Wpis z mikrobloga

#zapamietane Wracałam do wioski zaprzęgiem pocztowym. Konik nazywał się Fuks , bo miał jasny ogon i jasną grzywę. W pewnej chwili obejrzałam się do tyłu i widzę, że za mną suną drogą dwa wilki. Podniosłam się w saniach, zakręciłam lejce na lewą rękę, do prawej chwyciłam bat i popędzam konia ile sił. Koń przyspieszył. Kiedy przeszedł w galop, zaczął ranić kopyta o belkę sań i na śnieg posypały się rople krwi. Wilki co i raz zatrzymują się, żeby tę krew wyżreć, a my pędzimy jak szaleni. Boję się, że sanie się w końcu rozsypią, koń umknie, a ja zostanę w twarzystwie dwóch głodnych bestii. Ostrożnie przesuwam się do przodu i po chwili siedzę już okrakiem na końskim grzbiecie. Teraz czuję się panią sytuacji. Wilki wpadają za nami do wioski, lecz w końcu muszą skapitulować. Syberyjskie konie miały niejedno przejście z wilkami. W kołchozie była taka siwa, zwinna klacz Szlicja, której w młodości wilki wydarły pół uda. Nigdy nie zapomniała swojej krzywdy. Gdy tylko zwietrzyła jakiegoś wilka, dostawała białej gorączki, rwała w jego stronę z wyszczerzonymi zębami i trudno było ją powstrzymać. Bezprzykładnym wręcz bohaterstwem wykazał się Dikbaum, wałach o grubych, masywnych nogach, na co dzień chodzący w zaprzęgu. Latem konie pozostawiano nocą na stepie luzem, bez żadnego dozoru. Pewnego razu w takim stadzie oźrebiła się klacz. Zwietrzyły to wilki i próbowały podkraść się do źrebaka. Dikbaum tak długo biegał wokół matki i dziecka, wierzgał tylnymi kopytami, straszył i odganiał głodne bestie, aż zrezygnowały. Ta walka musiała trwać bardzo długo, bo rankiem step wokół klaczy był zryty do gołej ziemi. Takie to były konie. #historia #polska #konie #wilk
  • 2