Wpis z mikrobloga

Pierwsza wizyta u psychiatry za mną. Posłuchajcie...

Zestresowałem się mocno i to już przy uzupełnianiu karty w rejestracji. Zaraz po tym zostałem zaproszony do pokoju do pani doktor. Zaczęła od pytania co mnie tu sprowadza, więc powiedziałem o ataku jakieś dwa tygodnie temu. Czułem już wtedy, co się ze mną dzieje. Spociłem się dosłownie cały. Na szczęście nie było nic widać (byłem ubrany na czarno) poza przecieraniem czoła co jakiś czas. Zaczęło mnie telepać z nerwów i z zimna, bo koszulkę i spodnie miałem dosłownie całe mokre. Kilka razy zazgrzytałem nawet zębami.

Pytała o przyczynę ataku czy kiedyś już one występowały i chciała żebym go opisał. Przeszła później do tego co robię teraz, odpowiedziałem, że nic, siedzę trzy lata w mieszkaniu i aktualnie wychodzę jak muszę iść do sklepu, ale też nie zawsze. Dodałem sam od siebie dlaczego tak jest, że nic nie robię, dlaczego się tu przeprowadziłem 600 km w linii prostej od miasta rodzinnego, że miałem dosyć ciągłych awantur, które nie dotyczyły na początku bezpośrednio mnie i tylko odbijały się rykoszetem, że matka miała wszystko w dupie, albo przynajmniej sprawiała takie wrażenie i tylko mówiła przez telefon, żeby się uspokoić, ale strasznie było mi strasznie ciężko złożyć zdania, język mi się plątał, głos miałem trochę zachrypnięty i mimo, że wiedziałem co mam na myśli nie wiedziałem co powiedzieć. Domyśliła się, że nie mam kontaktu z rodziną od tamtego czasu (poza sporadycznymi wiadomościami z siostrą) i zapytała o to chyba tylko po to żebym potwierdził. Zapytała o szkołę, więc powiedziałem, że odbębniam jeszcze zaoczne LO dla dorosłych, bo przerwałem technikum jak wyjechałem z domu. Tutaj znowu dodałem od siebie, że już później jeszcze w domu rodzinnym jak zacząłem mieć wszystko gdzieś, zawalałem szkołę, chodziłem na wagary albo po prostu nie wstawałem z łóżka rano i siedziałem zamknięty w pokoju.

Powiedziałem o lęku przed ludźmi, że jak już muszę iść do tej mojej pseudo "szkoły", to uciekam od ludzi, do nikogo się nie odzywam, siedzę sam i tylko się modlę, żeby mnie nikt nie zaczepił. Do tego momentu jej o tym powiedziałem pani doktor. Teraz bonus dla was, bo napisać łatwiej. Z tego powodu musiałem powtarzać jeden semestr - debil, psychol. Trafiłem do grupy towarzyskiej, rozgadanej, a ja jako rodzynek siedziałem zawsze sam i nigdy się nie odzywałem zostawałem systematycznie zaczepiany pytany dlaczego taki cichy jestem. Nie znosiłem tego. Doprowadziło to sytuacji, że jak miałem wychodzić w weekendy do szkoły stałem ubrany do wyjścia przy drzwiach i nie mogłem podjąć decyzji czy iść. Zastanawiałem się tak długo, stałem tam tak długo aż wiedziałem, że spóźniłem się na autobus i mówiłem sobie, że nie ma sensu wychodzić.

Pytała o to jak się utrzymuję (to pomijam dla Was, ale pani doktor powiedziałem) Powiedziałem, też że kiedy sporadycznie przeglądam ogłoszenia (choć wiem, że i tak nic z tego nie wyjdzie i tylko się zdołuję na następne dni, nie wiem dlaczego to robię) i widzę jakąś pracę która wymaga kontaktu z ludźmi przewijam dalej, bo nie wyobrażam sobie tego, boję się mimo, że praca prosta jak stanie na kasie w sklepie. Zapytała co chcę robić w życiu, odpowiedziałem jej na to, że nie wiem, że od kiedy pamiętam babcia wbijała mi do głowy, że będę taki sam jak mój ojciec, którego nigdy nie znałem, że do niczego się nie nadaję i skończę w kryminale i tak siedzę z tym w głowie.

Na pewno widziała, że mnie telepie z zimna i stresu. Siedząc cały czas patrzyłem się w podłogę i tylko sporadycznie zerkałem na nią, w oczy i wyglądała jakby patrzyła na mnie z żalem albo jakimś politowaniem, nie wiem, może tylko mi się wydawało. Grzebałem pod paznokciami jakbym chciał wygrzebać jakiś bród, którego tam nie było.

Pytała o moje ogólne samopoczucie. Mówiłem, że mam różnie - raz mam ochotę coś rozwalić, raz płaczę, a najczęściej nie czuję nic i mogę siedzieć na balkonie patrząc się gdzieś i tyle. Zapytała o te stany płaczu, odpowiedziałem, że ostatnio codziennie płaczę.

