elo, wpadłem tylko żeby się pochwalić, że 2 miesiące temu wylądowałem na stancji z jakąś inną losową studentką pod dachem i od ponad półtora miesiąca jesteśmy razem ( ͡°͜ʖ͡°). Ja - niespełniony muzyk, ona akademia muzyczna, gust identyczny, humor też, rocznik tak samo, ona soczyste 9.5/10, gotujemy sobie razem, śpimy, muzykujemy i w ogóle. Ech, jest aż absurdalnie dobrze xD sam sobie zazdroszczę. No i zapewniam,
Tak byłem sobie niedawno odwiedzić rodziców i pewnego dnia o coś tam się kłócili w kuchni. Ojciec jedno, a matka dokładnie to samo tylko z przedrostkiem "nie". W końcu ojciec wzdycha i mówi: - Aśka, przestań odbijać piłeczkę... - Nie odbijam!
W kwestii J.T. Grossa. Po publikacji jego trafnego i bardzo prawdziwego artykułu o polskich faszystach (nie o Polakach, nie o patriotach, a właśnie o anty-Polakach - faszystach) TVP posuwa się do najbardziej podłych ubeckich metod w postaci fałszywego oskarżania Grossa o współprace z SB. Co na szczęście koryguje Cenckiewicz.
Na początku gimnazjum złapałem zajawkę na fotografię. Odkładałem kilka miesięcy pieniądze, rodzice mi sporo dołożyli i kupiłem Nikona D80. To był moment, gdy go przestali produkować i do sklepów trafiał D90. Pierwsza lustrzanka z funkcją nagrywania. Głupi byłem i koniecznie chciałem D80, "bo to ostatni normalny aparat, aparat ma zdjęcia robić, a nie filmy nagrywać".
Okres gimnazjum i liceum to czas, gdy mnóstwo czasu spędzałem na forach internetowych o fotografii słuchając rad "ekspertów" i samemu się mądrząc. Nie rozumiałem wtedy istoty fotografii, źle do tego wszystkiego podchodziłem. Robiłem beznadziejne zdjęcia w których skupiałem się tylko na tym, co chcę sfotografować i jak to wykadrować. Robiłem to, co prawie każdy na początku swojej przygody z fotografią. "Ładna dziewczyna, kadr portretowy, 50mm f1.8, jaranie się zajebistym zdjęciem z zajebiście rozmytym tłem". Wydawało mi się, że te zdjęcia są zajebiste, a były co najwyżej przeciętne. Płaskie. Nie miały trójwymiarowości. Niczego nie opowiadały, nic ciekawego nie przedstawiały.
Później miałem kilka lat przerwy. Praktycznie wcale nie robiłem zdjęć. Nie czytałem żadnych for internetowych. Aparat brałem tylko w podróże, aby mieć z nich jakąś pamiątkę. Ale jednocześnie ciągle rozwijałem własną wrażliwość. Oglądałem filmy analizując, jak są zrealizowane. Czytałem podręczniki o scenopisarstwie. Bywałem na planach filmowych zajmując się kompletnie nieartystycznymi sprawami, jak przyklejanie zasłon powertapem do ściany (bo w kadrze i tak nie będzie widać, jak są przymocowane), wożąc aktorów na plan, nosiłem lampy filmowe, czasami coś #!$%@?łem. I słuchałem jak reżyser i operator rozmawiają o ujęciu, jak ustawiają oświetlenie, rozmawiają z aktorami. Czasem trafiali się idioci wydający się zagubieni, ale niejednokrotnie usłyszałem coś bardzo mądrego. Innego, niż dotychczas to postrzegałem. I to wszystko wpływało na to, jak postrzegam sztukę. Nie tylko film, ale też fotografię, czy nawet muzykę, chociaż to przecież zupełnie inne medium.
