Wpis z mikrobloga

Migalski mocno masakruje Warzechę i jednocześnie trafnie przedstawia coraz bardziej pesymistyczny obraz budowania mediów w Polsce na zasadzie "tożsamościowej". - http://300polityka.pl/blog/2015/02/01/blog-migalskiego-pochwala-niezaleznego-warczenia-czyli-o-mediach-w-polsce/

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie nieco przydługa twitterowa wymiana myśli z Łukaszem Warzechą. Jej pretekstem była publikacja Tygodnika „Wsieci” o Annie Grodzkiej. Gdy zauważyłem, że teraz, po tym materiale, oczekuję od organu braci Karnowskich równie zaangażowanego materiału o Andrzeju Dudzie, Warzecha odpisał, że nie rozumie, dlaczego od konserwatywnego tygodnika oczekuję, że będzie on weryfikował konserwatywnego kandydata. Po czym dodał, że w mediach jest „podział pracy” i niech to zrobi „Newsweek”.

Dlaczego więc teraz deklaruje, że jego tygodnik nie powinien weryfikować PiS-owskiego kandydata? Dlaczego uważa, że jest to zadanie innych? Że jest „podział pracy” i on, oraz jego koledzy, robią na odcinku oceniania i weryfikowanie politycznych przeciwników Andrzeja Dudy, a dziennikarze mediów liberalnych powinni robić na odcinku weryfikowania kandydata PiS? Czy tak kiedyś o sobie myślał, gdy zaczynał swoją dziennikarską karierę? Czy naprawdę uważa, że „jego” media mają atakować politycznych przeciwników, a weryfikację moralności oraz uczciwości swoich ideowych pobratymców ze świata polityki pozostawiać ludziom z Czerskiej?

W fakcie zaakceptowania, a nawet – jeśli się nie mylę – afirmacji partyjnego podziału rynku medialnego, widzę bardzo poważne zagrożenie dla demokratycznego ładu. Jeśli dziennikarze uznają, że nie muszą przedstawiać całej prawdy, a jedynie jej część, bo oświetleniem innej zajmują się ich ideowi przeciwnicy, to znaczy, że upartyjnienie i splugawienie świata mediów będzie postępować. Że nasza hańba domowa będzie się pogłębiać. Że zdrada klerków dotknie coraz to nowe środowiska dziennikarskie. Jeśli ma rację Warzecha, że trudno oczekiwać, by konserwatywny tygodnik weryfikował konserwatywnego polityka, to przecież – a contrario – nie możemy oczekiwać, że liberalne medium będzie weryfikować liberalnego kandydata, a lewicowy dziennik lewicową polityczkę. Jeśli tak, to nie będzie mógł mieć Warzecha pretensji, że nielubiany przez niego, a nawet chyba pogardzany, redaktor Sobieniowski będzie krytyczny wobec Jarosława Kaczyńskiego, a pobłażliwy wobec urzędującego prezydenta. Nie będzie się już mógł oburzać, a zdaje się, że to lubi, na stronniczość redaktora Maziarskiego, który napisze coś przychylnego o lewicowym kandydacie, a skupi swoją krytykę na politykach PiS. Czy wyciągam poprawne wnioski z twierdzeń Łukasza Warzechy, że nie mogę oczekiwać, by jego konserwatywny organ weryfikował konserwatywnego polityka i że w ramach „podziału pracy” w mediach każdy winien atakować swoich ideowych przeciwników? Chyba tak, chyba właściwie interpretuję słowa publicysty Tygodnika „Wsieci”.

A jeśli tak, to chyba już nigdy nie będzie mi dane przeczytać pretensji Warzechy pod adresem Sobieniowskiego, Maziarskiego, Olejnik, Lisa, Żakowskiego, Wołka itp. Wszak oni, podobnie, jak Warzecha i jego konserwatywni koledzy, w ramach podziału pracy, wykonują jedynie swoje obowiązki – weryfikują swych ideologicznych przeciwników i nie robią tego wobec swoich ideologicznych pobratymców. Czy tego chcesz, Łukaszu Warzecho? Tak właśnie widzisz normalny w naszych dzisiejszych czasach kształt rynku medialnego i porównujesz go do amerykańskiego? Taka marzy Ci się Ameryka? Tak ją sobie wyobrażasz?

Bo nie jest tak, że jak ktoś przeczyta półprawdę i stronniczy atak u braci Karnowskich na prezydenta, a potem sięgnie po półprawdę i stronniczy atak u Lisa na Dudę, to będzie miał wreszcie upragniony spokój i poczucie bliskości prawdy. Poza tym, o czym Warzecha chyba zapomina, większość czytelników nie zachowuje się tak, jak on czy ja, czyli że czyta wszystko, a potem wyciąga własne wnioski. Jest dokładnie odwrotnie – większość fanów portalu „Wpolitce.pl” nie sięga po lekturę „Natemat” i odwrotnie. Czytelników mamy coraz bardziej stronniczych i „tożsamościowe” media o tym świetnie wiedzą. W efekcie pewna część wyborców nigdy nie przeczyta niczego złego o kandydacie PiS (to ci od Karnowskich), a inna część niczego krytycznego o kandydacie PO (to co od Lisa). Nie powinien się potem dziwić Warzecha, że gdy napisze coś krytycznego o Kaczyńskim, a zdarza mu się to nie tak rzadko, to zasypywany jest trollingiem wyznawców PiS, nie akceptujących…jego przejścia do obozu zdrady narodowej. Bo to właśnie efekt akceptowanego i postulowanego przez publicystę „Wsieci” podziału pracy. W takiej sytuacji będzie się jedynie pogłębiać podział na nisze informacyjne, w których siedzą elektoraty poszczególnych partii – bo są wciąż karmione ujednoliconą partyjnie i ideologicznie papką.


#polityka #4konserwy #neuropa #media #300polityka
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach