Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Wiele osób pisze, że ma zrujnowane życie, że ciągle szukają swojej miłości, że są mega przegrywami i stulejami. Dziś podzielę się z wami trochę swoim życiorysem i zobaczycie, że wasze problemy/obawy to piaskownica w porównaniu do całej żwirowni. Podzielę to na 3 części, żeby było łatwiej zakumać

1. Związki
Nie rozpisuję się o wszystkich, bo część z nich to gimbusiarskie przelotne "miłości". Pierwszy poważny zaczął się przed 18'tką. Wtedy nie patrzyłem na wygląd, bo sam nie byłem super. Dziewczyna mieszkająca z matką, ojciec siedział (w tamtym czasie) ale nie przeszkadzał mi to zupełnie. Poza tym miła, sympatyczna, gadatliwa. Wiedziałem, że z tego może być coś więcej niż kolejne doświadczenie. Szło świetnie, pół roku razem przeminęło, ale nadszedł koniec "Anon mam kogoś innego" - cios w twarz - załamałem się. Minęło kilka tygodni i wróciłem do siebie bogatszy o kilka punktów expa. Drugi związek zacząłem po przerwie 4 miesięcznej. Zupełnie inna dziewczyna - taka szara myszka. Trochę ładniejsza niż ta pierwsza, ale mniejsza pewność siebie. Mieszkała z obojgiem rodziców, ale jej stary był alkoholikiem (na szczęście nie #!$%@?ł dziwnych akcji). Poza tym rodzice w porządku - matka miała z nią super kontakt, a to również przełożyło się na mój z niedoszłą teściową. Wkurzało mnie jedynie to, że mówiły sobie o wszystkim, nawet tajemnice między mną a moim różowym, ale przywykłem do tego. Czas leciał, a my coraz bardziej zbliżaliśmy się do siebie. Prawie dwa lata razem, myślałem poważnie o tym, chciałem się zaręczyć. Oczywiście było by zbyt pięknie. Pewnego dnia przyjechałem do niej, jeszcze nie wróciła z pracy, ale w mieszkaniu była jej matka. "Siadaj anon, muszę Ci powiedzieć o czymś" - wiedziałem, że nie wróży to nic dobrego - "Moja córka a Twoja dziewczyna jest wobec Ciebie nie fair, spotyka się z kimś, wczoraj przyłapałam ją jak się całowała z innym facetem. Chcesz to zaczekaj może Ci sama powie, ale z mojej strony lepiej odpuść ten związek" Oczywiście poczekałem jak wróci i zapytałem wprost, przyznała się. #!$%@?! Znowu to samo. Załamka przez ponad 2 miesiące, siedziałem głównie w domu przed kompem, zamknięty w swoim pokoju. Przeminął rok zdecydowałem, że czas sobie kogoś znaleźć. Tym razem skorzystałem z portalu randkowego. Poznałem tam dziewczynę tym razem starszą od siebie. Zaryzykowałem i udało się. Staliśmy się parą. Ona cicha, ułożona, inteligentna, spokojna, ładna - mocne 6,5/10 tylko że nie dbała o siebie, ubierała się jak dziewczynka, zamiast jak dorosła kobieta, zero makijażu, włosy zawsze w kitkę, okulary jak dla grażyny 35+ mimo wszystko wiedziałem, że potrafię ją zmienić. Rodzice prawie mogliby być moimi dziadkami, ale żyli razem, w normalnych relacjach. Z nią miałem bardzo dobry kontakt, zupełnie jakbyśmy znali się już kilka lat. Czułem się fantastycznie, bo nigdy z żadnym różowym nie potrafiłem przegadać 3-4 godzin przez telefon (również w późniejszym etapie związku) Ona się zmieniła z wyglądu - stała się atrakcyjna, seksowa. Związek kwitł, aż dziwne, że tak dobrze. Minął rok i nic, zero chorych akcji. Minęły dwa lata i nadal nic - polepszone relacje, zaufanie, miłość. Po 2.5 roku stwierdziłem, że czas wejść w poważny etap - zaręczyliśmy się - to był błąd. Zaczęła się lawina #!$%@?. Kłótnie z dupy, ona zmieniła się na gorsze, pretensje o zaręczyny "po co, na co, nie mamy przecież na to kasy!" (a przyjęła, chociaż nie musiała) jej rodzice dawali mi do zrozumienia, że mnie nie lubią i w ich oczach nie jestem dobrym zięciem. Laska popadła przez to wszystko w depresję - obwiniałem się, że to przeze mnie - dziś wiem, że zupełnie niepotrzebnie. Wspierałem ją, pomagałem, zapewniałem o swojej miłości i co? I taki #!$%@?! Pół roku temu zdradziła mnie - oczywiście dowiedziałem się przez osoby trzecie, ale to nie było najgorsze. Byłem/jestem #!$%@?ą. Powinienem ją #!$%@?ć za drzwi i zostać #tfwnogf #stuleja ale nieeee, oczywiście miłość zasłoniła wszystko, wybaczyłem jej zdradę. Do dziś się męczę z nią i jest #!$%@?. Nawet nie wiem jak z nią zakończyć związek, bo jest jako tako i smutek jak zostanę sam, przeżyte chwile, wspomnienia, ona będzie płakać przeze mnie - tak wiem, sama nie miała skrupułów do zdrady, a ja #!$%@? nie umiem tego zakończyć. Może poradzicie coś jak to zrobić? Tylko proszę bez śmieszków

