Wpis z mikrobloga

Dawno temu, parę lat po stanie wojennym, nadejszła spora zima.
Miałem wtedy może 3 - 4 lata. Wyprosiłem matkę, by zabrała mnie na sanki, bo przecież śnieg, jest zimno, jest super.
Matka nie miała tego dnia dobrego nastroju, ale wybłagałem i wyszliśmy.
Siedzę beztrosko na drewnianych sankach, rodzicielka zipiąc ciągnie sanki.
Tuż za przekroczeniem płotu, na środku pustej ulicy, zacząłem radośnie zbierać śnieg w małe rączki obłożone ręcznie robionymi, wełnianymi rękawiczkami na sznurku.
Matka, widząc co mi chodzi po głowie, odwróciła się i powiedziała stanowczo, że jak tylko w nią trafię śnieżką, to będą baty.
Ja się roześmiałem, no bo jak mógłbym cię trafić mamo?!
Ulepiłem sobie idealną kulkę i pac przed siebie.
Dziecko rzuciło, ale diabeł kulkę niósł i matka została trafiona w samą głowę.
Nagły nawrot do domu bez słowa. Zaczynam przepraszać, mówić, że niechcący, że tak nie miało być, ale matka nic nie mówi.
Po wejściu do domu szykowałem się na srogie baty, ale matka tylko usiadła i się popłakała...
Do dziś nie wiem co się tak naprawdę w tym dniu wydarzyło...
Ale śnieżka pozwoliła uwolnić emocje i już było lepiej.

#feels #truestory #dziecinstwo
  • 46
  • Odpowiedz