@wyjde_z_piwnicy: kończę zaoczne na konkurencyjnej uczelni ( ͡°͜ʖ͡°) Myślę, że dobrym sposobem na wyrobienie oka i jakiejś fotograficznej wrażliwości są małpki typu olympus mju - są dość małe i wygodne, nie rzucają się w oczy, szybko strzelasz zdjęcie i masz szansę nauczyć się czym jest decydujący moment. Ja jestem #!$%@?, a nie fotograf ale lubię też czytać eseje Susan Sontang na temat fotografii -
#anonimowemirkowyznania Mirki proszę Was nie wzywajcie #ratownictwo #ratownictwomedyczne do przypadków, w których sami możecie dostać się do szpitala i tak na prawdę nie występuje u Was zagrożenie zdrowia ani tym bardziej życia. taka sytuacja z #bielskobiala teraz. pojechaliśmy do urazu barku na kręgielni. zwichnięcie. boli ale przecież nie umrze. pacjent chodzący, 24 lata. chłop na schwał. mówi, że już 6 razy miał zwichnięcie. w okół niego znajomi (w większości wszyscy podchmieleni). nikt z nich nie potrafi wytłumaczyć po co im karetka. koronne argumenty to: jak pojedzie sam to będzie czekał parę godzin. do tego klasyczne "płacę podatki to mi się należy". próbujemy tłumaczyć, że nie powinni dzwonić tylko wziąć taksę jak nie mają samochodu i podjechać na SOR. niestety jak grochem o ścianę. w trakcie badania dostajemy na tablet kolejne wezwanie(dyspozytor nie popatrzył na status gotowości i mapę i wysłał nam duszność u starszej osoby. dzwonię do dyspozytora, że mam w karetce pacjenta a obok awanturujacych się pijanych znajomych. mimo, że jestem najbliższym zespołem muszą wysłać karetkę, która ma kilka km więcej do tamtej pacjentki. na szczęście w tej chwili jeden zespół na bielsku jest wolny. co by było gdyby nie było nikogo dostepnego?
i teraz tak: uraz barku czy duszność. kilka godzin bólu czy możliwość uduszenia się? co wam się wydaje bardziej priorytetowe? nie wiem czemu tak młodzi ludzie są tak tępi i pretensjonalni. liczy się tylko własna dupa i mimo tego, że nogi sprawne to ma go zawieźć karetka. no #!$%@? nie wytrzymam i mam tego dość coraz częściej :/
@AnonimoweMirkoWyznania: Byłam sama w domu, włożyłam palec w pracujący mikser, dużo ran szarpanych - po prostu założyłam opatrunek i zamówiłam Ubera. Na Sorze obsłużono mnie w 10 minut (najwidoczniej byłam wysoko w segregacji pacjentów). Jeśli ja z prawie #!$%@? palcem byłam sama w stanie dojechać do szpitala, to nie widzę powodu, żeby ludzie ze złamanymi rękoma albo zwichniętymi barkami nie dali rady. Serio, to kwestia myślenia.
Wiele widziałem głupot w telewizji, ale "Wielka Gra" to był jakiś nonsens, teleturniej z wiedzy kompletnie do niczego nikomu niepotrzebnej z pytaniami typu:
Prowadząca: Co powiedziała hrabina Szlezwig-Holsztain cesarzowi Fryderykowi Hohenzelorowi Habsurgowi Trzeciemu gdy przypadkowo nadepnął jej na nogę w trakcie rautu w 1792 w ambasadzie Prus.
Uczestnik teleturnieju: Odpowiadam na pytanie pierwsze za 25 tysięcy złotych... Hrabina powiedziała "Moja noga! Co jest do diabła?"
@jmwaj: @03lve37912: Wielka Gra to idiotyczny teleturniej na miarę swoich niezbyt ciekawych czasów, promujący wyłącznie wykutą wiedzę, a nie ogólne obycie.
