Wpis z mikrobloga

Pewnego dnia w szkole na lekcji muzyki, za czasów #gimbaza, pani poprosiła nas, abyśmy zaimprowizowali melodię, wydobyli dźwięk z rzeczy, które akurat były pod ręką. Ja wystukałem coś długopisem, kolega obok zagwizdał. Kolega z ławki dalej wyjął linijkę, jeden koniec przyłożył do stołu, drugi koniec wprawił w drgania i manipulując długością linijki zagrał melodię. Zachwycona pani od muzyki wstawiła mu szóstkę, czym sprawiła ogólną niechęć u mnie, jak i u kolegi z ławki, gdyż takie zabawy były nam powszechnie znane już w podbazie. Tego pamiętnego dnia dowiedziałem się, że mieć pomysł, a go odpowiednio sprzedać, to dwie zasadnicze rzeczy.

Z dawnym kolegą kumpluję się do dziś, a paradoksalnie tamte wydarzenie i linijka zbliżyły nas do siebie. Ja dorabiam w hurtowni artykułów szkolno-biurowych, on czasem przychodzi do mojej pracy, kupuje karton 30cm linijek za rabat, który ode mnie dostaje, śmieszkujemy i żegnamy się w przyjacielskich stosunkach. Do dzisiaj nie wiem po co mu te linijki, ale najwyraźniej nauczył się w gimbazie robić z nich dobry użytek.


j4ace - Pewnego dnia w szkole na lekcji muzyki, za czasów #gimbaza, pani poprosiła na...

źródło: comment_6ie2HYbzqOVsCwrb23zHyPih6qX5ItLA.jpg

Pobierz
  • 7
  • Odpowiedz
@j4ace: Ja zawsze robię tak: podchodzę do dziewczyny w autobusie i wkładam jej do ręki linijkę - Trzymaj. - mówię. Wtedy rozdziawia buzię i bada mnie spojrzeniem jakby zastanawiała się, czy przypadkiem nie chcę zjeść jej ojca. A ja, oparty o szybę autobusu mówię, że Andrzej jestem. - O #!$%@? tu chodzi? - pyta ona. - Ściśnij linijkę i odmierz 22 centymetry - z nonszalanckim uśmieszkiem pod nosem przenoszę wzrok z
  • Odpowiedz