Wpis z mikrobloga

Ktoś wrzucił stary teledysk #karramba na wykopalisko i przypomniałem sobie rozkminę, o której miałem Wam, drogie Mireczki, napisać.

Zrobiłem sobie niedawno rajd po różnych starych hip hopowych rzeczach, rozpoczęty od znalezienia na youtube kawałków Ciemnej Strony Miasta. Okazało się, że po latach nadal pamiętam dużo tekstów, więc musiałem naprawdę nieźle w tym siedzieć. I tak słuchając, zrozumiałem dlaczego porzuciłem całkowicie polski hip hop i wróciłem do niego dopiero niedawno.

Miałem to szczęście, że mogłem obserwować polski hip hop niemal od początku. Pamiętam, kiedy ktoś przyniósł do szkoły Alboom Liroya, pamiętam pierwsze zetknięcie z Kalibrem, Wzgórzem, pamiętam późniejsze czytanie Ślizgu w szatni, pierwsze próby deskorolkowe, gryzmolenie obrazków na wzór graffiti w zeszytach, szerokie spodnie... Niektórzy mocno w tym siedzieli, ja trochę mniej, ale słuchałem, podobało mi się, było to świeże. "Wtedy twarze były młodsze, jarzysz? Melanże, tricki na deskorolce, lecz to się nigdy już nie zdarzy..." ;)

W pewnym momencie coś się skończyło. W podobnym czasie zacząłem też wsiąkać w klasyków rocka, oraz słuchać ówczesnych gwiazd typu Nirvana czy RATM. Stopniowo hip hop porzucałem, aż w końcu przerodziło się to w otwartą niechęć. Stałem się ortodoksyjnym kucem.

Ostatnio wróciłem do polskiego hip hopu i ze zdziwieniem odkryłem, że bardzo wiele mnie ominęło. Nie tylko obecny jego poziom jest mega wysoki, ale też mnóstwo jest płyt z przeszłości, która mają wielką wartość i warto do nich wrócić. Z jakiegoś powodu z tego zrezygnowałem, nie mogłem się nimi zachwycać wtedy, kiedy wychodziły.

Ten powód, to właśnie takie kawałki, jak poniższe. Zorientowałem się, że nie mam czego szukać w tym gatunku, że jego wartość po tym, jak opadł kurz świeżości, jest niewielka. Rzeczywistość końcówki lat 90 to poza nielicznymi wyjątkami (które do tego często nie przebijały się do powszechnej świadomości i trzeba było ich szukać), to smutny obraz. Bity monotonne, często na prostym samplu, flow jednostajny, czasem naprawdę tragiczny, no i teksty dzielące się z grubsza na dwie grupy. Pierwsza, to głupkowate Karramba oszalał i temu podobne, a druga, znacznie liczniejsza, to smutne #!$%@? o życiu w bloku, jaraniu na ławce i o dupach. Ja wiem, że to są teksty wzięte z życia tych chłopaków, że to jakiś rodzaj ciekawego dokumentu socjologicznego, niemniej jednak wartość muzyczna czy liryczna była naprawdę znikoma. Oczywiście ktoś mi tu zaraz rzuci przykłady świetnych utworów z tamtego okresu, ale mimo wszystko są to wyjątki, a poza tym nawet te najlepsze, z mojej perspektywy, nie dorastają do pięt temu, co miało się zacząć za chwilę. Z tego wszystkiego, dziś wracam tylko do Kalibra.

W każdym razie, to był moment, w którym podziękowałem całej tej stylistyce. Z perspektywy czasu był to błąd, bo właśnie zaczynał się rozkwit. Ci, którzy byli na scenie już jakiś czas, okrzepli, nabrali doświadczenia, znacznie podnieśli swoje umiejętności. Rozwinęły się podkłady i wszystko inne. Jednak jednocześnie do mediów przedostało się mnóstwo chłamu, który tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że nie warto się interesować hip hopem. Jakieś hiphopolo, Mezy i inne dziadostwa. Pomiędzy tym umykały mi rzeczy naprawdę ważne.

Teraz żałuję. Ominęły mnie, w czasach największej popularności, wspaniałe płyty i wspaniałe utwory. Ominął mnie wtedy Pezet z Muzyką Poważną (dziś uznaję za lepszą niż Klasyczna, a z Klasycznej do mojej świadomości przebiła się tylko Seniorita, od której nie dało się uciec na imprezach...), Eldo z Eternią czy Człowiekiem, Który Chciał Ukraść Alfabet, fantastyczne teksty Łony na Nic Dziwnego, czy w ogóle wszystkich jego płytach, ominął mnie Fach Mesa i Blefa, nie bujałem się w rytmie funku od 2cztery7... długo tak można wymieniać. Dziś to wszystko odkrywam na nowo i jest to bardzo piękna podróż.

A wszystko to sprawiła mizeria polskiego hip hopu tuż przed szczytem jego popularności.

#rozkminy #nostalgia #hiphop #muzyka
  • 6