Wpis z mikrobloga

Nie wiem jak was moi drodzy, ale mnie zawsze niebywale bawi jak ludzie kupują wino w sklepie. Nie ma nic w tym złego gdy klient przychodzi i mówi: "poproszę jakieś wino za kwotę X ma być białe/czerwone, wytrawne/półwytrawne/słodkie" i dostawszy jedną lub dwie propozycję bierze pierwsze lepsze z brzegu, bo przecież o winach wie mniej więcej tyle samo co o imporcie orzeszków ziemnych z Gabonu. Jednak na takie podejście może zdobyć się tylko ktoś z rozumem i godnością człowieka, ktoś kto wie, że nie znanie się na czymś nie stanowi żadnego problemu. Jednak nasz omawiany przykład nie ma widocznie ani rozumu ani godności człowieka, bo sytuacja wygląda zawsze mniej więcej tak: klient prosi sprzedawcę na przykład o wino białe wytrawne do 20 złotych, na co ten podaje kilka butelek wina w żądanej cenie i danego rodzaju. No ale oczywiście naszemu znawcy alkoholi żadne się nie podoba, więc zaczyna się festiwal #!$%@? i wskazywanie win z półek.
"A tamto z tą taką etykietą to jakie"
"Słodkie, prosze pana"
"A tamto"
"Też proszę pana"
"Ohohoho, naprawdę, a to z tym kotkiem"
"Tak proszę pana też, wszystkie wina o zadanych parametrach postawiłem przed panem"
Po kilku dłuższych minutach w ciągu których sprzedawca na pewno już obmyślił wszystkie sposoby na #!$%@? klienta tą butelką wina i to stąd się bierze błogi uśmiech na jego twarzy, klient wybiera jedną z butelek przedstawionych mu na samym początku.
Nawet sam często mam ochotę tekimu klientowi powiedzieć żeby nie #!$%@?ł i wybrał pierwsze lepsze bo jakby się znał to by z progu krzyknał "Chateau Lafitte!" i rzucił odliczoną kwotę.
Takie przemyślenia
Z fartem. Elo

#przemyslenia #wino #warszawiakicebulaki #bekazpodludzi
  • 5