Wpis z mikrobloga

@lazzyday: Wiesz, porównanie grona znajomych do internetu, jest jak porównanie trójkąciku do orgii - niby tam też można się czymś podzielić, lecz w pierwszym przypadku znasz te osoby, w drugim - niekoniecznie.

Cała kwintesencja w tym, że dopóki nie tworzysz jakiś wewnętrznych forów dla jakieś zamkniętej grupy osób, dane wpisy jednak są publiczne, do których dostęp może mieć każdy - podobnie jak to ma miejsce w wypadku namalowania jakiegoś tagu na
@MarnaImitacjaTuwima: Mówię o regułach: są miejsca w internecie, gdzie nie toleruje się chamstwa, są miejsca, gdzie jest wręcz pożądane. Zasadniczo jest niepisana reguła, że w internecie panują luźniejsze reguły niż w realu i chciałbym, żeby tak zostało. Intuicyjnie większość ludzi zdaje sobie z tego sprawę, widząc komentarze ludzi nieznanych im najczęściej nie tylko bezpośrednio, ale nawet z imienia i nazwiska i nie rozdzierają nad tym szat. Nie mówię, że chciałbym, żeby