2. Rodzina + znajomi
Mieszkamy w domu pokoleniowym. Rodzice to książkowy wzór dobroci - wierni i oddani sobie, pomocni swoim dzieciom. Zawsze mogłem na nich liczyć, chociaż na niektóre rzeczy musiałem mocno zapracować. Do czasu skończenia gimnazjum było mi obojętne wiele rzeczy, ale nadszedł czas wyboru szkoły i pierwsza poważna Własna decyzja. Ja chciałem iść w stronę gastronomi, bo kręciło mnie to i widziałem siebie tam - rodzice pod wpływem dziadka powtarzali "nie no anon, wybierz coś dla prawdziwych mężczyzn XDD elektryka, mechanika, bo garnki to zdążysz się w życiu namyć, a gotować Ci będzie żona" i oczywiście uległem, co było błędem. Poszedłem do technikum i tam zaczęło się piekło. Profesorkowie którzy nie potrafili wytłumaczyć w logiczny sposób kilu pojęć, wydzierający się na uczniów, obarczający nas (klasę), że takie zagadnienia powinniśmy wynieść z gimnazjum, a oni nie są tutaj po to, żeby teraz cofać się w nauczaniu. Powiedziałem o tym fakcie rodzicom, ale oni zlali sprawę - stwierdzili, że zmyślam sobie, bo nie chce mi się uczyć, a o korkach mogłem zapomnieć. Koniec końców nie zdałem i oczywiście pretensje do mnie, że mogłem bardziej się przyłożyć, więcej uczyć, nie wychodzić tyle na dwór / siedzieć przed kompem. Było mi przykro, ale nie chciałem im mówić o tym. Wtedy kontakty między nami zaczęły się pogarszać. Ja coraz mniej z nimi rozmawiałem, wszelkie problemy starałem się rozwiązywać sam, ukrywałem wiele rzeczy i tak zostało aż do dziś. Kiedy skończyłem 18'tkę myślałem, że zmieni się coś w moim marnym żywocie, że rodzina mnie zacznie traktować inaczej - gówno prawda. Tata stał się taki sam, jak jego ojciec. Zawsze miał żal o to, że musiał w życiu do wszystkiego dochodzić sam, że musiał stać się samoukiem, że tylko mógł liczyć na swoją babcię. Miałem nadzieję, że mój ojciec taki nie będzie i sporo mnie nauczy, TAKI #!$%@?. Nie raz usłyszałem, że jak on był w moim wieku to już sam potrafił rozłożyć ciągnik/motor/maszynę i złożyć z palcem w nosie, a ja nie potrafię sprzętu RTV naprawić. Sposób w jaki mnie traktował sprawiało mi przykrość, ale oczywiście dusiłem to w sobie, bo i tak by nie zrozumiał (chociaż nie, raz mu wykrzyczałem przy matce, że tylko potrafią wymagać ode mnie chociaż sami nie przykładają się do nauczenia mnie czegoś - ojciec odpowiedział "nie podnoś głosu gnoju, bo mogłeś mieć gorzej! zamiast się użalać nad sobą, byś wziął się do roboty/nauki czegoś!!" )
W taki sam sposób traktował mnie mój dziadek (ojciec mojej mamy), że powinienem sobie radzić z tyloma rzeczami a nic nie potrafię, tylko do babskich obowiązków się nadaję (bo lubiłem gotować, spędzać czas w kuchni). To było i jest dla mnie czymś niepojętym, jak można tak traktować rozwijającego się człowieka. Kochałem ich i kocham, ale zawsze będę mieć do nich żal, bo nigdy nie usłyszałem głupiego "Przepraszam" - na dzień dzisiejszy jest lepiej, ale zdarza się, że ojciec się wydrze na mnie, bo zadam według niego głupie pytanie albo mam zbyt bardzo odmienne zdanie na jakiś temat. To jest CHORE. Generalnie 90% problemów zna tylko siostra, resztę zachowuję dla siebie. Matka robiła i robi dziwne podchody. Nigdy nie porozmawialiśmy o życiu, o tym czy wszystko jest u mnie dobrze (w bardziej dogłębnym znaczeniu), o sprawach seksu i założenia rodziny, tylko pytania strasznie bezpośrednie typu "Jak tam Anon? masz gumki, bo wiesz, nie chcę mieć przed Twoim ślubem wnuczka" "W tych sprawach u Ciebie dobrze?" irytuje mnie to mocno. Staram się zdawkowo odpowiadać lub unikać pytań, udawać, że nie słyszałem. Przecież to nie jest normalne, ja zawsze wyobrażałem sobie to inaczej, przynajmniej fakt, że zacznie ze mną o tym duużo wcześniej rozmawiać, a nie kiedy ja mam 25 lat. Problemem również był/jest czas wolny. Ja nie mogę być zmęczony, zawsze muszę mieć dla nich siłę i czas - oprócz niedziel i jak siedzę na zwolnieniu/urlopie. Od kiedy zacząłem pracować, to ze znajomymi lub dziewczyną mogłem widywać się wieczorami lub weekendami, w tygodniu mogłem o tym zapomnieć - zawsze były (i są) pretensje "Oczywiście, jak jest w domu robota to ty ZAWSZE! musisz wychodzić a ojciec z matką niech #!$%@?ą sami" Nie umiałem im odmówić i teraz czuję, że to wykorzystują. Swego czasu kiedy poważnie myślałem o założeniu rodziny to rodzice stwierdzili, że trzeba zbudować nowy dom, bo w tym się nie pomieścimy. Wtedy wydawało się to dobrym pomysłem, tym bardziej, że ojciec zapewniał mnie iż trzeba działać powoli, bo nigdzie się nie spieszy, ale dziś wiem, że tak nie jest. Mimo iż mój związek zmierza ku końcowi, to zaczętą budowę domu trzeba dokończyć. Rozumiem, ważna sprawa, ale obojętnie czy jestem przed czy po pracy to zawsze coś tam robimy. Nie mogę się wyspać, bo trzeba wstać i robić. Po pracy 30 min odpoczynku i dalej do robienia. Gorzej jak maszyna. Chciałbym iść na siłkę, kurs językowy ale jakoś nie wyobrażam sobie tego, ponieważ lament i pieprzenie rodziców o tym jaki to jestem zły i niedobry przytłacza mnie od środka, więc wolę niszczyć sobie życie podporządkowując się ich woli...

