Wpis z mikrobloga

Nie jest łatwo znaleźć partnera dla sowy śnieżnej, bo to bardzo rzadki gatunek. Dla sowy pochodzącej z naszego miasta, leśnicy znaleźli samca za granicą. Trafiło na sowę z Niemiec, ale po trzech tygodniach "opolanka" śmiertelnie zadziobała swojego kochanka.
Artykuł otwarty
- Śnieżynka, bo tak ją nazwaliśmy, trafiła do nas z Opola po kolizji z samochodem. Miała uszkodzone skrzydło - wspomina Robert Konował z Nadleśnictwa Krynki, jeden z opiekunów sowy.

Nadleśnictwo leży pod granicą białoruską, a na jego terenie działa strigiforium (dom sów), ale nie tylko. - Trafiają do nas ptaki i małe ssaki, które z różnych powodów nie poradzą sobie na wolności - tłumaczy Konował. To rodzaj ptasiego ośrodka rehabilitacyjnego.

Ktoś do towarzystwa

Sowa śnieżna z Opola długo mieszkała sama, w odróżnieniu od innych gatunków sów znajdujących się z tamtejszym strigiforium.

- Staramy się, żeby było im raźniej. Tym bardziej że sowa jest bardzo żywa, reaguje na gości, często się odzywa - mówi Konował.

Aby miała towarzystwo, sprowadzono dla niej samca aż z Niemiec, ponieważ w Polsce trudno było o znalezienie partnera, gdyż - jak wyjaśnia opiekun - to bardzo rzadki gatunek.

Bo był źle wyposażony?

Wspólne mieszkanie nie trwało jednak długo. - Para żyła ze sobą tylko około trzech tygodni, po czym znaleźliśmy w klatce martwego samca - opowiada Konował. Truchło niemieckiego ptaka były poszarpane, ale i tak zarządzono sekcję, aby ustalić powód śmierci.

Okazało się, że samiec padł ofiarą kochanki, a dokładnie został przez nią zadziobany. Ponadto sekcja wykazała, że nie miał w pełni wykształconych jąder.

- Sowie mogło się zatem wydawać, że jest bezużyteczny i tylko wyjada pożywienie - zauważają w nadleśnictwie.

W Krynkach mieszka kilkanaście sów. Opolska Śnieżynka jest jedyną sową śnieżną w ośrodku.
  • 1