Zbrodniarze z AK i bohaterowie z NKWD. Białoruskie kino fałszuje historię
Źli AK-owcy rabują, mordują i gwałcą, w obronie ludu stają sowieckie służby specjalne - białoruskie MSW chce tym filmem wskrzesić kult NKWD. Film pod roboczym tytułem "Ślady na wodzie" wejdzie na ekrany kin pod koniec roku i jest w 70 proc. finansowany z pieniędzy publicznych.
s.....j z- #
- #
- #
- #
- #
- #
- 84
- Odpowiedz
Komentarze (84)
najlepsze
Żebyś się nie zdziwił.Poczytałbyś komentarze na ich forach.Najwięcej plusów zbierają czasem komentarze sugerujące likwidację swobodnego przepływu ludzi na ich wschodniej granicy.Niektórzy nawet wizy by Ruskim wprowadzili.Jak były mistrzostwa w hokeju,to były przypadki,gdzie z Ruskimi niektórzy gadać nie chcieli.Dziewczyny,jak nie chciał z nachalnymi ruskimi gadać to przechodziły na białoruski,co ruskich wkurzało.
Za to wiele jest pozytywnych komentarzy o Polsce.Nie żeby nas nie wiem jak kochali,ale jak o czymś piszą to
Tu na przykład cytat o którym mówiłem wcześniej,że mu naród nie wybaczy,że nie jest w kraju bezpiecznie:
Film pod roboczym tytułem "Ślady na wodzie" wejdzie na ekrany kin pod koniec roku. Projekt państwowej wytwórni Biełarusfilm, w 70 proc. finansowany z pieniędzy publicznych, związany jest z 100. rocznicą powstania białoruskiego MSW.
- Akcja rozgrywa się w 1947 r. na terenie zachodniej Białorusi, gdzie milicja walczy z oddziałami bandytów. Zaprowadza pokój i porządek na zniszczonej wojną ziemi - lakonicznie informuje wytwórnia.
Resortowa literatura
To nie pierwsza próba wykorzystania białoruskiego kina do kreowania pozytywnego wizerunku resortów siłowych. W 2008 r. powstał "Czerwony beret" wychwalający specnaz. "My, bracia", obraz z 2015 r., opowiada historię udaremnienia przez służbę bezpieczeństwa prezydenta kolorowej rewolucji. Filmy nie zdobyły uznania widzów, a poniesione koszty się nie zwróciły. Dlatego do "Śladów na wodzie" wytwórnia zaangażowała znanego rosyjskiego reżysera Jegora Konczałowskiego (syna Andrieja), twórcę głośnego "Antykillera" i "Ucieczki".
- Białoruskie kino od dziesięcioleci pozostaje w cieniu rosyjskiego. Moskwa jest wzorem i miarą sukcesu. Zapraszając "gwiazdę" - Konczałowskiego - wytwórnia jest przekonana, że dzięki temu powstanie kinowy hit - mówi "Wyborczej" krytyk filmowy Maksim Żbankou.
Nieoficjalnie
Byś wiedział,jak tam kochają ruskich to by ci kopara opadła.Wielu by choćby od jutra mur na wspólnej granicy zbudowało,a jeszcze więcej upatruje w Ruskich zagrożenie ich niepodległości.Jak był kiedyś artykuł,że Ruscy sobie pod choinką driftowali w jakimś mieście białoruskim,to głosy były takie,że się zachowują jak jakaś dzicz i żądali ukarania.Oni się uważają za bardziej kulturalnych,cywilizowanych od Ruskich.
@Bzdziuch: a to nie Czesi są bezbożni?