Bujingai: Swordmaster (w US znana jako: Bujingai: The Forsaken City) to kolejna mało znana szerszemu gronu ekskluzywna perełka z #ps2. Tym razem mój wybór padł na beat'up, który miejscami może śmiało konkurować z God of War. Wcielamy się w rolę Lau Wonga - wojownika, który jak zwykle musi obronić świat przed zakusami tego Złego - Reia Jenrona. Jakby było tego mało całość rozgrywa się post apokaliptycznym świecie w klimatach kung fu i zdolności magicznych (bieganie po ścianach, lewitowanie w powietrzu, absorbowanie wrogich kul energii itp). Na uwagę zasługuje mechanika walki - jest szybko, lekko zwariowanie i bardzo "cool". Przypomina to miejscami cuda, które wyprawiał Dante w DMC, ale na szczęście Bujingai: Swordmaster poszedł we własną stronę i często pokazuje pazur zaskakując gracza. Wizualnie jest nieźle. Kolorowe smugi przy zadawaniu ciosów wyglądają doskonale. Animacja protagonisty jest bardzo dobra - Lau dwoi się i troi aby pociąć przeciwników na plasterki. Co do tych drugich to tak różowo już nie jest. Zwykli siepacze są nudni i często nieporadni. Pewną odmianę stanowią bossowie, ale i tutaj czegoś mi brakuje. Słabo prezentuje się niestety tło. Lokacje są zbudowane z dużych bloków. Często jest przeraźliwie pusto, co twórcy maskowali sekcjami platformowymi. Sytuację ratuje muzyka, która stanowi połączenie elektrycznych gitar z muzyką dalekiego wschodu. Bujingai: Swordmaster jest nierówne. Z jednej strony mamy pustkę, baaardzo ubogi rozwój postaci i bohatera, co do którego płci nie jestem pewien (Gender! ;-)). Z drugiej świetny system walki, gameplay, animację i muzykę. Mimo to polecam - grało mi się bardzo przyjemnie czego i sięgającym po Bujingai: Swordmaster życzę. :-)
PS2. Angielska Wikipedia ujawnia kilka ciekawych faktów na temat Bujingai. 1) Główny bohater to niejaki Gackt, 2) Tworząc system walki inspirowano się sztuką walki zwaną Wuxia, 3) Nad grą pracowano 2 lata, 4) Krytycy byli raczej przychylni nie schądząc z ocenami poniżej 6/10, 5) Strona Bujingai: Swordmaster jest nadal online pod tym adresem. To się nazywa wsparcie! ;-)
Bujingai: Swordmaster (w US znana jako: Bujingai: The Forsaken City) to kolejna mało znana szerszemu gronu ekskluzywna perełka z #ps2. Tym razem mój wybór padł na beat'up, który miejscami może śmiało konkurować z God of War. Wcielamy się w rolę Lau Wonga - wojownika, który jak zwykle musi obronić świat przed zakusami tego Złego - Reia Jenrona. Jakby było tego mało całość rozgrywa się post apokaliptycznym świecie w klimatach kung fu i zdolności magicznych (bieganie po ścianach, lewitowanie w powietrzu, absorbowanie wrogich kul energii itp). Na uwagę zasługuje mechanika walki - jest szybko, lekko zwariowanie i bardzo "cool". Przypomina to miejscami cuda, które wyprawiał Dante w DMC, ale na szczęście Bujingai: Swordmaster poszedł we własną stronę i często pokazuje pazur zaskakując gracza.
Wizualnie jest nieźle. Kolorowe smugi przy zadawaniu ciosów wyglądają doskonale. Animacja protagonisty jest bardzo dobra - Lau dwoi się i troi aby pociąć przeciwników na plasterki. Co do tych drugich to tak różowo już nie jest. Zwykli siepacze są nudni i często nieporadni. Pewną odmianę stanowią bossowie, ale i tutaj czegoś mi brakuje. Słabo prezentuje się niestety tło. Lokacje są zbudowane z dużych bloków. Często jest przeraźliwie pusto, co twórcy maskowali sekcjami platformowymi. Sytuację ratuje muzyka, która stanowi połączenie elektrycznych gitar z muzyką dalekiego wschodu.
Bujingai: Swordmaster jest nierówne. Z jednej strony mamy pustkę, baaardzo ubogi rozwój postaci i bohatera, co do którego płci nie jestem pewien (Gender! ;-)). Z drugiej świetny system walki, gameplay, animację i muzykę. Mimo to polecam - grało mi się bardzo przyjemnie czego i sięgającym po Bujingai: Swordmaster życzę. :-)
PS2. Angielska Wikipedia ujawnia kilka ciekawych faktów na temat Bujingai.
1) Główny bohater to niejaki Gackt,
2) Tworząc system walki inspirowano się sztuką walki zwaną Wuxia,
3) Nad grą pracowano 2 lata,
4) Krytycy byli raczej przychylni nie schądząc z ocenami poniżej 6/10,
5) Strona Bujingai: Swordmaster jest nadal online pod tym adresem. To się nazywa wsparcie! ;-)
źródło: comment_tOY7KvYupfHKO0C8UTqZCwTOkTAYZrW5.jpg
Pobierz