Przeszła do pytania czy myślałem o tym żeby sobie coś zrobić. Odpowiedziałem, że co godzinę, nastała chwila ciszy i dodałem, że z mostu raczej bym nie skoczył bo to nie dla mnie lecieć aż do uderzenia, ale jakieś tabletki bym zjadł, a najlepiej kulkę w łeb bym sobie wpakował i czasami mam takie myśli, że jakbym miał broń pod ręką, strzeliłbym sobie w łeb bez wahania, bo to tylko moment i już. Tutaj nastała cisza, patrzyła na mnie (z politowaniem? z żalem? nie wiem). Zapytała czy miałem jakieś plany miałem co do tego. Powiedziałem, że tak (chociaż nic precyzyjnego). Teraz bym sobie nic nie zrobił, bo mieszkam różowym i byłby to ogromny problem też dla niej, nie zrobiłbym jej takiego syfu. Dodałem, że nie chce być tutaj, że zmarnowałem jej już trzy lata i to jest najgorsze. Nie wiem jak to odkręcić, nie mam dokąd się wyprowadzić, ale jakby mi się udało, miałbym wtedy wszystko gdzieś i...

Tutaj stanowczo zapytała czy chce skierowanie do szpitala. Powiedziałem, że nie, bo mam szkołę. Chciała wiedzieć od kiedy, ale jeszcze nie ma dokładnego planu, więc powiedziałem, ze gdzieś od połowy września w weekendy. Trochę popatrzyła na mnie (też jakby z politowaniem), powiedziała, że wypisze mi tabletki, na razie jedno opakowanie (chociaż mam dwa różne leki), ale rzuciła też "(...), ale jaką mam pewność, że nie połkniesz tych tabletek...". Dodała, że trzeba iść do psychologa zrobić analizę psychologiczną, że to należy zrobić. Przeszła do drukowania recepty.

Dostałem receptę, sposób dawkowania i poszliśmy do recepcji. Powiedziała dziewczynie siedzącej za ladą, że muszę zrobić analizę psychologiczną i żeby mnie od razu zapisała do niego i do niej za około 3 tygodnie.

U psychologa na analizę mam wizytę na 07.09, a do niej jeszcze raz na 17.09.

HYDROXYZINUM (coś na leczenie lęku) mam brać rano i przy obiedzie po jednej tabletce, ale jak będę mocno otumaniony mam odstawić popołudniową dawkę.
Asentre (SSRIs, na depresję) mam brać przez pierwszy tydzień 1/2 tabletki, po tygodniu całą. Co ciekawe w tym leku u 1 na 10 pacjentów występuje depresja jako działanie niepożądane, a przecież to lek na depresje. Może ze wszystkimi tak jest, nie znam się.

Przepraszam za chaotyczność i powtórzenia.

@boryss @syberius

Przepraszam @Warszawianka91, że nie odpisałem na maila (zapomniałem hasła i nie mogę go odzyskać) i nie dałem znać w inny sposób wcześniej. W sumie to moje rozpisanie się do Ciebie na maila najbardziej pchnęło mnie do tego.

Podsumowując:

I'm fine, I'm just not happy.


#depresja #oidhchepsychol
o.....e - Pierwsza wizyta u psychiatry za mną. Posłuchajcie...

Zestresowałem się m...

źródło: comment_gaFcQ0P8pqZgUXIu4qXRn88wlCT1x4ao.jpg

Pobierz
  • 37
  • Odpowiedz
@oidhche: Pamiętam, Twój poprzedni wpis. To ja - ten od "Weltschmerzu". Ciesze się, że wreszcie zebrałeś się w sobie i poszedłeś do psychologa. Moja uwaga (apropos powtórzeń). Nie podchodź do ludzi w sposób "patrzyła na mnie z politowaniem". Owszem są jednostki, które tak wyglądają jakby patrzyły w ten sposób na Ciebie z "automatu" ule uwierz mi, że są ludzie którzy nie znają Twojej historii i mają co najmniej neutralne podejście do
  • Odpowiedz
@oidhche: Mirku, powodzenia :) . co do antydepresantów - one tak działaja, że przez pierwsze kilka tygodni przyjmowania możesz mieć nasilenie objawów, ale grunt to przeczekać - one wpływają na stężenie neuroprzekaźników w mózgu i receptory na neuronach, dlatego objawy będą nasilone, dopóki komunikacja chemiczna w mózgu nie odzyska równowagi, to normalne działanie takich leków.
I doceń różowego - skoro jest przy Tobie tyle czasu kiedy nie jest dobrze, to możesz
  • Odpowiedz
@oidhche: Bardzo się cieszę, że (być może za moją namową) udałeś się do psychiatry. Wiesz co Ci pisałam i nie będę tego tu powielać. Asentra to bardzo dobry antydepresant - bierze ją moja przyjaciółka i jest już zdrowa. Hydroxyzyna to bardzo znany przeciwlękowec-uspokajacz, więc powinien Ci pomóc. Lekarka wspomniała o szpitalu z prostego powodu - Ty wiesz jakiego. Mam nadzieję, że nic głupiego Ci do głowy nie strzeli - a jak
  • Odpowiedz
@cichy_brzek: zapomniałem, potraktuj to jako lek na lenia ( ͡° ͜ʖ ͡°)

@Piw_Benzyna: zdaję sobie z tego sprawię, po prostu dla mnie tak to wyglądało, więc o tym napisałem.

I doceń różowego - skoro jest przy Tobie tyle czasu kiedy nie jest dobrze, to możesz byc pewien, że będzie lepiej w Twoim związku, kiedy Twój stan się poprawi.


@puncek: doceniam, ogromnie mi pomogła, ale nie
  • Odpowiedz
@oidhche:

powinno poznać kogoś normalnego, a nie takiego zamulonego debila jak ja który nic nie potrafi i nie widzi sensu w niczym


Każdy z nas jest inny, każdy ma problemy. Nikt jej nie zmuszał do związku z Tobą, pamiętaj. Zrobiła to z własnej nieprzymuszonej woli i uczucia do Ciebie, więc chyba nie jesteś aż takim debilem, skoro się zakochała:> Nie znam Cię, ale na pewno jesteś wartościowym człowiekiem, po prostu masz
  • Odpowiedz
@oidhche: Po asentrze budziłam się parę razy w nocy z językiem jak kołek. Potwornie wysusza śluzówki języka o nosa, miej zawsze przy łóżku coś na zwilżenie ust. ;)
  • Odpowiedz
@oidhche: Jeśli chodzi o asentre to jestem bardzo zadowolony, poza przeciwdepresyjnym działaniem ma jeszcze działanie przeciwlękowe. Niecały rok biore. Na początku jakies dwa tygodnie, bóle brzucha itp. ale później to ustępuje. To był mój pierwszy lek i całe szczęście nie musiałem przechodzić tego co inni (zmiana leków co jakiś czas bo efekt nie jest taki jak pożądany). - także troche mi się pofarciło - czego również i tobie życzę.

@innigri:
  • Odpowiedz
@Shepherd: #!$%@?, jak czytam coś takiego, to aż mnie szlag trafia. facet potrzebuje lekarza i leków i ja Ci to gwarantuję jako osoba, która na ten temat wie cholernie dużo. lepiej niech będzie na lekach i terapeucie, niż z kulką we łbie. boże, co za ludzie! nie wiesz co to depresja, myśli samobójcze, lęki i zaburzenia osobowości? milcz. Poza tym - Asentra nie otumania. Każdy lek potrzebuje czasu na rozkręcenie. Już
  • Odpowiedz
@Shepherd: okej - miałeś doświadczenia z tym - dobrze - szanuję i współczuję. chodzi mi o to, że osoba taka jak nasz kolega (autor), z którym wymieniłam kilka maili i w zasadzie zmusiłam do wizyty u psychiatry, nie radzi sobie sama z tym, co ją spotyka. musi ktoś go nakierować. najważniejsze, że się otworzył i dał sobie pomóc. ok - wiadomo - bez własnej pracy (opierając swoją walkę tylko na lekach),
  • Odpowiedz
@Shepherd: tu nie chodzi o oburzanie. chodzi o to, aby zobaczyć, że może być lepiej. że jest taka szansa. dla osoby, która nie widzi przyszłości, nie ma nadziei - to bardzo ważne. czasem po latach cierpienia, chwilowe zamulenie lekiem (nie mówię że na stałe) może sprawić, że organizm odpocznie, a pacjent nabierze sił. hydroxyzyna to bardzo delikatny środek i raczej nie powoduje zamulenia. ale nawet jakby powodowała, to może być to
  • Odpowiedz
@Shepherd: i jeszcze jedno - jeżeli zastosuje i leki i terapię, to mu nie wróci. Ja sama się leczyłam bez lekarzy i leków swego czasu - robiłam wszystko na siłę, idąć pod prąd, cierpiąc - pomogło. Jaki był tego efekt? Po 3 miesiącach jak ja to mówię ,,szczęścia" nastąpiło takie pogorszenie, że nie życzę nikomu. Gdyby nie rodzina, to bym chyba na ogólnym psychiatrycznym siedziała. a nie siedziałam - i teraz
  • Odpowiedz
@Shepherd: ale ja jak najbardziej zgadzam się z ,,mi tylko o to chodzi zeby nie nastawial sie na cuda, jak samemu nic nie bedzie robil" - ale żeby w siebie uwierzył być może po latach życia w totalnej beznadziei, musi wziąć leki. nikt nie każe mu ich brać wiecznie - leki się przecież z powodzeniem odstawia. musi sam działać - oczywiście, ale uważam, że dzięki lekom (przynajmniej na początku), będzie mu
  • Odpowiedz
@Shepherd: nie wiem jak Ty, ale ja wymieniłam z autorem maile - wiem dokładnie na czym polega jego problem i jak cholernie musi być mu trudno. z takiego stanu nie wyjdzie się po przeczytaniu na Wykopie tekstu ,,weź się stary w garść, bo jak ty tego nie zrobisz, to nikt tego nie zrobi". To tylko dołuje i pogarsza sprawę. Leki są od tego, żeby pomóc - ma myśli samobójcze, po lekach
  • Odpowiedz