Wpis z mikrobloga

tl;dr znajdziesz na końcu wpisu

@pieczywowewiadrze wspomniał wczoraj, że mógłbym coś dodać od siebie w #recenzujelublin. Niezbyt często jem na mieście, a jeśli już - jest to zazwyczaj Kebab Habiby lub Subway. Z czasem jednak i to się nudzi - w końcu ile razy można jeść taką samą kombinację? W niedzielę @saldatoreafilo jednym zdaniem zachęcił mnie do wyjścia z chaty i spróbowania burgerów z Jesza. O swojej wyprawie do tegoż przybytku pisałem wczoraj tutaj. Dzisiaj dzień drugi mojego wyjścia z domu i jedzenia na mieście. Generalnie unikam jedzenia w przypadkowych miejscach. Chyba nigdy nie zdarzyło się tak, że wszedłem do losowej knajpy i usiadłem przy stoliku. Knajpki lub też "pitcernie" poznaję głównie poprzez znajomych - ten poleci, tamten szepnie słówko, ale także dzięki opiniom w internecie. To właśnie dzięki blogowi pizzakebablublin wpadłem na Umeå. Ale po kolei ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Jestem mięsożercą. Dla faceta nie ma nic lepszego, niż dobrze wysmażony stek. No, może poza zimnym chłodnikiem chmielowym ( ͡° ͜ʖ ͡°) Nigdy nie ciągnęło mnie do jedzenia potraw wegetariańskich. O wegańskiej kuchni wiedziałem tylko tyle, że istnieje. Mój typowy posiłek musi zawierać mięso. Zupełnie nie przeszkadza mi jego smak, nie rosną mi włosy między palcami, ani nie wyrosły mi rogi, tak jak twierdzą niektórzy wegeterroryści. To głównie mięso i użyte do niego przyprawy nadawały posiłkom smak. Dlatego zdziwiłem się, gdy zobaczyłem na blogu pizzakebablublin recenzję restauracji Umeå. Ekipa, w większości przypadków bardzo surowo i krytycznie oceniająca, rozpływała się w zachwytach. Postanowiłem poszperać i znaleźć więcej opinii o tym miejscu. Wszystko, co znajdowałem, wychwalało Umeę pod niebiosa, a na ich fanpage'u średnia ocen to 4,9/5 (z 200 opinii). Postanowiłem, że zaryzykuję i spróbuję. W końcu nawet na mirko dostałem rekomendację do wizytacji w tym miejscu od @kylkson, więc to zobowiązuje.