Odnośnie znajomych, to ich mam bardzo bardzo mało, pomimo iż na facebooku znam 250+ osób, ale co z tego, jak większość z nich ma swoich lepszych znajomych? Tym moim lepszym nie mówię o swoich problemach bo i tak nie zrozumieją, a poza tym oni wolą iść i się #!$%@?ć, a to nie tak powinno wyglądać. Zaufane w 100% mam dwie osoby. Reszta myśli, że u mnie jest super, że radzę sobie i mam lepiej niż niejeden facet w życiu , a tak naprawdę zakładam maskę na twarz i udaję super szczęśliwego gościa. Przez to jak jest, wolę siedzieć dalej w domu i oglądać TV, niż wyjść do ludzi i znów zakładać fałszywą maskę na twarz.

3. Ja
Jak widać, nie idzie mi ani w miłości, ani kontaktach rodzinnych. Mimo wszystko staram się dostrzegać jakieś plusy. Skończyłem szkołę średnią z maturą, mam dobrą jak na mój rejon pracę. Chciałbym zacząć kurs angielskiego, pójść na siłkę i zadbać o siebie, rozpocząć związek z kimś dobrym, kochanym, szanującym i wiernym jak ja sam jestem dla innych, założyć rodzinę. Z wyglądu jestem przeciętny 185 cm /75 kg, specjalnych umiejętności nie mam - no chyba, że liczyć fakt iż z głodu i monotonii posiłków ze mną nikt nie umrze ;)

Dzięki za porady i opinie, wszystkie przeczytam oraz postaram się wykorzystać je. Cieszę się, że dotarliście do końca tego bełkotu, Pozdro!