Uczestnicy na długo przed nagraniem otrzymywali temat oraz spis lektur i mieli dłuższy czas (ok. 2 miesięcy), wykuć się jak największej liczby faktów, dat i detali typu "który pośladek swędział Bacha gdy pisał fugę w d-moll". To nie byli specjaliści w dziedzinie, tylko ludzie, którzy (zapewne nie
@03lve37912: Nie wiem gówna stary, bo pracuję w branży telewizyjno-filmowej od ponad 6 lat, w tym pracując przy produkcji teleturniejów, nie mówiąc już o tym, że obejrzałam setki godzin formatów z całego świata. Wielka Gra to format wykluczający widza ze wspólnej gry, oraz w punkcie wyjścia dający nierówne szanse uczestnikom - niektóre tematy odcinków obejmowały zaledwie 2 pozycje w literaturze przedmiotu, a inne dwadzieścia. Nie mówiąc już o niejasnych regułach bo przecież decyzja eksperta obecnego w studiu miała ostateczną wagę. Poza tym od przynajmniej 10 lat wyklucza się zawodowych wygrywaczy z castingów, bo nikt nie chce patrzeć na zawodowców zarabiających pieniądze, tylko na zwykłych ludzi z wiedzą, którym się udało.
To, co Tobie przeszkadza, to nie formuła dzisiejszych teleturniejów, a poziom pytań - a ten, niestety, jest dostosowywany do stanu faktycznego wiedzy uczestników i widzów. Dziś nawet niezbyt trudne pytanie jest w stanie zakończyć szybko grę uczestników, a to nie jest dobre dla dramaturgii i struktury żadnego teleturnieju. Poza tym nowoczesny program musi angażować widzów (tzw. play-along factor), a to się nie uda, jeśli nie statystycznie nie będą znali odpowiedzi na przynajmniej 40% pytań - wtedy stracą zainteresowanie. Zauważ, że nawet 1 z 10 ma teraz dużo łatwiejsze pytania niż 10 lat temu, a od lat najwyższą oglądalność wśród gameshow-ów ma kretyńsko prosta Familiada.
To zjawisko jest pochodną szerszych zmian w naszym pojmowaniu świata oraz przedefiniowaniu pojęcia wiedzy przez narzędzia takie jak Google czy Wikipedia. Pewnie też odwzorowuje pewien poziom ogłupienia naszego
@03lve37912: Od lat do 1 z 10 nie przychodzą już zawodowcy. Na karierę WG jest prosta odpowiedź: 2 państwowe kanały w telewizji, brak konkurencji, niska penetracja rynku (nie każda rodzina miała telewizor - a rodziny, które miały, były zamożne), brak dostępu do innych rozrywek.Ten teleturniej był kultowy bo nic innego po prostu nie było - przypominam, że był nadawany od lat 60.
@03lve37912: Ale ja go nie nazwałam gównem tylko idiotycznym teleturniejem na miarę swoich nieciekawych czasów ( ͡°͜ʖ͡°) Plus nie komentuję realizacji, prowadzenia, a jedynie format.
Poza tym 1 z 10 nie jest tak archaiczny - w emisji od 1994 roku.
Wszystkim polecam film "Skarb" w którym grała - to jedna z pierwszych powojennych komedii rozgrywająca się w rzeczywistości zniszczonej Warszawy. Zaskakująco ciepły i zabawny film jak na rok realizacji (1948) z wątkiem kryminalnym. Jest dostępny na cda.
Wyciekł ściśle tajny dokument NSA, który potwierdza, że od samego początku konfliktu zbrojna opozycja w Syrii była pod bezpośrednim dowództwem obcych rządów. „publiczne przyznanie istnienia zmowy i koordynacji pomiędzy czterema krajami, zmierzających do destabilizacji niepodległego państwa...
@kaleta93: to strategia dystrybucji dywanowej. Dystrybutor o silnej pozycji rynkowej (w tym przypadku Kino Świat) najlepiej rokujące finansowo tytuły rozprowadza w dużej liczbie kopii naraz i rezerwuje jak najwięcej seansów. Większa dostępność = większe wpływy z biletów.
