Z jednej strony wszystko rozumiem, szczególnie jeżeli chodzi o naukę w domu, po szkole. Takie samo narzekanie na ciężar tornistrów było kilkanaście lat temu kiedy sam byłem w podbazie. Pamiętam, że też mi się nie chciało tego nosić, ale się nosiło.
A z drugiej strony - teraz dzieciaki ciągają plecaki na kółkach. Jako, że teraz się nie wysyła dzieci do szkoły na osiedlu (jak jeszcze za moich czasów), tylko do DOBREJ, to
@jogurtdrzewny: Jakimś rozwiązaniem byłoby używanie podręczników na czytnikach eink. Zaletą jest "papierowy" ekran i brak rozpraszaczy w postaci gier i internetu (niby można przeglądać, ale topornie to chodzi).
Tablet dla każdego dziecka to średni pomysł - za łatwo zepsuć. W klasach powinny być rzutniki, nauczyciel przygotowywałby slady (choćby i w oparciu o podręcznik pwn/nowej ery czy co tam teraz jest na topie), a potem te slajdy udostępniać w internecie. Na studiach praktyka często stosowana z sukcesem, czemu niby nauczyciele w podstawówkach by tak nie mogli?
Mi się wydaje, że nosiłem podobne ilości książek + jeszcze obowiązkowo 2 kanapki, jabłko i litrowy termos z herbatą. Pamiętam, że plecak był na tyle ciężki, że samemu trudno mi go było na plecy założyć i często mi się przy tym ramiączka zrywały, ale spokojnie to przeżyłem. W gimnazjum to już w ogóle nosiłem większość książek przez cały tydzień, bo mi się nie chciało przepakowywać plecaka codziennie. Ujednolicony e-podręcznik to dobra inicjatywa,
@gokotgo: ja nosiłem zdecydowanie mniej. Przede wszystkim za moich czasów nie było podręczników do religii (nie mówiąc już o ćwiczeniach). Do polskiego była JEDNA czytanka, którą standardowo odkupowało się od starszego kumpla z osiedla (moja była bardzo zniszczona, więc pewnie wiele pokoleń na niej się uczyło - a później poszła jeszcze do mojej młodszej siostry). Ćwiczenia do polskiego były, ale - nieobowiązkowe. Pamiętam to jak dziś - pani powiedziała żeby kupił
@benyowsky: też miałem sporo książek używanych, ale ćwiczenia musiałem mieć zawsze nowe, żeby broń boże nie rozpoznać rozwiązań po śladach ołówka, zeszyty do każdego przedmiotu osobne. U mnie w domu generalnie nauka była najważniejsza, jak coś powinno być na lekcjach to ja to musiałem nosić, nawet podręczniki do religii, jak miałem 38 stopni temperatury to i tak szedłem do szkoły, przez całą podstawówkę to w sumie może 2 tygodnie lekcji opuściłem
Jak byłem w 3 klasie to mówiono o netbookach. Wtedy wprowadziło to chyba kilka szkół w Polsce jako program pilotażowy i słuch o tym zaginął. Dziś jestem w 3 klasie techbazy i dalej trwa w najlepsze pier#%lenie o e-podręcznikach. Czas mija a MEN nadal ma to gdzieś...
na to jest jedno dobre rozwiązanie - książkę "dzielimy" na 30 małych kawałków i dziecko nosi tylko te kartki które mu są potrzebne na daną lekcję. Dla chcącego nic trudnego. Ja od #licbaza przestałem kupować w ogóle książki i wszelkiego rodzaju ćwiczeniówki bo dla mnie to w ogóle jest bezsens. Albo się pożyczało od kogoś i kserowało kartki albo z neta bezpośrednio. Co za paranoja...
Komentarze (372)
najlepsze
A z drugiej strony - teraz dzieciaki ciągają plecaki na kółkach. Jako, że teraz się nie wysyła dzieci do szkoły na osiedlu (jak jeszcze za moich czasów), tylko do DOBREJ, to
@jogurtdrzewny: Jakimś rozwiązaniem byłoby używanie podręczników na czytnikach eink. Zaletą jest "papierowy" ekran i brak rozpraszaczy w postaci gier i internetu (niby można przeglądać, ale topornie to chodzi).
W klasach powinny być rzutniki, nauczyciel przygotowywałby slady (choćby i w oparciu o podręcznik pwn/nowej ery czy co tam teraz jest na topie), a potem te slajdy udostępniać w internecie.
Na studiach praktyka często stosowana z sukcesem, czemu niby nauczyciele w podstawówkach by tak nie mogli?
thanks polan
Mój młody do etyki ma 16-kartkowy zeszyt.