urodzenia. Wielokrotnie byłem na lotnisku. Wielokrotnie też spoglądałem w niebo, gdy słyszałem znajomy warkot silników „Andromedy”. Z dumą patrzyłem jak z Jej wnętrza wysypują się kolejne pokolenia spadochroniarzy. Z dumą, bo i ja przecież kiedyś dawno temu uniosłem się na Niej w przestworza. I choć umierałem wtedy ze strachu, że lada moment się rozsypie na kawałki, to Ona wciąż przecież latała!
Nauczyła mnie skromności. Tego, aby się zbytnio nie popisywać. Swą wiedzą i swymi umiejętnościami. Tym gdzie się było i co widziało. Bo w każdej chwili mogą zawarczeć silniki i nagle całym naszym oparciem będzie śrubka wystająca ze ściany.

Wojciech Koronkiewicz

#coolstory #takaprawda ##!$%@? #pasta
  • 2