Wpis z mikrobloga

Cześć! Opowiem wam moją historię. Nie wiem, co naszło moich rodziców, przez lata akceptowali, że wciąż studiuję nowe kierunki, co nie dawało mi czasu na rozpoczęcie tzw. "normalnego życia". Ostatnio uwagi, że powinienem się wyprowadzić albo dokładać do czynszu stały się coraz częstsze. Pokazałem im odmowy przyznania mi stypendium socjalnego, bo chyba zapomnieli. Co jeszcze, mam iść do pracy? A kto będzie studiował? Jednak w coraz większej ilości znajdowałem rozsiane po pokoju oferty rozdawania ulotek, artykułów, żeby dzieci się wyprowadzały. Chore! Ja jeszcze nie skończyłem studiów, nie moja wina że system jest taki. W końcu doszło do najgorszego. Któregoś razu wracam z zajęć do domu, a tu zmienione zamki. Przed drzwiami wystawiono torbę z moimi rzeczami. Zacząłem śmiać się histerycznie, a później dobijać do drzwi. Z drugiej strony usłyszałem stłumiony głos ojca i matki, że to "próba" i że powinienem radzić sobie sam, bo oni mają dość mych ośmiu lat studiowania "bez efektów". Powiedziałem, że efekty są, przecież prezesowałem dwóm kołom naukowym i niech się nie czepiają. Jednak wciąż nie chcieli mnie wpuścić, matka groziła, że wezwą policję. Na pytanie z czego się mam utrzymać, zasugerowali żebym znalazł pracę. Dali mi też 50 złotych na start. Krzyknąłem, że chyba przygód Sknerusa się nie czytali, że to nie te czasy, że uczyć się trzeba, ale drzwi ani drgnęły. Wziąłem torbę, 50 złotych i uznałem że z takimi możliwościami mogę zostać tylko przydworcowym menelem, co natychmiast zdecydowałem się uczynić. Poszedłem do przydworcowej knajpy, zamówiłem frytki i parę piwerek, po czym zacząłem menelić. Było to całkiem przyjemne, chociaż pieniążki topniały w zastraszającym tempie i żal mi było studiów, ponieważ czułem, że właśnie zaczęta filologia szwedzka to było to, nawet jeżeli miałem trudności z powodu licznych nieobecności na ćwiczeniach. Kiedy chciałem kupić siódme piwo, pieniądze się skończyły, na kreskę nie pozwolono, więc pozostało mi zacząć żebranie. To był ten moment, żeby się poryczeć, co też zrobiłem.
Wywołałem tym zaciekawienie gościa, który siedział stolik obok i pałaszował już kolejną porcję frytek. Przysiadł się do mnie i pięknym, miękkim i niskim głosem zapytał co się stało. Przetarłem oczy z łez i miałem wrażenie, że halucynuję, bo siedział przy mnie sam Krzysztof Krawczyk. Od tego, że taka persona zstąpiła ze swojego high life'u do mnie nędznego na dół, zachciało mi się ryczeć jeszcze bardziej. Pan Krzysztof przytulił mnie i poklepał po plecach, a ja płakałem mu w elegancki, wyperfumowany płaszcz.
Z wielką gulą w gardle i z dramatycznymi przerywnikami opowiedziałem panu Krzysztofowi, że jestem bezradny, że rodzice kazali mi się wynieść, a ja nie mam gdzie się podziać, że jutro sprawdzian z gramatyki szwedzkiej, a ja nie mam gdzie się uczyć i że właśnie zostaję menelem (na potwierdzenie tych ostatnich słów wyciągnąłem rękę po dwa złote).
W trakcie tego dramatycznego opowiadania twarz pana Krzysztofa tężała i stawała się coraz bardziej ponura. W końcu grzmotnął pięścią w stół i powiedział, że przemówi moim rodzicom do rozsądku.
Wyszliśmy na zewnątrz i Krawczyk zagwizdał za taksówką. Nieśmiało zaproponowałem tańszego ubera, ale pan Krzysztof stwierdził, że sprawa jest pilna i cena nie gra roli. Pojechaliśmy i znaleźliśmy się na mojej klatce. Po piwkach było mi słabo, ciągle płakałem i Krawczyk musiał nawet nieść za mnie torbę z rzeczami. Zapukał do moich drzwi i zastał akurat rodzinę w domu. Zamurowało ich, że otwierają, a tu Krzysztof Krawczyk z synem, zaczęli za mnie przepraszać, pytać czy czegoś nie ukradłem, a piosenkarz, korzystając z zamieszania, wszedł do korytarza, ciągnąc mnie za rękaw.
- Dumni z siebie jesteście? - wrzasnął na rodziców. - Co, wyście się zachodnich szmatławców naczytali, że dziecko powinno się wyprowadzić od rodziców? Co, kredyt we frankach ma wziąć? Nałożyć sobie pętlę na szyję? Zbankrutować i skończyć na dworcu? To od razu skończył na dworcu. Takiego rezolutnego syna macie, ale nie widzicie tego. Żal wam na wykształcenie! Na moje wykształcenie też było ludziom żal, i dlatego nie zostałem filologiem...wszystko przez takich jak wy!
Wobec tak wielkiego autorytetu jak Krzysztof Krawczyk rodzice zupełnie stracili wolę oporu. Ojciec próbował coś mówić, że to dla mojego dobra, ale matka się poryczała i rzuciła się mi na ramiona krzycząc, co najlepszego narobiła i że już nigdy mnie nie z domu nie wypuści. Tata też szybko zmienił front i wymamrotał, że mogę studiować, co mi się tylko wymarzy.
Dzięki tym zapewnieniom twarz mojego dobrodzieja wypogodziła się. Rodzice skorzystali z okazji i żeby załagodzić wciąż napiętą sytuację, zaprosili Krawczyka na kolację. Panu Krzysztofowi bardzo smakowało, a jeszcze popił sobie z barku ojca. Siedzieliśmy do białego rana i wspólnie śpiewaliśmy "Parostatek" oraz "Bo jesteś ty". Nad ranem rodzice stwierdzili, że już jest późno i żeby Krawczyk u nas wypoczął, a nie szukał jakiegoś porannego transportu. Panu Krzysztofowi bardzo to pasowało i zgodził się ochoczo. Za to, co mi uczynił, z wdzięcznością zaproponowałem mu własne łóżko.
No i to był błąd. Spodobały się panu Krzysztofowi zakrapiane kolacyjki i przyśpiewki i tak zostawał z nami z nocy na noc. Musiałem sobie skołować materac, bo z mojego łóżka wcale się nie wyprowadzał. I tak wyratowano mnie z nieciekawej sytuacji, ale bilans jest średni: dziś wciąż mieszkam pod jednym dachem z rodzicami i nikt nie ma o to pretensji, ale jednocześnie mieszkam też w pokoju z Krzysztofem Krawczykiem, który, przy wszystkich swoich zaletach jest uciążliwym, wciąż śpiewającym sublokatorem, a zostawia mnie samego na dłużej tylko wtedy, kiedy wyjeżdża na trasy koncertowe.

#pasta #heheszki #krzysztofkrawczyk
  • Odpowiedz