Wpis z mikrobloga

#toksycznieks

Nie mam teraz za bardzo czasu na pisanie i pewnie wrócę dopiero w przyszłym tygodniu, ale podzielę się z Wami jeszcze jedną uroczą historyjką o mężczyznach, którzy bardzo nie lubią wydawać pieniędzy (w tym konkretnym temacie będzie to ostatnia).*

Bohaterem opowieści jest niejaki R. Na całe szczęście nie będę musiała tłumaczyć, dlaczego tkwiłam w toksycznym związku, bo de facto widzieliśmy się tylko dwa razy. Zaczepił mnie pewnego dnia w autobusie, wyglądał całkiem przyzwoicie, wydał się sympatyczny i dość rozgarnięty, w dodatku zaproponował, że pomoże mi nieść bagaże (miałam ze sobą plecak, sporą walizkę i instrument muzyczny, więc wyglądałam trochę jak wielbłąd). Grzecznie odmówiłam, ale ponieważ byłam bardzo zmęczona, w dodatku czułam się sponiewierana przez świat, w którym patrzy się na mnie z pogardą i nienawiścią, bo śmiałam wejść do zatłoczonego autobusu z walizką, to jego propozycja wydała mi się aktem niezwykłej uprzejmości i troski. Krótko mówiąc, urzekł mnie na tyle, że dałam mu swój numer telefonu, więcej - odebrałam kiedy zadzwonił (a to robię bardzo, bardzo rzadko). Umówiliśmy się parę dni później, bez żadnych konkretnych planów odnośnie tego, co będziemy robić. No i tutaj kończą się pozytywy. Spóźnił się na spotkanie ponad pół godziny - myślę, że 9 na 10 różowych pasków nie czekałoby na moim miejscu, ale ja jestem niezwykle cierpliwa i pomyślałam sobie, że może coś ważnego i nieprzewidzianego mu wypadło, zdarza się. Zresztą jakieś 15 minut po umówionym czasie zadzwonił, uprzedził, że spóźni się jeszcze trochę oraz stwierdził, że "w ramach rekompensaty zaprasza mnie na gorącą czekoladę". No dobra. Usiadłam na ławce i zaczęłam czytać książkę, nigdzie mi się akurat nie śpieszyło. Kiedy wreszcie się pojawił, zgodnie z jego propozycją skierowaliśmy kroki do cukierni Wedel (zaznaczę tylko wyraźnie, że nie był to mój pomysł). Jeśli chodzicie czasem do ich pijalni czekolady, to pewnie wiecie jak to wygląda - "eleganckie" wnętrza, kelnerzy wystrojeni w garnitury, menu jak w normalnej restauracji i moim zdaniem ogólnie przerost formy nad treścią, choć pewnie niektórzy lubią takie klimaty. W każdym razie usiedliśmy przy stoliku i zaczęliśmy przeglądać menu. Uściślając, ja przeglądałam, a on głównie narzekał "ale tu jest drogo, wiesz, oni tacy są, ja tu często przychodzę, tyle każą sobie płacić za głupi kawałek ciasta". Speszona zamówiłam ostatecznie najtańszą gorącą czekoladę bez żadnych dodatków za 9 złotych. On... nie zamówił nic. :) W dodatku wyciągnął komputer i zaczął coś pisać, totalnie mnie ignorując. Jak już mu się znudziło i przypomniał sobie o moim istnieniu, to niestety okazało się, że przez te parę minut rozmowy w autobusie zrobił na mnie całkowicie fałszywe wrażenie. Ogólnie rzecz biorąc nie miał wiele do powiedzenia, poza chwaleniem się, jaki to on nie jest fajny, oraz robieniem z siebie autorytetu, w dziedzinach, o których nie miał pojęcia (mały hint - nie róbcie tego, szczególnie jeśli wiecie, że druga osoba MA pojęcie). Kiedy przyszło do płacenia rachunku, zaczęły się znowu narzekania, jak strasznie tu drogo, jak oni zdzierają z ludzi kasę itp., więc wyciągnęłam portfel i zaproponowałam, że chętnie sama zapłacę. R. w tym momencie szeroko się uśmiechnął w stylu "zobacz jaki jestem łaskawy" i stwierdził, że przecież mnie zaprosił, ale mogę mu pożyczyć na napiwek. Ja wyciągam dwa złote, on na to, że to przecież za dużo i wziął z mojej ręki, do której wysypałam drobniaki, 10 groszy, dodając jeszcze coś w stylu (niestety nie pamiętam dosłownie, a był to naprawdę kwiatek jakich mało), że tym kelnerom to się tak dobrze powodzi. :)

Serio, wszystko totalny autentyk, w sumie do dziś zachodzę w głowę, o co chodziło, czy on chciał mnie jakoś sprawdzić, czy coś w tym rodzaju? Dzwonił do mnie potem wielokrotnie, nie chciało mi się nawet odbierać, ale w końcu dałam za wygraną, powiedziałam wprost, że nie jestem zainteresowana (olał to zupełnie), potem, że kogoś mam (tutaj trochę się zawahał, ale powiedział, że "życzyłby sobie, żebym się z nim spotkała"). Pożegnałam się, rozłączyłam i nie odbierałam więcej telefonów od niego, chociaż szybko to się one nie skończyły.

* Mały disclaimer, dla tych, którzy mają problemy z czytaniem ze zrozumieniem i zaczną zaraz hejtować mnie oraz różowe paski, jak to my nie lecimy na kasę - totalne pudło, ja mam po pierwsze podejście do kwestii finansowych całkowicie równościowe, po drugie rozumiem, że dla kogoś 10 czy nawet 5 złotych to może być duży wydatek, można np. nie mieć akurat przy sobie gotówki, ale to wszystko jeszcze nie jest powodem, żeby zachowywać się jak bufon, szczególnie że nie był to gimnazjalista, tylko mężczyzna lvl 25+, a może nawet 30.
  • 26
@janeeyrie: a co wtedy kiedy on miał w kieszeni tylko 7zł i 10groszy, a gorąca czekolada była za 9zł, to akurat pasuje, że zaproponowałaś mu te 2zł, a 10groszy zostało na kelnera ( )
mogło tak być? XD
HUE HUE HUE
czekam na kolejne, bo się nudzę, a dziewczyny brak ( ͡° ͜ʖ ͡°)