Konkursy szkolne to rak jakich mało. Gdy w grę wchodzą lepsze nagrody odrazu ktoś robi na nie wałek. Większość konkursów jest zwyczajnie ustawiona lub mocno zmanipulowana.
W szkole średniej zdarzyło mi się w paru uczestniczyć. Zawsze byłem trochę bystrzejszy niż inni, mimo że dzisiaj już nic z tego nie zostało. Chodziłem do szkoły średniej do której uczęszczali praktycznie sami przyszli sportowcy więc intelektualistów nam brakowało. Jak wiadomo nie zawsze wiedza idzie w parze ze sprawnością fizyczną. Szkoła miała nie pisany układ z wszelkiej maści klubami sportowymi z okolicy że ich członkowie w razie czego będą zdawać z dwojkami. Drektorce było to na rękę bo w zawodach sportowych nawet tych na szczeblu krajowym mało kto mógł dorównać naszej szkole. Bolało ją jednak ze nie mamy wyników w nauce jako szkoła. Dlatego też każdy kto przejawial jakie kolwiek lepsze warunki umysłowe niż ameba był wypychany na konkurs. Mi to było na rękę bo mimo że nie byłem wtedy w szkole to miałem obecność co przy mojej niskiej frekwencji i niechęci do nauki było zbawieniem. Tak więc oprócz zawodów sportowych zwiedzałem też różne konkursy, szczególnie te językowe.
Czasem zdarzyło się coś wygrać ale nagrody nie powalaly, jakieś dyplomy czy drobiazgi. Ogólnie tandetny szajs. W sumie mi to wisiało bo nie liczyłem nigdy na nic więcej.
W 3 klasie technikum byłem na konkursie z języka angielskiego. Konkurs organizowany przez lokalny uniwersytet.
Zaproszone były chyba wszystkie ważne głowy z mojego miasta w tym prezydent miasta. Oczywistym było też że pojawią się jakieś lokalne media. Nagrody były całkiem niezłe bo za miejsca na początku stawki były dość drogie sprzęty elektroniczne. Szczególnie za pierwsze miejsce, bo był za nie komputer wręcz godny miana pcmasterrace.
W szkole średniej zdarzyło mi się w paru uczestniczyć. Zawsze byłem trochę bystrzejszy niż inni, mimo że dzisiaj już nic z tego nie zostało. Chodziłem do szkoły średniej do której uczęszczali praktycznie sami przyszli sportowcy więc intelektualistów nam brakowało. Jak wiadomo nie zawsze wiedza idzie w parze ze sprawnością fizyczną. Szkoła miała nie pisany układ z wszelkiej maści klubami sportowymi z okolicy że ich członkowie w razie czego będą zdawać z dwojkami. Drektorce było to na rękę bo w zawodach sportowych nawet tych na szczeblu krajowym mało kto mógł dorównać naszej szkole. Bolało ją jednak ze nie mamy wyników w nauce jako szkoła. Dlatego też każdy kto przejawial jakie kolwiek lepsze warunki umysłowe niż ameba był wypychany na konkurs. Mi to było na rękę bo mimo że nie byłem wtedy w szkole to miałem obecność co przy mojej niskiej frekwencji i niechęci do nauki było zbawieniem. Tak więc oprócz zawodów sportowych zwiedzałem też różne konkursy, szczególnie te językowe.
Czasem zdarzyło się coś wygrać ale nagrody nie powalaly, jakieś dyplomy czy drobiazgi. Ogólnie tandetny szajs. W sumie mi to wisiało bo nie liczyłem nigdy na nic więcej.
W 3 klasie technikum byłem na konkursie z języka angielskiego. Konkurs organizowany przez lokalny uniwersytet.
Zaproszone były chyba wszystkie ważne głowy z mojego miasta w tym prezydent miasta. Oczywistym było też że pojawią się jakieś lokalne media. Nagrody były całkiem niezłe bo za miejsca na początku stawki były dość drogie sprzęty elektroniczne. Szczególnie za pierwsze miejsce, bo był za nie komputer wręcz godny miana pcmasterrace.
#gownowpis