#anonimowemirkowyznania Mam problem ze swoją dziewczyną i doszło między nami do poważnej kłótni. Chodzi o to, że uważam, że to ja mam być głową rodziny i osobą tak jakby decyzyjną. Jesteśmy ze sobą 1,5 roku, oboje mamy po 29 lat. Miesiąc temu postanowiliśmy, że zamieszkamy ze sobą. Ogólnie to dobrze się dobraliśmy, mamy takie same oczekiwania od życia, priorytety, cele, w łóżku też jest fajnie. Ale jest jedna rzecz, która całkowicie nas różni, mianowicie to jak wyobrażamy sobie podział obowiązków mieszkając razem. Przed zamieszkaniem oczywiście omówiliśmy rzeczy typu rachunki, opłaty - to dzielimy tak mniej więcej 60% na 40% bo ja zarabiam lepiej, ale został problem w obowiązkach domowych. Ja uważam, że gotowanie i sprzątanie powinno leżeć po stronie mojej dziewczyny bo przecież ja więcej dokładam się do rachunków, ona uważa, ze podział pół na pół czyli związek partnerski. No i dziewczyna powiedziała, że nie ma mowy na taki układ jaki je chce bo ja nie opłacam wszystkich rachonków, ona płaci 40 %, inaczej byłoby gdybym to tylko ja pracował to ona wtedy zajmowałaby sie domem ale w takiej sytuacji nie ma mowy. W każdym razie stanęło na tym, że sprzątamy oboje po równo a gotujemy sobie oddzielnie. Tzn z tym gotowaniem to jest tak, że ona gotuje sobie jakieś tam rzeczy bo cwyczy na silowni i musi jesc odpowiednią ilość kalorii czy coś ale tak coś mi się wydaje, że po prostu mogłby gotować dla mnie to samo, ale po prostu nie chciała. W każdym razie ustaliliśmy tak jak ustaliliśmy ale miesiąc już ze soba mieszkamy i chyba to jednak nie dla mnie. Jakoś inaczej sobie to wyobrażałem. Nie chce wyjść na kogoś kto narzeka ale nie czuje się facetem jak sprzatam lazienke czy moję podłogę. Poza tym, sporo jej nie ma w domu albo jest zajęta a to silownia, a to kurs na który sie zapisała a to wymysliła sobie ostatnio, że zacznie uczyć się hiszpańskiego bo zawsze lubiła ten język i teraz dwa razy w tygodniu po godzinie siada w sypialni i sie uczy ale musi miec do tego cisze bo inaczej nie może się uczyć. Zaraz mi ktoś napisze widziały gały co brały, owszem widziałem, ale i tak jakoś myślałem, ze będzie inaczej jeżeli chodzi o ten czas, w którym jej nie ma w domu albo jest ale sie uczy. No i teraz o co się ostatnio pokłociliśmy. Ja po prostu mam tak, że to facet powinien być głową rodziny i podejmować co ważniejsze decyzje, dusiło mnie to tak, że powiedziałem jej jak to wygląda z mojej strony. Na co ona obruszyła sie, że jak to ja chce sam podejmować decyzje i jak ja sobie to wyobrażam. Na co ja też się tak zdenerwowałem i powiedziałem jej, ze jak chce tak wszystko robić na pół to wszelkie prace związane z usterkami też będziemy robić na pół. Na co ona stwierdziła, że teraz to robię jej po prostu złości i że ja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ze ona przecież nie potrafi takich rzeczy robić a jak by potraiła to by mi z chęcią pomogła (tak, już to widzę). No i atmosfera jest trochę gęsta, ja źle się czuję szroując kafelki w łazience ona nie chce iść na to co ja proponuję. Oboje tkwimy przy swoim, żadne nie ustąpi. Jak to rozwiązać? Jakieś pomysły? Bo to dopierdo miesiąc mieszkania ze sobą a już jest źle :/.
