Wpis z mikrobloga

Na lotnisku zauważyłem faceta w oliwkowych spodniach i granatowej marynarce ze złotymi guzikami. Do tego miał brązową teczkę i brązowe buty. Osobiście raczej nie wkładam brązowych butów. Pomyślałem, że to prawnik. Szczególnie teczka o tym świadczyła, taka dostojna, z lakierowanej skóry. Teczka cięższa niż jej zawartość. To musiał być prawnik. Na teczce był stempel Biały & Pudełko, a więc nie myliłem się.
Facet usiadł w pierwszym rzędzie. My drugim, po przeciwnej stronie korytarza. Śmigłowy ATR podczas burzy przypomina zabawkę, plastikowy model do sklejania kupiony w składnicy harcerskiej. Składnic harcerskich (tych prawdziwych) już nie ma. Były świątyniami niedostępnych rzeczy, od których przeciętny dzieciak dostawał wypieków. Modele samolotów, statków, czołgów, samochodów, plastikowe, drewniane, redukcyjne, z napędem i bez. Mały modelarz - to było świetne pismo, z twardej tektury a na niej wyrysowane precyzyjnie elementy historycznych osiągnięć techniki wojskowej i cywilnej: czołgi T-34, niemieckie panthery i tygrysy, flagowy jacht komunistycznego harcerstwa – dar Pomorza, orp orzeł, a przede wszystkim samoloty wojskowe – spitfire, hurricane, messehrschmit, junkers, oczywiście latająca forteca, avro lancaster, i wspaniały dorobek polskich inżynierów – PZL Łoś, PZL T11C, japońskie kamikadze. Tylko anioły cierpliwości potrafiły skleić cały model, każdy składał się z kilkuset części. Począwszy o wręg wypełniających główne osłony korpusu, skończywszy na detalach wykończenia takich jak anteny, lufy karabinów, peryskopy, wizjery, klapy. Każdą część trzeba było wyciąć dokładnie z arkusza, uformować i przykleić uważnie, tak by klej nie zabrudził całości – a nie było wtedy kropelki-minutki, lecz ciężkie spoiwa wymagające odpowiedniego czasu by wyschnąć i zestalić składniki. Niektóre modele lub ich elementy malowało się np. lufy karabinów o kalibrze 0,25 mm na czarno.

Komunistyczny syf wżerał się we zakamarki miasta, wypalał liszaje na ścianach kamienic, zalegał w kratkach ściekowych, zwisał ze szkolnych gablotek, infekował mózgi, rzygał z telewizora, rozsiewał pryszcze na naszych twarzach. A my szczególnie ceniliśmy modele angielskich samolotów, bo kochaliśmy legendę o dywizjonie 303 i o enigmie o polskich asach przestworzy. Wtedy nie mogliśmy przypuszczać, że enigmę rozszyfrowali amerykanie żydowskiego pochodzenia po tym gdy John Bonjovi ubrany w gładki galowy mundur jankeskiego marynarza wyciągnął egzemplarz enigmy z u-bota i przysłał im UPS-em.

Podczas turbulencji strasznie miotało samolotem. Blaszana rura ze skrzydłami podskakiwała i opadała jak szarpany wiatrem worek nylonowy, jak tuman liści w październiku. Nawet stewardesa przypięła się pasami a za tym widokiem pasażerowie raczej nie przepadają. I wtedy kapitan odezwał się przez interkom: „enjoy, if you can”. Dla niego było to zapewne zabawne jak prowadzenie samochodu po ostrych wertepach.
W mieście W. do hotelu pojechaliśmy taksówką. Wysiedliśmy a przypadkiem z poprzedniej taksówki wychynął prawnik. Podszedł pierwszy do recepcji. Pana nazwisko ? D. – nie pierwszy raz tu jestem, proszę więc o ładny pokój. Dziwne ja też nie jestem po raz pierwszy a nie proszę. Pani recepcjonistka miała głęboki dekolt, oliwkową gładką skórę i czarny stanik. Śliczna. D. pewnie też dostrzegł ten biustonosz. Dlatego się puszył już nie tylko jako prawnik, ale i mężczyzna. Zuniformizowany światek. Wsiadamy w ten sam samolot, stajemy jednym hotelu, jemy w tych samych miejscach, staje nam przy tych samych cyckach. Aż zachciało mi się kaszy gryczanej z tłuszczem w barze Miś z czasów Małego Modelarza.

#malymodelarz #wspomnienia #prawo #gorzkiezale