#anonimowemirkowyznania
Ech, po kolejnej porażce na wojnie zwanej miłością coś we mnie pękło i muszę to z siebie wyrzucić.

Znacie ten typ człowieka, który chce pomagać innym i zbawić świat (a przynajmniej uczynić go trochę lepszym)? To właśnie ja. Pomagam wszystkim, lecz niestety nie ma nikogo kto mógłby pomóc mi. Nie mam komu się wyżalić. Jestem niczym niszczejący konfesjonał - wysłucham, doradzę, lecz żaden stolarz ni cieśla mnie nie odrestaurują. Nawet rodzinka każdą moją próbę wygadania się kwituje tylko "a skończ już #!$%@?ć". Aby było zabawniej - odciągam ludzi (także na wykopie) od samobójstwa, a sam nieraz mam takie myśli. Heh, szewc bez butów chodzi.

Wszystko zaczęło się ponad rok temu - wtedy zostawił mnie różowy pasek. Proste "Sorry, jesteś wspaniałą osobą, ale to jednak nie to. Idę na studia, chcę się wyszaleć, a wizja wspólnego mieszkania z kimś mnie przeraża." Tak, zupełnie niespodziewanie zachciało jej się studiów mimo, że ustalenia były takie: skończę studia, ty szkołę średnią i wyjeżdżamy razem do jakiegoś większego miasta. Do dziś tęsknię i nie jestem w stanie wybaczyć sobie choćby najmniejszego błędu, jaki popełniłem w związku. Gdy tylko sobie przypomnę jakiś z tych błędów zalewa mnie #!$%@?. Od tamtego czasu mam wrażenie, że jestem tylko pustą skorupą żyjącą z dnia na dzień, codziennie powtarzającą ten sam schemat: wstać z łóżka, iść do pracy, po pracy zjeść obiad, zająć się czymś (ewentualnie wsiąść w samochód i gdzieś pojechać) i iść spać. Zupełnie beznamiętnie i bez życia.
AnonimoweMirkoWyznania - #anonimowemirkowyznania 
Ech, po kolejnej porażce na wojnie ...

źródło: comment_1yWAVNjE3t1arnfFYdDlmB9D8EIgcQYC.jpg

Pobierz