Dzisiaj mój wewnętrzny leń stwierdził, że ma w dupie stanie przy garach i gotowanie, toteż grzecznie zapakował tłustą dupkę w samochód i wywiózł na ulicę Orlą 4, gdzie mieści się ta restauracja. Gdyby nie niebieski szyld, znalezienie Umei zajęłoby mi znacznie dłużej. Głównie ze względu na fakt, że wejście ulokowane jest w bramie, koło której przechodząc można było wyczuć zapach dobrego jedzenia. Lokal, choć mały, miał dosyć stolików, by można było spokojnie zjeść obiad po ciężkim dniu. Posiłek umilała muzyka, która była bardzo spokojna. W większości lubelskich knajpek króluje muzyka typu "mam żel na włosach, bejbe disko polo, wszyscy się #!$%@?", ewentualnie jakiś "post new age ultra turbo rap rock melodic death metal", który brzmi jak cegła w pralce i po prostu przeszkadza w konsumpcji i regeneracji np. po ciężkim dniu. Tu - spokojny, pogodny jazz, wprowadzający wesołą atmosferę. Menu restauracji zmienia się codziennie - jak dla mnie jest to duży plus i zaleta, zarówno dla nich, jak i dla klientów. Właściciele nie marnują bez sensu produktów, a klient nie nudzi się stałymi zestawami, jak ma to miejsce w przypadku wspomnianego już Subway'a. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Umeå nie posiada swojej strony internetowej, a menu na dany dzień jest publikowane tuż po otwarciu (godzina 12:00) na ich facebooku. Dzisiaj do wyboru z burgerów były:
- cukiniowo-koperkowy
- cieciorkowy z nacią selera
- dynia hokkaido z papryką
- seitan grzybowy
Cukinia? Hmm, nie dla mnie. Cieciorka? A gdzie to leży? Dynia? Hmm, też nie. Został seitan. O ile w muzyce, której słucham, wszyscy lubią jakiegoś sejtana i mniej więcej wiedziałem kto to jest, tak tutaj nie mówiło mi to nic. Zaryzykowałem, ponieważ lubię grzyby (nie, nie takie jak myślisz, ty ćpunie ( ͡° ͜ʖ ͡°)) i lubię poznawać nowe smaki. Do każdego burgera można sobie wybrać sos. W ich przypadku także obowiązuje rotacja. Do wyboru były:
- czosnkowy z młodym jęczmieniem
- rukolowo - pietruszkowy
- fistaszkowy
- chilli - papryka wędzona
Standardowo, czosnkowy (to pewnie dlatego nie mam dziewczyny ( ͡° ʖ̯ ͡°) ). Byłbym zapomniał - bułkę można wybrać albo białą albo ciemną, ja lubię ciemne pieczywo. Całość kosztowała mnie 12 złotych polskich. Przede mną było pięć burgerów w kolejce, zatem musiałem chwilę poczekać. Docelowo miało to być 15 minut, jednak po 1/3 tego czasu cieszyłem się już swoją kanapką. Zanim do niej przejdę, opiszę jeszcze wystrój lokalu. Utrzymany w jasnej kolorystyce, dominował kolor biały, gdzieniegdzie odcienie brązu. Kilka książek, które można poczytać czekając na swoje danie (w oczy rzuciła mi się okładka "Poniedziałki bez mięsa"). Około 6-8 stolików, większość zajęta (byłem ok. godziny 14stej). Subtelny wystrój połączony ze wspomnianą wcześniej muzyką tworzył bardzo ciepłą atmosferę. Przez chwilę miałem chęć zostać tutaj na zawsze. To ogromny plus dla Umei, gdyż niełatwo mnie przyciągnąć byle czym, a tu nie dostałem jeszcze jedzenia, a już cieszyłem się z tego, że jestem w tym miejscu. Kanapkę jednak zdecydowałem się skonsumować we własnym domu. O ile w Jeszu burger był zapakowany w styropianowe pojemniczki i w papierową torbę, tak tutaj zwykła folia aluminiowa i plastikowa reklamówka bez żadnych nadruków. Jesz stara się sprzedać nam to, co widzimy w telewizji - cały Hollywood dba o środowisko i kupuje papierowe torby. Uważam, że równie dobrze mogliby tę kwotę zainwestować w poprawę jakości jedzenia. Burger w łapę, do samochodu i do domu do dużego pokoju ;)

