Z nieznanego mi powodu wczorajszej nocy przez dwie godziny nie mogłem zasnąć (podejrzewam, że uplynie troche czasu zanim organizm przestawi się z pobudki o 12 do pobudki o 5 rano), co w połączeniu z iście hitlerowskimi racjami żywnościowymi przyniosło kolejny z dni, które najchetnjej wymazałbym z życiorysu. Robota na budowie zaczęła się o 7 a skończyła o 18, zatem spędziłem 11 godzin harując w pełnym słońcu o głodzie i kontaktując tyle co
5 dzień nofapu a benny mniejszy niż u przedszkolaka. Ciekawe czy pełny miesiąc odwyku sprawi, że zniknie już całkiem skazując mnie na doczesny ascetyzm... #przegryw #nofapchallenge
@mamajasia12: nigdy dotąd tak długo nie wytrwałem. Max tydzien. Mam nadzieję że nie blefujesz. Chociaż z drugiej strony o wiele wygodniej się go nosi odkąd zmizerniał...
Dzisiejszy dzień zaczął sie dla mnie o 5:30 co jest olbrzymią zmianą, bo podczas dwumiesiecznego neetu może kilka razy wstałem przed południem. Generalnie od zawsze niecierpię wcześnie wstawać. Jestem typem lenia. Jak już pisałem, od niedawna medytuję po 30 minut dziennie. Staram sie to robic od razu po przebudzeniu. Pozwala mi to uspokoić głowę, w której zawsze po nocy mam niekontrolowaną gonitwę myśli wobec której od dawna czułem bezradność i frustrację. 30 minut medytacji, szybki, zimny prysznic (brak ciepłej wody w mieszkaniu), spacer z psem i ok. Godziny 7 byłem już w robocie. Budowa jak budowa. 9 godzin naparzania kilofem, łopatą i dźwigania różnych rzeczy. Moje dłonie zdążyły odwyknąć od tego typu pracy, w efekcie czego na dłoniach szybko zrobiły mi się krwawe odciski (janusz oszczędza na rękawiczkach roboczych). Po kilku godzinach pracy nie odczuwałem większego zmęczenia niż się spodziewałem - ot, robota fizyczna. Zacząłem natomiast odczuwać olbrzymi głód, który z czasem nasilał się coraz bardziej. Ostatni względnie obfity posiłek jaki pamiętam to jajecznica z 5 jajek + cztery kromki chleba, zjedzone na przedwczorajsze śniadanie. Od tamtej pory nie jadłem praktycznie nic. Wczoraj jedynym posiłkiem, zjedzonym w porze obiadowej była finezyjna sałatka którą poczęstował mnie mój tate z którym mieszkam (trochę szur i fruterianin/wegetarianin) składająca się z trzech składników: pomidora, cebuli i ogórka kiszonego. Nie ma bata żeby takie żarcie dało energię na przetrwanie dwóch dni, w tym jednego w pracy fizycznej. Kiedy neetowałem taka "dieta" była wystarczająca bo właściwie nie zużywałem energii. Mniejsza o to. Wracając do pracy, z czasem głód sprawił że na zmianę czułem że zemdleje i zwymiotuje. Udało mi się nie zrobić żadnej z tych rzeczy chyba tylko dzięki temu, że janusz szarpnął się i kupił każdemu po butelce wody. Starałem się zapijać nią głód i odpoczywać najwięcej ile byłem w stanje. Jak pisałem wcześniej, podczas neetu rzuciłem papierosy, a że na budowie pali się co chwilę to co chwilę mogłem na chwilę usiąść. Swoją drogą toczyłem walkę wewnętrznie żeby nie zapalić, ale wygrał rozsądek i determinacja do zerwania z tym już na dobre.
Dwa miesiące neetu za mną w tym miesiąc całkowicie bezproduktywnego leżenia plackiem i użalania się nad sobą. Niedawno zacząłem medytować, wróciłem do ćwiczeń fizycznych, zrezygnowałem z porno (które od lat obok alko było najgorszym z uzależnień) i zdecydowałem się na nofap. Zawsze chciałem z tym zerwać, ale dotąd najdłużej wytrzymałem z tydzień max bez autoerotyzmu. Poza tym, od dwóch miesiecy nie piję alkoholu (urywałem filmy na mieście w każdy weekend i wracałem
@mirekonfire Gratulacje, wykorzystałeś neetowanie do samorozwoju i pracy nad sobą, teraz gotowy wracasz do roboty. Można powiedzieć że jesteś wzorem tego jak należy wykorzystać czas neetowania, to już jest Twój duży sukces.
@mirekonfire: Uczucie miłości jest chwilowe, jak w biologii reakcja chemiczna, więc niewiele tracisz, napij się, najaraj czy wkręć w emocjonujące hobby - wyjdzie na to samo. Mówi CI to gość co wierzył w te mityczne bajki i prawie umarł z tęsknoty po rozstaniu, a obecnie zaszedł dalej w życiu materialnym, intelektualnym czy duchowym niż mógł sobie wyobrazić :).
Nie pozostało mi nic innego jak tylko popracować nad sylwetką - w razie jakby jakaś różowa kiedyś spytała czy się dla niej rozbiorę. #przegryw #logikaniebieskichpaskow #trenujzwykopem
Dziś rano nieznajoma, ładna dziewczyna spojrzała na mnie i patrzyła przez chwilę bez widocznego obrzydzenia. Odebrałem to jako znak, że chociaż wizualnie nie jestem jeszcze całkiem przegrany. #przegryw #wygryw #milo
Wolałbym już być manletem z krzywym ryjcem niż umysłowym wykolejeńcem. Szkoda, że w tej grze nie można wybrać z jakiego powodu się przegrywa. #przegryw
Piszę na mirko w ramach autoterapii.
We wpisach skupiam się na relacjonowaniu moich zmagań z ponurą codziennością i poszukiwaniu drogi wyjścia z przegrywu.
Zainteresowanych zapraszam pod tag: #mirekwogniuwyzwan
#przegryw ##!$%@? #psycha #depresja #wychodzimyzprzegrywu