Wpis z mikrobloga

Trzeba nadrobić swoje grafomańskie pseudorecenzje z ostatnich #sciencefiction

Chyba zacznę od Douglasa i jego Starcarriera - zdecydowanie najlepsza książka o bitwach w kosmosie jaką czytałem, choć może lepszym słowem by było: najpoprawniejsza. Świetnie trzyma się fizyki i opiera się tylko na jednym "pomyśle z dupy", czyli wytwarzaniu sztucznej czarnej dziury. Wszystko inne ma swoje podstawy w nauce i taktyce. Bitwy z prędkościami relatywistycznymi rzeczywiście takimi są - cała dylatacja czasu i energia przy takich prędkościach jest przemyślana i dobrze opisana. W sumie aż za dobrze, bo każda kolejna książka powtarza połowę poprzedniej by to opisać. Fabuła jest niestety dość słaba. Pomimo zastosowania świetnego wybiegu zatrzymującego obce cywilizacje na poziomie bliskim poziomowi technologicznemu człowieka, wszystko inne właściwie jest robieniem loda swojemu patriotyzmowi. Już pomijam nazwę głównego okrętu AMURICA. Ale żołnierze i politycy US and A są nie tylko najlepsi. Są JEDYNYMI ludźmi mającymi w ogóle mózg, potrafiącymi walczyć, mądrymi, szybko podejmującymi decyzje i oczywiście ratującymi ludzkość w każdej książce. Największym wrogiem jest UE, które jest tylko i wyłącznie kretyńskie na każdym kroku i nie potrafi nawet podetrzeć sobie dupy. Ogólnie postacie są nudne i jednowymiarowe. Dla bitew w kosmosie - WARTO, cała reszta to nudy i grafomaństwo.

Po Douglasie mamy Odysseye One - tu już nic nie jest dobrze. Oczywiście znowu US and A jest najlepsze, ale nie jest to tak niesmaczne jak u Douglasa. Za to, niestety, nic tu się kupy nie trzyma, bo autor miał pomysł, ale na pomyśle się skończyło. Pierwszy, dziewiczy rejs statku międzysystemowego. Po 5 minutach znajdują obcego. Po 10 biją tyłki ultra groźnych obcych. Po 20 ratują światy. Lecą z prędkością C, by przez pół godziny pokonywać 3 sekundy świetlne, a w międzyczasie obserwować walkę bez problemu. Walki są chaotyczne i bezsensowne. Nie wiadomo który statek co robi, po co są myśliwce, ani dlaczego USA wygrywa. Dookoła walk jest miałka fabuła w podobnym stylu co Starcarrier.

W tym momencie zapuściłem Rubieże Imperium Dębskiego. Oceniam niestety przez pryzmat powyższych książek, więc - Dębski to przy nich jak Szymborska przy Lepperze. Fabuła jest nakreślona, postacie są wielowymiarowe i dużo bardziej prawdziwe. Fizyka jest bez większych luk, ale Dębski wyważa proporcje między kosmosem a ludźmi. Dialogi bardzo dobre, historia wciągająca, przyjemna narracja, dowcip. Zobaczymy co będzie w dalszych tomach, ale mnie złapał za serce. Aha - jak wspaniale egzotycznie: Imperium powstało z Brazylii i jest pięknie hiszpańskie jak z czasów konkwistadorów.

A Tożsamość Rodneya? Bardzo szybko, bardzo składnie, bardzo dużo wulgaryzmów, bardzo naturalistycznie, trochę przerażająco. Warto, choć nie każdemu się spodoba.

#ksiazki #debski #starcarrier #odyssey #angerman #iandouglas
g.....d - Trzeba nadrobić swoje grafomańskie pseudorecenzje z ostatnich #scienceficti...

źródło: comment_WShA0nd0cNnNGW3Mm01hPCIQH7YHVhc6.jpg

Pobierz
  • 5
@gwynebleid: Lista rzeczy do przeczytania się powiększa coraz bardziej... Szczególnie za tego Star Carriera się muszę w końcu zabrać, bo od dawna mam planach ale ciągle coś innego wygrywa.
Chyba zacznę od Douglasa i jego Starcarriera


@gwynebleid: autor ma znaczne problemy z matematyką i konsekwencją jeśli chodzi o uzbrojenie - same pociski do gatlinga ważą więcej niż cały myśliwiec, nie wspominając kilkudziesięciu rakiet różnego przeznaczenia. Głupie pociski piaskowe na początku wypełnione są piaskiem, potem zubożonym uranem, złomem, kamieniami, a na końcu ołowiem. Oczywiście średnica ziarenek też waha się od 1mm do kilku cm.

edit:

ale ogólnie, to polecam :)
@u43dqe14m3: Fox 1 motherfucker. No, ale prawda - trochę tam tego jest. Dodatkowo na początku walczyli bez wsparcia te circa 8h, po czym gdy akcja już do nich się przenosi to bitwa trwa 5 minut. No i wymyślanie wszystkiego, by Piachu mógł zostać Piachem. Ale nie zaprzeczysz, że w porównaniu do innych książek to fizyka jest zajebista i składna.