Wpis z mikrobloga

Niepozorne zdjęcie, które uratowało ludzkie życie - 1945 rok.

Mroźna zimowa noc z 12 na 13 stycznia 1945 roku. Linia frontu wschodniego przechodzi niemal dokładnie przez obecnie usytuowaną w województwie podkarpackim wieś Jodłowa. Do stacjonujących opodal niemieckich wojsk przychodzą rozkazy natychmiastowego wyłapania wszystkich mężczyzn, którzy jeszcze ostali się w okupowanej przez nich okolicy i wcielenia ich do lokalnej jednostki pracy przymusowej.

Około 300 mężczyzn zostaje zidentyfikowanych i zagnanych do oddalonego o 20 kilometrów od Jodłowej Tuchowa, skąd w bydlęcych warunkach pociąg towarowy przetransportuje ich do Wrocławia. Tam zmuszeni będą do kopania rowów przeciwczołgowych w skutej lodem ziemi podczas oblężenia miasta. Wielu z nich nie przeżyje siermiężnych warunków.

Jeden z żołnierzy wpada do domu niejakiego Stanisława, również wyznaczonego do wywozu. Wydaje mu rozkaz ubrania się i spakowania tylko najpotrzebniejszych rzeczy, bacznie obserwując każdy jego ruch z pistoletem w dłoni. Wodząc za nim wzrokiem zauważa wiszącą na ścianie fotografię, przedstawiającą dwóch mężczyzn w mundurach z okresu I wojny światowej.

Zastanawiając się, co taka fotografia robi w polskim domu, pyta zbierającego się do wyjścia Stanisława, co wie o uchwyconych na nim żołnierzach armii austro-węgierskiej. Ten odpowiada, że wyższy mężczyzna to jego ojciec Jan, ale nie ma zbytnio pojęcia kim jest ani jak nazywa się ten niższy. Wie jedynie, że w czasach przed wybuchem Wielkiej Wojny zdążyli się zaprzyjaźnić. Na skutek przedziwnego splotu okoliczności, personalia drugiej osoby znane są jednak powoli odkładającemu broń niemieckiemu żołnierzowi. Z jego ust pada jedno zdanie: Ten drugi to też ojciec, mój.

Z rozmowy, jaką łamaną mieszanką polskiego i niemieckiego przeprowadził Stanisław i jego niedoszły oprawca wynikło, że ten ostatni został do Wehrmachtu wcielony siłą. I podobnie jak przed laty jego ojciec spotkał ojca Polaka, tak teraz on spotkał jego syna. A że ich rodzice byli przyjaciółmi, nie mógł pozwolić, aby Staszkowi stało się coś złego.

Nie mógł też jednak wrócić do oddziału bez wyznaczonej z listy osoby – inaczej sam nabawiłby się kłopotów. Po krótkiej naradzie mężczyźni doszli do porozumienia – Polak pójdzie bez szemrania za Austriakiem, dołączy do kolumny maszerującej na wspomniany Tuchów, a gdy tylko nadarzy się okazja, dostanie od pilnującego go nowego znajomego sygnał do ucieczki. Stanisław zaryzykował, ale opłaciło się – wkrótce po wyjściu z Jodłowej kolumna przeniosła się na nieco bardziej zalesione tereny. W wyniku zamieszania wywołanego przez innych maszerujących, austriacki żołnierz niemieckiej armii rozkazał Polakowi uciekać w krzaki, skąd po odczekaniu dłuższej chwili udał się z powrotem do domu.

Dwa dni później do Jodłowej wkroczyła Armia Czerwona, skutecznie przepędzając resztki niemieckich oddziałów z terenów wsi w ramach „wyzwalania”. Na szczęście żołnierze radzieccy nie potrzebowali dodatkowego wsparcia ze strony Polaków i Stanisław mógł pozostać w swoim domu. Do końca swojego życia mieszkał na wsi, gdzie prowadził gospodarstwo, od czasu do czasu wspominając swojego wybawcę, którego już nigdy więcej nie spotkał.
Źródło

#historiajednejfotografii #fotohistoria #fotografia #wojna #polska #2wojnaswiatowa
siwymaka - Niepozorne zdjęcie, które uratowało ludzkie życie - 1945 rok.

Mroźna zi...

źródło: comment_nUDK5OmGgsEjfZjWgVzb7vLzFK67VejX.jpg

Pobierz
  • 30
@siwymaka: O to mnie zaciekawiłeś! Rejony z tej historii to właśnie moje rodzinne strony, a na dodatek po mojej rodzinie również krąży historia o moim dziadku i jakimś transporcie w którym Niemcy zabrali go. Musze odwiedzić Babcię i wypytać o więcej ;) A tak zresztą to ludzie w tamtej okolicy mieli z Niemcami na pieńku już jakiś czas. Po Bitwie pod Gilową Górą w pobliskiej Swoszowej (z tego co pamiętam, jedna
@siwymaka: jako ciekawostka - babcia opowiadała, że jej ojciec, czyli mój pradziadek miał podobną historię. Przed wojną studiował w Berlinie i okazało się, że Niemiec który go miał skierować do obozu czy na roboty mieszkał na tej samej ulicy co mój pradziadek. Mieli nawet wspólnych znajomych i wykładowców. Puścił go wolno.