Wpis z mikrobloga

Moje osiedle było w miarę spokojne.

Jedna, niewielka podstawówka, więc dzieciaki za bardzo nie #!$%@?ły. Patologii też niewiele, dało się normalnie wyjść na spacer, bez groźby obitego ryja. Prawie wszyscy w dzień pracowali, dlatego mogłem spokojnie chodzić do sklepu, bez obaw że kogoś spotkam. W sklepie standardowo, jak zawsze – 4l pepsi, 3 paczki dużych laysów, 6 batonów (4 marsy i 2 twixy). Wystarczy na cały dzień. Dobrze, że babcia jeszcze daje mi pieniądze XD.

Wracałem nieśpiesznym krokiem, chcąc poczuć, że jednak jestem częścią tego #!$%@? społeczeństwa. Przechodząc na pasach przez ulicę, oczywiście uprzednio się obejrzawszy, do moich uszu zaczął nagle dobiegać ryk silnika. Jak się okazało, był to skuter, który OMAL MNIE #!$%@? NIE POTRĄCIŁ. Przejechał dosłownie 10 cm ode mnie. Chciałem jakoś zareagować, ale skuter oddalał się zbyt szybko, słyszałem tylko stłumiony śmiech spod kasku. Przez myśl przeszło mi tylko

Jeszcze cię znajdę #!$%@?


Ale dni mijały, życie toczyło się dalej, powoli zapominałem o tym zajściu. Wygrałem nawet kilka kłótni na forach, więc miałem zajebisty nastrój. W sklepie na odchodne rzuciłem nawet pani „miłego dnia” i raźnym krokiem skierowałem się ku wyjściu. Przechodząc przez parking coś zwróciło moją uwagę. STAŁ TAM TEN SAM SKUTER. TEN SAM #!$%@? SKUTER. Gdy zastanawiałem się co dalej zrobić w tej sytuacji, decyzję podjął za mnie dźwięk otwieranych drzwi sklepowych. Jedyne co przyszło mi wtedy do głowy, to skok w pobliskie krzaki. Trochę #!$%@?, bo krzaki miały pełno kolców. Nie chcecie wiedzieć gdzie mi się powbijały xD. Z perspektywy krzaków miałem chociaż widok na cały parking i kolesia, który podszedł do skutera. Ehhh, ale chciałem go wtedy dopaść, ale instykt detektywa podpowiedział mi, że lepiej będzie pozostać w ukryciu i go śledzić. Tak przynajmniej to sobie tłumaczyłem, a naprawdę to się typa przestraszyłem :/. Nie chcąc wyjśc na #!$%@?ę przed samym sobą, ruszyłem jego śladem. Szkoda tylko #!$%@?, że byłem z buta i zgubił mnie po kilkunastu metrach XD. Nawet chyba nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności.

Teraz już nie mogłem tak łatwo zapomnieć. Świadomość, że ten koleś jeździ po MOIM osiedlu, a nawet robi zakupy w MOIM sklepie, nie dawała mi spać. Postanowiłem, że następnym razem nie stchórzę i go dopadnę. Poświęciłem się i zacząłem wychodzić z domu dwa razy dziennie, żeby mieć większą szansę na spotkanie go. Przez pierwszy tydzień nic, zacząłem powoli wątpić w cel mojej misji. ALE W KOŃCU ŚMIEĆ SIĘ POJAWIŁ. Jechał sobie spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Poczułem, że to właśnie ten moment, teraz albo nigdy. Nauczony błędami poprzedniego razu, byłem teraz wyposażony w rower. Ruszyłem w szaleńczy pościg. Mimo, że dawno nie jeździłem, to o dziwo dotrzymywałem mu tempa. No w sumie to tylko skuter XD. Po niecałym kilometrze zorientował się, że go gonię i przyspieszył. Na szczęście zaraz były światła i musiał się zatrzymać. Musiał, ale tego nie zrobił. #!$%@? PRZEJECHAŁ NA CZERWONYM. Nie mogłem odpuścić i pojechałem za nim. Miałem ogromnego farta, bo jakiś Janusz ledwo przede mną wyhamował. W duchu wiedziałem jednak, że jest szczęśliwy, bo będzie miał filmik na dowód #!$%@? rowerzystów.

Koleś na skuterze uświadomił chyba sobie, że ciężko mu będzie zgubić mnie na ulicy, więc skręcił w alejkę parkową. Slalom pomiędzy przestraszonymi spacerowiczami wyglądał niczym z niskobudżetowych filmów akcji. Zacząłem doświadzać potwornego zmęczenia, czułem że jeszcze trochę i spadnę z tego roweru. Los jednak się do mnie uśmiechnął, bo skuter zaczął jechać nierównym tempem. #!$%@? KOŃCZYŁO SIĘ PALIWO XD. Jak mógł tak #!$%@?ć, wystawił się na pojedynek z niezatankowanym bakiem. Zwycięstwo było coraz bliżej. W końcu stwierdził, że będzie uciekać biegiem. Trochę słabo, bo jeszcze gorszy ze mnie biegacz niż rowerzysta, ale adrenalina zrobiła swoje. Niczym Kapitan #!$%@? Ameryka dogoniłem go i powaliłem na ziemię. Ahhh czas cię zdemaskować, mój znienawidzony przyjacielu. Poczułem sie wtedy jak postać ze Scooby-Doo dowiadująca się kto jest potworem. Zdjąłem mu kask.

NO #!$%@? NIE WIERZĘ


Gdy nasze twarze zwróciły się ku sobie, powiedział tylko

O #!$%@? TO TY, PRZEPRASZAM


Po czym wykorzystał moment mojej konsternacji i uciekł. Byłem w szoku i nie miałem sił na dalszy pościg. Najbardziej uderzyło mnie jednak, że NAWET #!$%@? NIE ZAPYTAŁ CZY JESTEM CAŁY

#pasta #heheszki