Wpis z mikrobloga

Tldr:


Wiecie czego najbardziej nienawidzę? Rozstań w spokoju, bez kłótni i wyrzutów - utratę kogoś kto znaczy dla Ciebie bardzo dużo. Wykop przeglądam od ponad 5 lat, a teraz nie mam nawet gdzie się wyżalić to padło na Was, bądźcie wyrozumiali i będę wdzięczny za każdą opinię.

Jak już wspomniałem właśnie rozstałem się z dziewczyną, niby byliśmy ze sobą rok ale i tak czułem że to moja druga połówka, miała w sobie coś czego szukam u kobiet od zawsze. Tylko jest jeden problem, strasznie się nie dogadywaliśmy, nie mieliśmy wspólnych zainteresowań, kłóciliśmy się co drugi dzień i to bardzo poważnie. Czy tak nie powstaje każda patologiczna rodzina w Polsce? Ludzie przywiązują się do siebie, czują coś od czego nie potrafią się uwolnić, mimo że kompletnie się nie dogadują i męczą ze sobą to i tak nie potrafią nic zmienić. I teraz pytanie do Was, dobrze zrobiłem że to skończyłem? Mam za sobą kilka związków i w żadnym nie było tak wiele kłótni i niezrozumienia, teraz mam wyrzuty sumienia i coraz gorsze myśli (dosyć zaawansowana depresja, leczona legalnymi dragami). Czy brak wspólnych zainteresowań, brak tematów do rozmowy i ogólne niedogadywanie się + gigantyczna ilość kłótni o głupoty, morze łez i krzyków można zignorować jeżeli coś do kogoś czujemy i ta osoba ma w sobie coś czego szukaliśmy od dawna? Jestem przygotowany na falę krytyki...

Druga sprawa depresja - jak już się obnażać to po całości. Zawsze miałem podejście większości tutejszych mirków, "chcesz wyleczyć depresje? wyjdź do ludzi i się ogarnij", to podejście utrzymywało się dopóki nie zacząłem u siebie obserwować typowych objawów nie tylko depresji, ale też fobii społecznej (wygląd, będzie później) i zalążków schizofrenii (tego nie jestem pewny, ale na pewno jestem w grupie wysokiego ryzyka). Depresja to niesamowita krwa która pojawia się nagle i bez skrupułów rozpiedala całe Twoje życie w drobny mak, a Tobie zostawia tylko siły na rozmyślania o samobójstwie. Moja depresja rozpoczęła się po śmierci dwóch bliskich mi osób, utracie każdej możliwej znajomości z rówieśnikami i z powodu wyglądu. Otóż jestem człowiekiem dosyć wysokim ale za to bardzo chudym, od jakiś 8 lat nie wychodziłem z domu w podkoszulku (fobia społeczna, kompletny paraliż i hamulec w mózgu przed jakąkolwiek próbą, lvl 24 here). Potrafię zjeść ponad 3-4,5 tys. kalorii dziennie przez długi okres czasu i schudnąć. I tak, próbowałem z siłownią, dietami i odżywkami (żadnego koksu...), badałem się u lekarzy wielokrotnie i nic. Powiem Wam, że ludzie wychudzeni mają przesrane, zwłaszcza faceci. Jak powiesz komuś otyłemu że jest gruby jak świnia to każda osoba w promieniu 10km jest bardziej oburzona niż po ostatnich okładkach Faktu, a Ty jesteś skreślony przez społeczeństwo jako gbur i cham. Ale jak ktoś powie osobie chudej że odjechał jej ostatni pociąg do Auschwitz i żeby zaczeła jeść to jesteś śmieszek nad śmieszki i szacun na dzielni. I to ciągle "ale jesteś chudy", jakbym o tym ku*wa nie wiedział! Każdy kto tak mówi myśli chyba że dosięgnął absolutu swoją błyskotliwością i ma minę jakby conajmniej rozszczepił atom. Dlaczego osobom chudym można walić wprost w ryj obelgi, a grubych głaskać i nie obrażać?

No więc moja waga i wygląd był impulsem do rozmyślań o tym jak wygladam, czy wyglądam jak dziwak czy nie, czy każdy uśmiech na ulicy to z mojego powodu czy nie, każdy śmiech w tle, każda rozmowa między ludźmi była o mnie. Wiedziałem to i koniec, nie było dla mnie nic bardziej oczywistego. Zacząłem się coraz gorzej czuć, co gorsza nie fizycznie a psychicznie i powoli dopadała mnie wspomniana wcześniej depresja. Nie wiedziałem o tym jeszcze. Ale pewnego ranka obudziłem się (po nocy rozmyślań) i nie potrafiłem się ruszyć, czułem się sparaliżowany i jedyne co miałem w głowie to "czemu ja tu jeszcze jestem?". Uwierzcie mi, depresja to nie uczucie smutku, nie uczucie przygnębienia późną jesienią czy efekt uboczny samotności - to po prostu brak sił do życia, kompletna pustka w środku. I tak się czułem, czuje się tak do dziś. Po jakimś czasie zrozumiałem że to choroba, lekarka przepisała mi legalne narkotyki na depresje (potocznie nazywane lekami) które zrobiły mi z mózgu sito, i myślę że gdybym ich sam nie odstawił to teraz byłbym jarzyną.

