Wpis z mikrobloga

Miałem wtedy 18 lat.Mieszkałem jakieś 20 km od miasta, w którym chodziłem do liceum, jedyne połączenie to PKS i bieda-busy(codziennie jakieś 40 min jazdy w jedną stronę).Nie pasowałem tam- wszystko mnie denerwowało,grono pedagogiczne mnie nie lubiło i ogółem lipa.Postanowiłem olać szkołę.Ot tak, z dnia na dzień bez większych perspektyw zmieniłem tryb nauczania z dziennego na zaoczny.Pracowałem w ochronie, w myjni samochodowej i kilku innych gówno-pracach, w których średnia stawka wynosiła 5-7 złotych za godzinę...W mojej ostatniej legalnej robocie ("ochrona") dostawałem 6,50 na 24 godzinnych zmianach...#!$%@?, no po prostu żenada.Jak nie trudno się domyślić...Pracę też olałem. Rozpocząłem istne thug life - handlowałem ruskimi szlugami,marichuanen i ogółem- praktycznie wszystkim i niczym, co przynosiło zysk.Czas,w którym rodzice myśleli, że pracuję spędzałem prowadząc interesy- albo trenując na siłowni.Interes kwitł,dochody z dnia na dzień były coraz lepsze- ale ja chciałem czegoś więcej.Wiedziałem, że w detalu długo się nie utrzymam.I oto nadszedł ten dzień...Dzień, w którym na horyzoncie pojawił się interes życia- 500 kartonów Białoruskich LM-ów w bardzo przyzwoitej cenie(w późniejszej dystrybucji ponad 300% przebicia!!!)( ͜͡ʖ ͡€)Był jeden maluteńki haczyk...Trzeba było je odebrać z... Biał#!$%@? (taa,zapomniałem dodać, że mieszkałem wtedy w Świętokrzyskiem...).Propozycję dostałem od Alberta - poznanego przez przypadek tajemniczego profesora historii trudniącego się głównie handlem wschodnioeuropejskimi wyrobami tytoniowymi.Nie wiem, czy zaufałem mu ze względu na jego wykształcenie, czy śmieszne historie opowiadane przy piwie-ale w końcu powiedziałem: WCHODZĘ W TO!!!.Zebrałem do kupy oszczędności,wyprzedałem cały towar,ściągnąłem długi i pożyczyłem trochę kasy.Braliśmy towar pół na pół- po 250 kartonów.Albert pożyczył jakiegoś dużego busa-transportera.I tak pewnego piątkowego wieczoru ruszyliśmy w trasę (umowa była prosta- ja kieruję w pierwszą stronę, Albert w drugą).#!$%@? pięć godzin siedzenia na dupie, palenia papierosów marki Mińsk i słuchania dziwnych opowieści na przemian z disco polo.Po tych 5 godzinach #!$%@? gehenny dojechaliśmy na przedmieścia Białegostoku, wjechałem do wskazanej przez Alberta posesji(standard- dom, podwórko i jakaś szopa)i zaparkowałem w szopie.Po niecałej minucie z domu wyszedł typowy Janusz, który przedstawił się jako...Janusz( ͡° ͜ʖ ͡°) Po szybkim załadunku i rozliczeniu Janusz zaprosił nas do domu, aby "przypieczętować" interes...Jako iż Albert prowadził, zobowiązał się nie pić- mi tam nic na przeszkodzie nie stało.Przez kolejne 2 godziny Grażyna(żona gospodarza) donosiła zakąski, a Janusz nie szczędził eliksiru wzmocnienia.Jak nietrudno się domyślić- wszyscy #!$%@?śmy się dość porządnie, ale Albert podobno słynął z nienagannej jazdy po pijaku.Załadowaliśmy się do busa i ruszyliśmy.Pamiętam tylko jak podczas jazdy krzyczał "Symo,Goro,Kube- to były legendy podziemia przestępczego lat 80-tych!A w 86 w hotelu to się sperma po ścianach lała!" i inne wymyślone pod wpływem alkoholu brednie.Usnąłem.Po niecałych dwóch godzinach obudziło mnie silne uderzenie w twarz.Jechaliśmy leśną drogą,nic nie widać, za nami słychać syreny,Albert cały spocony krzyczy coś sam do siebie...to były wystarczające powody, żeby momentalnie wytrzeźwieć.Było ciemno, światła niewiele dawały, jechaliśmy szosą w środku lasu prawie 100km/h, Albert cały spocony krzyczał coś bez przerwy nie odrywając wzroku od kierunku jazdy...W napływie adrenaliny spojrzałem w lusterko-niebieski kogut, zielony bus... no pięknie #!$%@?, straż graniczna.W pewnym momencie bus wpadł w poślizg, wbiliśmy się w las ścinając po drodze drzewa...Zatrzymaliśmy się na jakiś drzewie,nie straciłem przytomności...Będąc jeszcze pijanym oraz lekko w szoku wyszedłem z auta i zacząłem na pełnej #!$%@? biec w kierunku lasu nie oglądając się za siebie.Słyszałem syreny, strzały i krzyki Alberta.W sumie ostatnie co pamiętam to to, jak po dłuższym czasie wycieńczającego pijackiego sprintu przez środek lasu #!$%@?łem się na glebę i urwał mi się film.Ocknąłem się w południe następnego dnia na skraju tegoż lasu.Na potwornym kacu dotarłem do drogi....W tamtym momencie miałem więcej szczęścia niż rozumu- byłem niecałe 40 km od mojej wsi, PKS-em wróciłem do domu...byłem na kacu, bez grosza,z długami, bez perspektyw na polepszenie sytuacji życiowej.W niedzielę udałem się do kościoła, stanąłem na placu.Było dość zimno, byłem tylko ja, i nowy handlarz obwarzanków.Wyciągnąłem przedostatniego białoruskiego lm-a, podszedłem do handlarza (H) i powiedziałem:
(ja)Przepraszam...Ma pan ogień?
(H)#!$%@? gnoju...
Nie wytrzymałem...Pod kościołem, pod samymi schodami #!$%@?łem temu staremu alkoholikowi zęby z zawiasów.Byłem tak wściekły, że nawet straganik mu przewróciłem i rozwaliłem kilkoma kopami.Zabrałem pieniądze z koszyczka (jak się później okazało- całe 28,50 w drobnych ( ͡ ͜ʖ ͡)) , złapałem za gardło i powiedziałem
"Od dziś będę tu co niedziela, a ty będziesz mi odpalał 150 zł"
Janusz Bułkowski, (bo tak ten stary cebulak się nazywał) był moim pierwszym stałym źródłem dochodu, i pierwszą ofiarą największej mafii w województwie,wkrótce znalazłem wspólnika- kolegę z czasów liceum- Marcina, trzęśliśmy handlarzami obwarzanków na terenie całej diecezji włączając w nasze struktury kolejnych ludzi, stałem się królem jednego z największych imperiów przestępczych w Europie...stałem się... CDN
#truestory #coolstory #cebuladeals i taka moja #pasta ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Robrt7991 - Miałem wtedy 18 lat.Mieszkałem jakieś 20 km od miasta, w którym chodziłem...

źródło: comment_3OnswKinvMUeGmeub6CvL6uHSgrTDtvG.jpg

Pobierz
  • 25