Beka z tych wszystkich wolnorynkowców masturbujących się do "kiedyś kurła to było", bo za 15 zł można było zjeść zestaw w McDonaldzie albo za 3 zł diesla zatankować. Gamonie pamiętają wybiórczo tylko ceny sprzed 10-20 lat, ale totalnie pomijają kwestie zarobków w tamtych czasach. O realiach pracownika nawet nie wspomnę. Zresztą połowa to pewnie nawet 20 lat nie skończyła, więc niby skąd mają pamiętać XD
Mój kuzyn w 2007 roku zaczynał pracę na infolinii sprzedażowej u jednego z operatorów za 4.70 albo 4.80 zł/h. Po przepracowaniu 180 godzin w miesiącu wziął niecałe 900 zł wypłaty XD Dodam tylko, że w tamtych czasach taka praca na słuchawce uchodziła za jedną z lepszych, bo przynajmniej była pewność, że korpo Ci wypłaci kasę na konto. A nie poleci w ch... jak jakiś Janusz-biznesman, który zawinie się nie wiadomo gdzie i kiedy, więc po wypłacie ani widu ani słychu. Nie wspomnę już o tym, że w gimnazjach silniejsi kroili słabszych z kanapek i batoników, bo wielu starych nie było po prostu stać, żeby dzieciom kupić do szkoły głupiego batona jako dodatek.
Bezrobocie było wtedy takie, że ludzie z wykształceniem wyższym byli gotowi zabijać się o pracę na kasie w Biedronce. A 90 % pracodawców rzeczywiście miało 5 chętnych na Twoje miejsce i mogło traktować pracowników jak Janusz Tracz, bez żadnych konsekwencji. Wtedy nie było tak, że zmienisz sobie pracę z dnia na dzień i rzucisz papierami, bo szef poprosił Cię o zostanie godzinę dłużej albo musiałeś przyjść w niedzielę handlową raz na kwartał XD Większość zapier... od świtu do nocy, w soboty, w niedziele, mogąc jedynie pomarzyć o wypłacie za nadgodziny. Jakby większość tych gimbusów co dzisiaj podnieca się tamtymi cenami miała pójść do pracy w realiach 15-20 lat wstecz, to nawet tygodnia by nie wytrzymała.
Owszem
Mój kuzyn w 2007 roku zaczynał pracę na infolinii sprzedażowej u jednego z operatorów za 4.70 albo 4.80 zł/h. Po przepracowaniu 180 godzin w miesiącu wziął niecałe 900 zł wypłaty XD Dodam tylko, że w tamtych czasach taka praca na słuchawce uchodziła za jedną z lepszych, bo przynajmniej była pewność, że korpo Ci wypłaci kasę na konto. A nie poleci w ch... jak jakiś Janusz-biznesman, który zawinie się nie wiadomo gdzie i kiedy, więc po wypłacie ani widu ani słychu. Nie wspomnę już o tym, że w gimnazjach silniejsi kroili słabszych z kanapek i batoników, bo wielu starych nie było po prostu stać, żeby dzieciom kupić do szkoły głupiego batona jako dodatek.
Bezrobocie było wtedy takie, że ludzie z wykształceniem wyższym byli gotowi zabijać się o pracę na kasie w Biedronce. A 90 % pracodawców rzeczywiście miało 5 chętnych na Twoje miejsce i mogło traktować pracowników jak Janusz Tracz, bez żadnych konsekwencji. Wtedy nie było tak, że zmienisz sobie pracę z dnia na dzień i rzucisz papierami, bo szef poprosił Cię o zostanie godzinę dłużej albo musiałeś przyjść w niedzielę handlową raz na kwartał XD Większość zapier... od świtu do nocy, w soboty, w niedziele, mogąc jedynie pomarzyć o wypłacie za nadgodziny. Jakby większość tych gimbusów co dzisiaj podnieca się tamtymi cenami miała pójść do pracy w realiach 15-20 lat wstecz, to nawet tygodnia by nie wytrzymała.
Owszem
zostałem zdradzony, mamy 5 letnie dziecko. Odkąd się urodził pracuję więcej niż na 1 etacie. Po godzinach codziennie w zasadzie latałem do innej roboty, weekendy nocki byleby były pieniądze. Oczywiście nie zaniedbywalem relacji
z dzieckiem. W międzyczasie narobiliśmy trochę długów więc kasa była potrzebna. W ten sposób w tym momencie jestem w stanie zarobić 10 tysięcy złotych. Natomiast zastanawiam się jak bardzo rozstanie i płacenie alimentów będzie mi nie na rękę.