Niestety w tym kraju zawsze coś jest udoskonalane. Nie ważne że coś działa i się sprawdza, ktoś musi przytulić hajs za "usprawnienia", za modernizacje, przykład wygląd strony mbanku kilka lat temu, teraz biletomaty w MPK. Szkoda że zazwyczaj te zmiany są na gorsze.
@RudaSwinia: Bo źle do tego podeszli, stosuje się znormalizowane rozwiązania i robi się przetarg na takowe... Ale to trzeba miec w mieście kogoś świadomego. Wtedy jest zazwyczaj taniej i nie ma problemu, że ktos sie wypnie.
@Kaczus2B ależ ja wcale ich nie usprawiedliwiam! Przepraszam jeśli tak zabrzmiało. Oczywiście, że z tobą się zgadzam, że bez dwóch zdań miasto jest winne całej tej sytuacji. Niestety nikt do odpowiedzialności nie zostanie pociągnięty...
Problemem komunikacji miejskiej jest nastawienie na stałego klienta, który ma wykupioną długookresową kartę. Jest to w pełni zrozumiałe z ekonomicznego punktu widzenia przedsiębiorstw komunikacyjnych (nie będę poruszał zagadnienia wolnorynkowości lub jej braku; zbiorkomy są nieodłącznie związane z miastami i siłą rzeczy narzuca to nierynkowość; mniejsza z tym). Na fali walki ze smogiem i szeroko pojętej eko-świadomości miejscy zarządcy komunikacji doprowadzają do paradoksalnej sytuacji. Z jednej strony niezwykle rozbudowane systemy biletowania, które bardzo dobrze sprawdzają się przy stałym użytkowaniu komunikacji. Z drugiej rozbuchane miejskie kampanie zachęcające do okazjonalnego użytkowania komunikacji. Te zachęty mają stopniowo przekonać kierowców do łaskawszego spojrzenia na zbiorkom. Wzajemnie wykluczające się założenia. Jak postanowisz wybrać się weekendowo w miasto z rodziną, to tramwaj czy autobus jest ok. Dla dzieci nawykłych do samochodu może mieć to nawet smak przygody. Dorosły jadący niezobowiązująco zbiorkomem doceni zdjęcie z siebie odpowiedzialności za prowadzenie pojazdu. Pominę niedogodności w postaci warunków klimatycznych, zapachów etc. Ale... Wszystko to można o kant d--y potłuc, jeśli próbujesz użytkowanie samochodu połączyć z okazjonalnym, ale praktycznym, a nawet prakseologicznym korzystaniem z MPK-ów. Bo albo masz miesięczny abonament autobusowo-tramwajowo-metrowo-pociągowy albo wpadasz w labirynt systemu biletowego. Aplikacja - owszem, ale to konieczność wykonania kolejnych czynności, podjęcie pewnych zobowiązań. Próba jazdy bez abonamentu jest na dłuższą metę nierozsądna finansowo. Każda porażka MPK-u - spóźnienia, awarie, problemy z biletami, u kierowcy samochodu wywołuje reakcję "A mogłem jechać swoim...". Miasto i przedsiębiorstwo komunikacyjne często mają w dupie tego okazjonalnego pasażera, bo przecież klientem nazwać go nie można :) Sytuacja z artykułu jest odrobinę naciągana, ale pokazuje zderzenie oczekiwań kierowcy przesiadającego się w zbiorkom z rzeczywistością. A te oczekiwania kreuje samo miasto, wspomnianym wcześniej, zbiorkomowym marketingiem.
Ostatnie rewolucje wrocławskie doprowadziły mnie do jednego, prostego wniosku - nie kasować. Gdyby chociaż te pieniądze widać było w poprawie funkcjonowania komunikacji to bym nie miał problemu z wyłożeniem kasy, ale skoro wola pakować kasę w bezsensowne inwestycje zamiast w utrzymanie torów i taboru to dziękuję :)
@Mave: Ale coś mi się wydaje, że to było zrobione z premedytacją tak abyś właśnie Ty i Tobie podobni nadziali się na kontrolę. Zresztą słyszałem o zwiększonej aktywności kanarów po wprowadzeniu nowych kasowników. Przypadek? Nie sądzę
No i po co to oburzenie w narodzie? Przecież to zwykła INNOWACJA. Po co tworzyć coś co działa i jest proste czyt. kasowniki tradycyjne z drukowanym kodem kreskowym? Przecież to żaden sukces zbudować coś co jest genialne w swojej prostocie.
Innowacje tworzy się po to, by generowała problemy. Oburzenie społeczeństwa, lincz na władzach i wielkie niezadowolenie. Wtedy wchodzi on cały na biało wybawca, który naprawia błędy w innowacji w taki sposób by
W Warszawie kierownik pociągu Kolei Mazowieckich może skasować bilet dobowy ZTM poprzez napisanie na nim godziny długopisem, jak na peronie nie było kasownika :)
w naszym kraju wladza zawsze proboje uszczesliwic obywateli na sile i zawsze potem tlumaczenia ze wszystkim jest lepiej tylko o tym nie wiedza, bo ludzie to poprostu bezrozumny motloch a po co uszczesliwiaja? po to zeby miec za co brac pieniadze i dla niezliczonych konferencji, odczytow, komisji i konkursow. oczywiscie wszystko z cateringiem
ps. ciekawe kiedy u nas w krakowie majcher lyknie ten pomysl i tez "ulepszy" komunikacje. zeby ludziom zylo sie
Komentarze (87)
najlepsze
Na fali walki ze smogiem i szeroko pojętej eko-świadomości miejscy zarządcy komunikacji doprowadzają do paradoksalnej sytuacji. Z jednej strony niezwykle rozbudowane systemy biletowania, które bardzo dobrze sprawdzają się przy stałym użytkowaniu komunikacji. Z drugiej rozbuchane miejskie kampanie zachęcające do okazjonalnego użytkowania komunikacji. Te zachęty mają stopniowo przekonać kierowców do łaskawszego spojrzenia na zbiorkom. Wzajemnie wykluczające się założenia.
Jak postanowisz wybrać się weekendowo w miasto z rodziną, to tramwaj czy autobus jest ok. Dla dzieci nawykłych do samochodu może mieć to nawet smak przygody. Dorosły jadący niezobowiązująco zbiorkomem doceni zdjęcie z siebie odpowiedzialności za prowadzenie pojazdu. Pominę niedogodności w postaci warunków klimatycznych, zapachów etc.
Ale... Wszystko to można o kant d--y potłuc, jeśli próbujesz użytkowanie samochodu połączyć z okazjonalnym, ale praktycznym, a nawet prakseologicznym korzystaniem z MPK-ów. Bo albo masz miesięczny abonament autobusowo-tramwajowo-metrowo-pociągowy albo wpadasz w labirynt systemu biletowego. Aplikacja - owszem, ale to konieczność wykonania kolejnych czynności, podjęcie pewnych zobowiązań. Próba jazdy bez abonamentu jest na dłuższą metę nierozsądna finansowo. Każda porażka MPK-u - spóźnienia, awarie, problemy z biletami, u kierowcy samochodu wywołuje reakcję "A mogłem jechać swoim...".
Miasto i przedsiębiorstwo komunikacyjne często mają w dupie tego okazjonalnego pasażera, bo przecież klientem nazwać go nie można :)
Sytuacja z artykułu jest odrobinę naciągana, ale pokazuje zderzenie oczekiwań kierowcy przesiadającego się w zbiorkom z rzeczywistością. A te oczekiwania kreuje samo miasto, wspomnianym wcześniej, zbiorkomowym marketingiem.
Po co tworzyć coś co działa i jest proste czyt. kasowniki tradycyjne z drukowanym kodem kreskowym? Przecież to żaden sukces zbudować coś co jest genialne w swojej prostocie.
Innowacje tworzy się po to, by generowała problemy. Oburzenie społeczeństwa, lincz na władzach i wielkie niezadowolenie. Wtedy wchodzi on cały na biało wybawca, który naprawia błędy w innowacji w taki sposób by
a po co uszczesliwiaja? po to zeby miec za co brac pieniadze i dla niezliczonych konferencji, odczytow, komisji i konkursow. oczywiscie wszystko z cateringiem
ps. ciekawe kiedy u nas w krakowie majcher lyknie ten pomysl i tez "ulepszy" komunikacje. zeby ludziom zylo sie