@AnonimoweMirkoWyznania: Przyjmując, że mieszkanie w Warszawie to teraz powiedzmy 2400 zł, a Ty płacisz od niej jedynie o 10% więcej - to oczekujesz, że będzie Twoją sprzątaczką i służką 24h 7 dni w tygodniu za 240 zł. Za tyle to Ci maks dwa razy w miesiącu przyjdzie sprzątaczka ( ͡°͜ʖ͡°) Ciekawe też, jak Ty się rozwijasz w wolnych chwilach, skoro przeszkadza Ci, że się
Nienawidzę jak napiszę jakiś turbo zajebisty (mądry/śmieszny) komentarz z tryliardem plusów a potem autor kasuje wpis (╯︵╰,) To powinno być nielegalne !!!!oneone
@ImYourPastClaire: można mieć jednocześnie kompleksy i dystans do siebie. Ja uwielbiam dowcipy z kategorii autopojazdu, dobrze wykonane (tak jak ten z wpisu - to ewidentna beka) nie wprowadzają żadnej niezręczności a dobre heheszki. Lubię rzucić czasem jakiś czerstwy kawałek na temat mojego wielkiego nosa albo płaskiego tyłka i gdyby ktoś mi walnął "nie no, masz ekstra nosek" to by mi tylko #!$%@?ł dowcip ( ͡°ʖ̯͡°
Przelozony jasno zaznaczyl laskom z marketingu, ze maja nosic zasloniete kostki, bo teraz latwo zachorowac,a teraz zly moment na choroby, zwlaszcza z tak glupiego powodu. Jedna mowila wrecz,ze ona wie lepiej. To zastrzegl,ze jak trafia na chorobowe to po premii xD
@teczowisazabawni: Co mają gołe kostki do chorowania? Jest 10 stopni, w rękawiczkach też już mam chodzić? Od 2 centymetrów gołego ciała nikt się nie wyziębi.
#anonimowemirkowyznania Cześć Wam wszystkim, mam temat do rozważenia z #tatuaze i #zwiazki. Jestem w związku z kobietą w wieku 24 lat. Razem jesteśmy ponad prawie rok. Dziewczyna ma już dwa tatuaże zrobione na żebrach, na wysokości piersi. I wraz z tym tematem zaczyna się mój problem. Trochę o podejściu z mojej strony - bardzo cenię sobię jej osobę, kocham ją i naprawdę dobrze się dogadujemy. Jeśli chodzi o tatuaże nie mam nic przeciwko - podobają mi się, o ile człowiek nie jest chodzącym brudnopisem i raczej wolę dziary schowane, a nie widoczne na pierwszy rzut oka. I powoli dochodzimy do clue. Moja luba ostatnio oznajmiła mi, że planuje sobie zrobić trzeci tatuaż. Zapytałem gdzie, odpowiedziała, że między piersiami. Spoko - mogę się lekko niekomfortowo czuć, że ktoś dotyka ją w takim miejscu, ale w końcu to jak wizyta u ginekologa. Spoko. Niemniej jednak gdy pociągnąłem temat okazuje się, że ona uwielbia tatuaże do tego stopnia, że ma zamiar zrobić sobie ich wiele więcej. Ile tylko będzie chciała, włącznie z wielkimi zajmującymi pół uda czy rękawami. To czego się dowiedziałem wprawiło mnie w konsternację. Zapytałem czy myśli nad konsekwencjami takich tatuaży i jak to będzie wyglądać za 10, 20 lat? Czy nie będzie wpływać na jej karierę? Sam mam znajomą, która po paru latach została przedszkolanką i w tym kierunku się uczyła a później miała problemy z dostaniem pracy przez mały tatuaż na dłoni, pomiędzy kciukiem a wskazującym. Oboje chcemy mieć dzieci, jak przekonywać je do bycia rozsądnymi, gdy matka jest w połowie wydziarana? Poza tym żyjemy w kraju, gdzie tatuaże kojarzą się głównie z więzieniem albo osobą z
@AnonimoweMirkoWyznania: wszystkie argumenty z dupy. O pracę z tatuażami nie jest trudno i nie wpływa to na karierę o ile nie jebniesz sobie na czole "#!$%@?ć sąd". Mam spore areały wytatuowane, spotykam się z partnerami biznesowymi a te "bohomazy" są często świetnym ice breakerem na początek rozmowy. Znam mnóstwo ludzi, którzy robią kariery będąc totalnie wydziarani - dopóki jesteś fachowiec i dźwigasz osobowościowo różne przytyki na ten temat to nie
Jestem dziewczyną z komiksu, nawet jak mówię to wypluwam chmurki