Po rozpakowaniu moim oczom ukazała się całkiem sporych rozmiarów bułka. O ile większość tych "hamborgirów" można trzymać jedną ręką, to ta bułka mieściła się w dwóch rękach. Zazwyczaj nie bawię się jedzeniem, ale nie mogłem oprzeć się pokusie i postanowiłem dokonać demontażu części górnej. Moim oczom ukazały się nieznane kiełki, ogórek małosolny, plaster pomidora, plaster ogórka świeżego, sałata karbowana i lodowa oraz kilka nieznanych listków (nie, nie mam fazy i nie, nie ganiam smerfów po pokoju). Całość dopełniał oczywiście okrągły, brązowy kotlet z seitana (tak się to odmienia?), który był usmażony. Całość smakowała świetnie i gwarantuję - takiego czegoś jeszcze nie jadłeś/jadłaś. Każdy składnik było czuć wyraźnie - od ogórka po kotlet. Sos czosnkowy był wyraźny, ale nie "chamski" - nie palił jak większość serwowanych przez jadłodajnie i nie zabijał smaku jedzenia. Był jego częścią. Całość stanowiła świetne połączenie smakowe. Jako wieloletni praktyk mięsologii byłem na prawdę miło zaskoczony. Kotlet smakował tak jak każdy inny, może brakowało tylko charakterystycznego posmaku mięsa, ale w konsystencji niczym się od niego nie różnił. Jedyne, do czego mógłbym się na prawdę i to już na siłę przyczepić, to fakt, że niektóre fragmenty na brzegu rzeczonego seitana były trochę zbyt przypieczone, w konsekwencji czego były twarde. No i to, że wszystko wypadało z tej bułki, bo jak wiadomo pełny brzuch to zadowolony klient, a składniki pochodzenia roślinnego nie są aż tak drogie, by na nich oszczędzać. Ale osobiście mi to nie przeszkadzało. Całość była tak świetna, że gdyby Umeå była pod moim blokiem, to natychmiast wyrobiłbym kartę stałego klienta, wyrzucił wszystkie garnki, patelnie oraz kuchnię i stołowałbym się wyłącznie u nich. To miejsce mogę z czystym sumieniem polecić każdemu - od fanatycznych wegetarian aż po zatwardziałych mięsożerców. Każdy znajdzie coś dla siebie. Do Umei możesz wpaść po ciężkim dniu, w trakcie przerwy w pracy czy na uczelni, lub ze znajomymi, by schłodzić gardło zimnym napojem i spróbować czegoś nowego. Ja właśnie stałem się ich wielkim fanem. Parafrazując słynny cytat, "One burger to rule them all". Podsumujmy jeszcze całość:

tl;dr


Wystrój 5/5
Nastrój panujący w środku 5/5, czułem się tam dobrze
Jedzenie 6/5, takiego czegoś jeszcze nigdy nie jadłem
Stosunek ceny do jakości 5/5, cena jest adekwatna do otrzymywanego posiłku

Wołam jeszcze #kuchnia i #gotowanie, niech wiedzą jakie dobre lokale mamy w #lublin
#umea
JachuPL - tl;dr znajdziesz na końcu wpisu

@pieczywowewiadrze wspomniał wczoraj, że...

źródło: comment_DvdkWyYsxiLgVCW18Z3cvWfKhRSFVT2P.jpg

Pobierz
  • 12
  • Odpowiedz
@pieczywowewiadrze: jeśli nie jesteś grubszej postawy, a Twój żołądek wielkością nie przypomina Arbuza to tak, bez problemu ( ͡° ͜ʖ ͡°) ale i tak to rośliny, więc szybko lecą przez układ pokarmowy
  • Odpowiedz
Został seitan. O ile w muzyce, której słucham, wszyscy lubią jakiegoś sejtana i mniej więcej wiedziałem kto to jest, tak tutaj nie mówiło mi to nic. Zaryzykowałem, ponieważ lubię grzyby (nie, nie takie jak myślisz, ty ćpunie ( ͡° ͜ʖ ͡°)) i lubię poznawać nowe smaki.


@JachuPL: Parskłem srogo :D Cieszę się że Ci smakowało Mireczku! :)
  • Odpowiedz
@pieczywowewiadrze: musisz Mirku sam wypróbować, ja ponoć jestem strasznie gruby, a nie jestem w stanie ogarnąć dwóch dużych z dominium sam, ino jedną :D warto chociażby dla samego odkrycia nowych smaków :)
  • Odpowiedz
@JachuPL: Umea zawsze na propsie. Sama jestem mięsożercą ale lepszych burgerów niż tam nie jadłam nawet w żadnym foodtrucku. Na duży plus zmienne menu, własnoręcznie pieczone buły i ciekawe kompozycje. W dodatku ceny przystępne (10 zł burger - za 12 zł to chyba brałeś podwójnego o ile dobrze kojarzę?). Planuję jeszcze obczaić inną wege knajpę: Pomylone Gary na Nadbystrzyckiej - również menu codziennie inne, mają swoją stronę na fejsie -
  • Odpowiedz
@strychnina77: dobra jest też fasolka jaś z w sosie pomidorowym z warzywami za 5zł, falafel za niecałe 5zł i masa innych pyszności. A tortilla to naleśnik meksykański pewnie - i tu już jest drożej bo 7zł ( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz