Wpis z mikrobloga

#pracbaza #gorzkiezale
Pracuję w kinie. Podejmowałam akurat heroiczne próby pozamiatania popcornu z dywanu, kiedy zauważyłam, że do kolumienki przytula się dzieciaczek ( z 4 - 5 lat) i płacze. Nie przepadam za dziećmi, w sumie nie wiem, jak się do nich zwracać, ale rzadko mi się zdarza w pracy taki widok, plus - no, jednak to był mały dzieciak, one jakoś od razu wyzwalają chęć pomocy. Podchodzę do malucha i pytam, w czym rzecz, że tak płacze. Mówi, że boi się filmu. Pytam, gdzie mama (bo rodzice czasem kupują gówniakom bilety, puszczają je samopas na seans i idą w cholerę, więc się przestraszyłam, że mi powie, że nie wie :/). Mówi, że z jego siostrą, w sali. No, pomyślałam, spoko, może to jakaś mała siostra i potrzebuje więcej uwagi. Zaoferowałam, że go zaprowadzę z powrotem, ale się chyba faktycznie bał, więc poszłam sama poszukać tej matki. Trochę #!$%@?, bo to nie leży w zakresie moich obowiązków, ale to przecież nie wina dzieciaczka. Znalazłam matkę od razu, stała w korytarzyku i wpatrywała się w ekran. Mówię, że dzieciak płacze, wyraźnie się boi, nie bardzo wiem, co z tym robić. Poszła po niego, zdziwiona, że ZNOWU płacze.
Jak wychodzili z seansu okazało się, że ta siostra miała 8, może 10 lat.
Ja wiem, że bilety drogie. No, wiem przecież, słucham narzekań na to okrągły tydzień, dzień w dzień. I że może nawet film ciekawy. I że nie mam dziecka, to słabo się wypowiadać o czyichś metodach. Ale serio? Zostawić przestraszonego, nawet taką pierdołą, gówniaka przed drzwiami i iść w #!$%@?, bo film?
  • 14