#zwiazki #rodzina #feels

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Solitary_Man
Po co to?
Dzięki temu narzędziu możesz dodać wpis pozostając anonimowym.
  • 12
@AnonimoweMirkoWyznania: przeczytałam tylko trochę - i wybacz, ale nie masz wcale jakiegoś niezwykłego życia i nie jesteś kustoszem karuzeli #!$%@?. Praktycznie każdy kogo znam chociaż raz zakochał się w nieodpowiedniej osobie, każdy ma jakieś problemy rodzinne itd. Rób co kochasz i nie narzekaj. Co do gotowania - zakładaj bloga, zacznij się kształcić - może co z tego będzie?
@AnonimoweMirkoWyznania: stary prosze Cie kopnij te dziewcze w dupe. Co Cie obchodzi ze bedzie plakala bo rozstaniu. Ty nie plakales po zdradzie nie czules sie jak ostatni pomiot? Wiadomo ze bedzie teatr placzu zalu itd. bo malo ktora rozowa nie skonczy zwiazku kiedy nie ma drugiej galezi. To jest pierwszy punkt zerwij z nia. Zapisz sie na silke zajmij soba. Daj sobie rok czasu. Zrobisz w rok fajna forme. Podskoczy Ci
Wiele osób pisze, że ma zrujnowane życie, że ciągle szukają swojej miłości, że są mega przegrywami i stulejami. Dziś podzielę się z wami trochę swoim życiorysem i zobaczycie, że wasze problemy/obawy to piaskownica w porównaniu do całej żwirowni. Podzielę to na 3 części, żeby było łatwiej zakumać


@AnonimoweMirkoWyznania: kolejny zjeb, który licytuje się kto ma gorzej. Reszty nawet nie czytam...
Anon: @no_i_w_ogle: Jeszcze raz czy dwa złe wybory zrozumiał bym, ale trzeci to nie przypadek - nie jest mi pisane szczęście. Co do bloga, jest już ich tyle, że nie wyróżniałbym się zupełnie niczym, poza tym coś trzeba potrafić zrobić więcej niż typowy "niedzielny obiad"
@jalowo_godka: spodziewałem się, że może ktoś miał podobną sytuację w jakimś stopniu i wybrnął z tego gówna. Ja sądzę, że to wszystko nie jest
Po 2.5 roku stwierdziłem, że czas wejść w poważny etap - zaręczyliśmy się - to był błąd. Zaczęła się lawina #!$%@?. Kłótnie z dupy


@AnonimoweMirkoWyznania: heh, typowe niestety...

Może poradzicie coś jak to zrobić? Tylko proszę bez śmieszków


@AnonimoweMirkoWyznania: tak. Ona wchodzi do domu, Ty mówisz że musicie porozmawiać. Rozmawiacie - mówisz, że po zdradzie już nie jest tak jak wcześniej, że nie ufasz jej, że [blablabla] i wg Ciebie
@AnonimoweMirkoWyznania: ale wybory podejmujesz ty sam, jeśli kogoś masz winić za zły wybór, to siebie samego, a nie zły los ;-) Poza tym byłam w twoim wieku i też wymyślałam pierdoły typu "nigdy nie będę szczęśliwa, nikt mnie nigdy nie pokocha, boże, nigdy nic nie zarobię, boże czy ja muszę mieć taką rodzinę?!" - w końcu przeszłam przez ten etap, pogodziłam się z losem. Trzeba zaakceptować to co masz ;-) Może
@AnonimoweMirkoWyznania: nie widzę to niczego z #przegryw raczej typowe problemy przeciętnego człowieka. wyobraź sobie teraz, że jesteś przed trzydziestką i nigdy w życiu nawet nie byłeś na randce, ani nawet na umówionym spotkaniu sam na sam z koleżanką, albo są też tacy, którzy wiecznie na bezrobociu siedzą i łykają psychotropy. Więc nie przesadzaj, bo radzisz sobie całkiem dobrze, a problemy nie wynikły z Twojej winy.
@AnonimoweMirkoWyznania: Z tego co piszesz to nie jest u Ciebie tak źle. Weź się k.. w garść chłopie. Po pierwsze zakończ ten chory związek. Zdradziła to out. Z tego co napisałeś nie przyczyniłeś się do tej zdrady jak niektórzy tutaj piszący (typu totalnie zaniedbanie drugiej strony a potem płacz). Ja nie mógłbym być z osobą która mnie zdradziła. Nawet jeśli zawiniłem. Dzieci nie macie małych więc po problemie. Jak mieszka u