I tak sobie egzystuje powoli, mimo że całe życie dostawałem po dupie to jakoś zdałem maturę (jako jedyny w klasie, patologiczna szkoła), poszedłem na studia, zrobiłem prawko, udało mi się dostać pracę i mam kilka związków za sobą. Ale ciągle jest we mnie ta pustka, teraz straciłem kogoś ważnego i nie wiem jak sobie poradzę sam. Tak, kompletnie sam bo moi znajomi okazali się nie warci pokonywania mojej fobii.

Nienawidzę użalania się nad sobą, zawsze miałem w sobie coś co dawało mi siłę do walki, do zmian, do zmiany swojego życia na lepsze, coś bez czego poddałbym się już dawno temu. Najgorsze jest to, że chyba w końcu coś we mnie pękło i od 8 lat nie czułem się tak jak dzisiaj, teraz. Musiałem się wygadać.

Wracając do tematu z początku, dobrze zrobiłem czy #!$%@? po całości?


#depresja #fobiaspoleczna #zwiazki
  • 12
@classicmann: jeśli miałbyś się z nią wiązać na wieczne długi czas, to w końcu byś dostał że tak powiem #!$%@?, nie ma sensu męczyć się ze sobą kłócąc co drugi dzień, bez chociaż częściowo wspólnych zainteresowań, inaczej wg mnie jest #!$%@?, w każdym razie życzę powodzenia w dalszym życiu i normalnych bab
byliśmy ze sobą rok ale i tak czułem że to moja druga połówka, miała w sobie coś czego szukam u kobiet od zawsze.

strasznie się nie dogadywaliśmy, nie mieliśmy wspólnych zainteresowań, kłóciliśmy się co drugi dzień i to bardzo poważnie.

morze łez i krzyków można zignorować jeżeli coś do kogoś czujemy i ta osoba ma w sobie coś czego szukaliśmy od dawna?


@classicmann: miała w sobie kłótnie i zainteresowania, które Cię
@Asterling: Racja, poprawiłem.

@Maglev: To prawda, ale jednak ciągle mam uczucie że dało się to naprawić i mogło być lepiej. Chociaż rok to chyba wystarczająco dużo czasu. Też życzę siły i oby u Ciebie to umocniło relacje zamiast ją niszczyć.

@tomekziom: I to był główny impuls do zerwania, perspektywa że każdy następny rok będzie wyglądał jak ten.

@oidhche: Mam chyba zwiększoną odporność i wytrzymałość na toksyczne związki, za
@classicmann: wg mnie nawet z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, z dnia na dzień coraz gorzej, w dodatku jeśli to miał być związek z przyszłością czyli ślub, to w końcu któreś by #!$%@?ęło tym wszystkim i wtedy byś się czuł jeszcze gorzej niż teraz, także jest lepiej że zrobiłeś co zrobiłeś
@wigry3: Jasne - Ty też! Wspomagam się już alkoholem, byle zasnąć.

Nienawidzę swojego mózgu, przez cały rok myślałem i analizowałem tylko złe rzeczy związane z nią, a teraz mam w głowie same dobre i już mi się wydaje że tego nie przemyślałem. Przetrzymam to, byle do przodu...
@classicmann: Mysle, ze dokonales dobrego wyboru i lepiej, ze zakonczyles to teraz, a nie kilka lat pozniej. Przechodzisz ciezki okres i przez pewnien czas bedziesz czul sie samotnie, ale pozniej inaczej na to spojrzysz, poznasz kogos innego. Zycze Ci duzo sily i wytrwalosci w walce z depresja.
@classicmann: po prostu nie chcesz być sam i dlatego Ci jej brakuje. Najlepszym lekiem na zerwania jest kontakt z ludźmi i nowa dziewczyna, taka jest niestety prawda. Kiedyś też rozstałem się z dziewczyną w gorszym okresie życia - miałem wtedy sporo problemów, byłem w nowym mieście gdzie prawie nikogo nie znałem (a przynajmniej nie na tyle dobrze żeby chociaż wyjść na piwo) i też nie chciałem być sam. Jednak to była