Wpis z mikrobloga

Jak obiecalem, tak wrzucam nowy wpis - na rozgrzewke przed przylotem na favele w Sao Paulo ;)

wolam @plazma @mickeymike @hohohohoho @skislam @karoryfer @AlmostDivine @Schaenath @kAdi @UnidentifiedWalkingObject @Cash1337

#hajlajfstories #oswiadczenie #pracbaza

Przedostac sie z Warszawy do Brukseli to zaden klopot. Klopot zaczyna sie, kiedy lotnisko na ktore przyjezdzasz, a z ktorego odlatujesz jutro, okazuje sie dwoma roznymi lotniskami oddalonymi od siebie o kilkadziesiat kilometrow, w miescie panuje zagrozenie atakiem terrorystycznym, wszedzie jest uzbrojona po zeby policja, a ty nie wiesz, ktore przystanki i stacje sa wylaczone z uzytku.

Na charleroi przylecialem kolo 18, samo lotnisko jak to lotnisko - do zobaczenia nie ma nic, a za butelke wody 5 euro, wiec szybka kalkulacja podpowiedziala, ze trzeba stad spadac. Jak bardzo lewacka nie bylaby Europa - ma jeden wielki plus - wszedzie mozna dogadac sie po angielsku, nie bylo wiec trudno trafic na busa jadacego do Brukseli, i to podobno wprost do miejsca skad mozna zlapac pociag na Zaventem - drugie lotnisko, skad odlatywal nastepnego dnia o 15 moj samolot do Madrytu.

Jazda busem, poza widokiem sporej ilosci policji i wojska na ulicach miasta, nie miala nic ciekawego do zaoferowania. Za to perony gdzie czekalem na pociag na Zaventem troche mnie zaskoczyly. Stolica Unii Europejskiej, bogaty kraj witajacy podroznych brudnymi, bezosobowymi, szarymi blokami betonu, tlumem bezdomnych spiacych na lawkach, pijacych dziwne plyny z plaskitowych butelek, zbitymi grupkami policjantow w pelnym uzbrojeniu, majacych rece na kolbach karabinkow i ludzmi biegnacymi przed siebie starajacymi sie nie ogladac na boki. Jesli tak wyglada stolica Unii to mam nadzieje, ze Polska niepredko dogoni reszte Europy.

-Musi sie pan kierowac o tam, do wyjscia numer 6.

Powiedzial policjant, skupiajac wzrok na pokazanym mu przeze mnie bilecie i prawie obijajac kolbe karabinka o moj plecak wskazujac mi kierunek. Poszedlem wiec do wyjscia numer 6. Schody na gore zaprowadzily mnie pod dach peronu. Prawie pusto, poza dwiema kobietami patrzacymi sie w ekrany telefonow. Czekam.

Wreszcie pociag wjezdza na peron i w momencie gdy ruszalem zeby wsiasc do srodka, obok mnie zmaterializowal sie niski murzynek, ktory zaczal cos do mnie mowic po francusku

- nie rozumiem kolego, tylko angielski.

- czy ten pociag to na lotnisko ?

- zalezy, o ktore lotnisko ci chodzi.

Minal mnie z wielka waliza w oczojebne barwy i napisy NEW YORK i pobiegl przed siebie.

Wsiadlem do pociagu szukajac tego jedynego, interesujacego miejsca miedzy rzedami pustych siedzen, gdy zobaczylem, ze z naprzeciwka otwieraja sie drzwi i wchodzi murzynek, ktorego przed chwila spotkalem na peronie. Dopiero teraz moglem mu sie przyjrzec lepiej.

Mial moze 165 cm wzrostu, lekka nadwage i opiety byl w czarna, skorzana, przyciasna kamizelke, na nogach mial dzwony, a na glowie okulary przeciwsloneczne, co razem dawalo komiczny efekt. Gdy mnie zobaczyl, od razu wyszczerzyl biale zeby w usmiechu i pytajaco wskazal 4 miejsca ustawione naprzeciwko siebie. Co mi tam - pomyslalem i usiedlismy.

- Chcesz czekolady ? - zapytal

- Eee, jasne, dzieki. Skad jestes ?

- Z francji, ale tak naprawde to z Dominikany, tam jest slonecznie i wszyscy sa szczesliwi, to najlepszy kraj na swiecie. Jade odwiedzic swoja rodzine. Wioze dla ojca noz, myslisz ze moge przewiezc noz samolotem (...) ?

Ciezko bylo przerwac potok slow, ktory wydobywal sie z jego usmiechnietej geby, ale czasem w przerwach na nabranie powietrza udawalo mi sie z czyms wtracic, zmieniajac temat na bardziej interesujacy. Tak dowiedzialem sie, ze moj nowy towarzysz jest nauczycielem samby, pochodzi z dominikany, kocha Boga i swoja rodzine i nie lubi europejczykow, bo zadzieraja nosy, na dowod czego wskazal palcem mezczyzne ubranego w garnitur, siedziacego kilka metrow dalej ze wzrokiem wbitym nieruchomo w ekran laptopa.

Rzeczywiscie - pomyslalem - jest cos w nas europejczykach co sprawia, ze murzynek z dominikany, z tym swoim usmiechem, wielka, kolorowa waliza, oferowaniem jedzenia i podspiewywaniem sobie pod nosem cholera wie czego, wyglada przy nas nienaturalnie.

Polubilem go i jakos samo wyszlo, ze trzymalismy sie razem nawet na lotnisku, kiedy okazalo sie, ze ma wylot tylko na kilka godzin przed moim. Mielismy wiec sporo czasu przed soba. Szwendanie sie po lotnisku, siedzenie na fejsbuku, spanie w dziwnych pozycjach na lawkach poczekalni i zabijanie czasu w towarzystwie nowego towarzysza mialo swoj klimat.

Kiedy nadszedl czas na jego lot i odwrocilem sie, zostawiajac go w ogonku kolejki do odprawy, mialem w glowie tylko jedna mysl

- #!$%@?, w koncu sie go pozbylem.

Mimo, ze polubilem sympatycznego murzynka, pod koniec moja europejska natura odczuwala przesyt pokazami samby, spiewaniem , dzieleniem sie jedzeniem i usmiechami. Jestem Europejczykiem, nie przywyklem do tego.
  • 4