Wpis z mikrobloga

#mojdzienwpracy
specjalista chemik organik w przemyśle farmaceutycznym.
praca: pon.-pt., 8h, elastyczny czas pracy, mam się pojawić w pracy miedzy 6 a 9.
Codziennie staram się przyjść na 6 - wtedy wcześniej się wychodzi, a i jest się w pracy przed administracją, więc można więcej rzeczy w spokoju zrobić.
Dziś byłem na 6.40 - przeciętna dla mnie godzina. Przebieram się w robocze ciuchy, odpalam komputer, nastawiam wodę na kawę i w trakcie jej zagrzewania sprawdzam co tam moi koledzy z popołudnia dla mnie wczoraj zrobili. Jak zwykle wszystko o co ich prosiłem - zuchy. A zatem dziś reakcja.
Kawa gotowa. W trakcie delektowania się drzemką w płynie dokonuję ostatnich obliczeń/poprawek przed zbliżającą się reakcją. Sprawdzam wszystko po 3 razy.
7,30. Zaciągam do reaktora wszystko, co sobie wczoraj przywiozłem z magazynu. Włączam mieszanie i chłodzenie. Dzisiejsza reakcja wymaga dozowania stałego katalizatora i kontrolę temperatury w reakcji. Całość będzie trwała jakieś 4-5 godzin. A zatem spokojniejszy dzień - a bywają dni kiedy przez 12 godzin rzucam 50L i 200L beczkami na lewo i prawo...
ok. godziny 9 mam wszystko przygotowane by dodać pierwszą porcję katalizatora.
Odważam co trzeba i wsypuję. Waruję przy reaktorze i reaguję na zmiany temperatury. W międzyczasie pochłaniam kanapkę.
Ten typ reakcji znam już dobrze, jednak dopiero trzeci raz w życiu robię ją w większej skali, a ostatnio było to w listopadzie przez co średnio pamiętam co i jak, więc trochę na nią chucham i dmucham. W notatkach sobie wtedy zapisałem jedną uwagę, którą dziś staram się wcielić w życie - jest element kombinowania, na rutynę nie narzekam. Jak mój pomysł okaże się trafny to będę królem świata, bo próbuję właśnie rozwiązać problem nurtujący nas od trzech lat, wart kilka mln PLN :] Pewnie się nie uda, ale próbować trzeba.
jest 11,50. Dziś już wiele zrobiłem i mam wolniejszą chwilę. Powinienem ogarnąć parę zaległych formalności, ale kawa przy głównej i gorących sama się nie wypije.
Za chwilę idę dalej warować przy reaktorze. Zaraz czeka mnie pobieranie próbki i analiza, czy reakcja zaszła, czy nie.
Jeśli wszystko będzie dobrze, to będę ją musiał zakończyć - wlewam ostrożnie wodę i nie oddycham wydzielającym się wodorem.
Potem dwie ekstrakcje i zatężanie na wyparce. Chłopakom na popołudnie chce zostawić jak najmniej, bo mają też swoją robotę. Pewnie się nie wyrobię w tych 8 godzinach, niechybnie trochę przekibluję, ale to nie problem. Kiedyś sobie odbiorę.
Jutro będę dopieszczał to co zrobię dziś i zacznę się przygotowywać na poniedziałek. W piątek mam wolne, bo odbieram nadgodziny, które u mnie dość szybko przyrastają.
Tak ogólnie wygląda mój dzień w pracy.
Obecnie skupiam się tylko na szybkim przeprowadzeniu szeregu reakcji, by zamknąć jak najszybciej temat bo kontrahent przebiera nogami. Gdy nie ma takiego ciśnienia na terminy to płodzę papiery, zajmuję się konserwacją sprzętu, porządkami, logistyką, współpracą z innymi działami, jakimiś tabelkami w excelu i małymi reakcjami w skali laboratoryjnej mającymi na celu zoptymalizowanie procesu i/lub ułatwienie sobie pracy w przyszłości.
  • 19
@dscdscdsc: w pracy mamy straszne tabu na ten temat, a jest więcej niż pewne, że mam tu kumpli z roboty, więc nie chce mówić ile dokładnie zarabiam. Odczuwalnie poniżej średniej krajowej. Teraz nie dostajemy premii bo bieda na zakładzie, ale kiedy były to zarabiałem powyżej średniej.
a i jest się w pracy przed administracją, więc można więcej rzeczy w spokoju zrobić.


@plemnik_w_piwie: Skąd ja to znam. Jak robiłem na produkcji to taka sama zasada. Nocki najlepsze bo nie ma biur i człowiek w spokoju mógł robić, a nie czekać aż przyjdzie ktoś z kierownictwa i nie spodoba mu się śmieć na podłodze.
@plemnik_w_piwie: zastanawiam sie, bo w sumie kazdy moj dzien jest inny. Pracuje w laboratorium badawczo-rozwojowo-sledczym (research&development&forensic) w branzy tworzyw sztucznych. Nie tyle trudno bylo dostac te prace, co troche czasu mi to zajelo, zeby znalzc cos, co mi odpowiada :)
@WapniakZJury: eufemizm, mający na celu zaznaczyć, że stykam się z rzeczami niebezpiecznymi, do których już niebezpiecznie przywykłem. Sam wodór mi nic nie zrobi, ale w tym wypadku wydzielało mi się go więcej niż pompa była w stanie wciągnąć, więc w pomieszczeniu mi się akumulował. Wystarczyła iskra ;)
Ponadto rzygający wodór porywał ze sobą thf, który już taki obojętny dla zdrowia nie jest.
@plemnik_w_piwie: THF jest tylko drażniący, więc nie ma tragedii. Względem eteru, THF i izopropanolu bardziej bym się obawiał ich nadtlenków. Mam wrażenie, że gro chemików ma fioła na punkcie toksyczności związków, z którymi pracują.
@WapniakZJury: Niby tak, ale... Kwestia skali. W laboratorium to czasem jak zapiecze rączka pod rękawiczką to nawet przyjemnie otrzeźwia człowieka. Ale czasem jak chuchnie z reaktora tak, że opary obmyją człowieka, to "tylko drażniący" zamienia się w odczucie ognia piekielnego na całym ciele. Łatwo wtedy o wypadek jak jedyne o czym się myśli to ucieczka :P Na szczęście takie sytuacje to rzadkość, ale ogień piekielny całej ręki od samych oparów to
@WapniakZJury: Kiedy jest zapieprz człowiek czasami pomija niektóre kwestie bezpieczeństwa w procesach, które zna jak własną rękę i wie, że nic właściwie mu nie grozi.
I tak było ze mną - przenoszenie w zamkniętych beczkach mieszaniny reakcyjnej do innego reaktora celem obróbki. Początkowo takie czynności robiłem w pełnym rynsztunku (fartuch lub dwa, rękawice, maska p.gazowa), ale z czasem stopniowo to zaniedbałem, zwłaszcza maskę, bo co się może stać przy przenoszeniu zamkniętych
plemnikwpiwie - @WapniakZJury: Kiedy jest zapieprz człowiek czasami pomija niektóre k...

źródło: comment_uNaV8Gr0HyduTIuC8oHL1ZSbAHCtgNRm.jpg

Pobierz