Matematyka jest super. Ale do jej nauczania potrzebni są możliwie najlepsi nauczyciele. Tacy, którzy sami ją rozumieją - w ogóle, a nie w szczególe. Dlatego bardzo miło wspominam moją nauczycielkę od matmy z liceum :]
@MiserySlave: Niestety dzisiaj wygląda to tak, że jak chcę być "matematykiem", a jestem za słaby np. na inżyniera, to sobie robię pedagogikę i niespełniony idę "nauczać" do szkoły... Efekty wiadome...
@Mr--A-Veed: To zaledwie część problemu. Drugą częścią jest idiotyczny program nauczania. Matematyka to jedno, ale o tym programie mówi dużo fakt, że na języku polskim uczeń musi wpasować się w klucz... chcą z naszych dzieci zrobić debili!
Chyba miałem szczęście, bo wszystkich nauczycieli matematyki bardzo dobrze wspominam, zarówno z podstawówki, gimnazjum jak i liceum. Mało tego, oni mi w ogóle nie pasują do tego artykułu, wręcz przeciwnie, mogliby służyć za żywe kontrargumenty. Nie zmienia to jednak faktu, że sam artykuł jest bardzo trafny o ile w miejsce matematyki podstawię chemię. Chemię z całego nauczania wspominam bardzo źle, bo było dokładnie tak, jak w artykule. Definicje wykute na blachę słowo
@daimos: w życiu nie zapomnę, jak w podstawówce jeżeli wynik równania wychodził ujemny (w klasach ~3) to pisało się, że "zadanie nie ma rozwiązania", oczywiście w klasach wyższych już miało...
Jakieś dwa miesiące temu zostałem poproszony o korepetycje z matmy dla młodej damy - gimnazjum, nawet nie wiem która klasa. Była to niedziela, a w poniedziałek miała poprawkę ze sprawdzianu z którego oczywiście dostała 1. W zasadzie to niewiele jej pokazywałem jak się te zadania rozwiązuje, bo na tym etapie nauki to nie jest problemem. Nauczyłem ją dwóch zasad.
1. Czytaj ze zrozumieniem. Obserwowałem jak rozwiązuje zadanie i gdy popełniała błąd wynikający z błędnego odczytania zadania mówiłem "zasada pierwsza", a ona wiedziała, że musi przeczytać zadanie jeszcze raz i odnaleźć błąd.
2. Poddawaj w wątpliwość wszystkie swoje obliczenia. Rozwijając myśl... wszyscy popełniamy błędy, dlatego nie ufaj sobie na tyle by bezkrytycznie po zapisaniu równania przejść dalej. Po prostu zanim przejdziesz dalej spójrz krytycznie na to co zrobiłeś/aś. I w momencie kiedy widziałem, że robi jakiś błąd w obliczeniach i przechodzi dalej, mówiłem "zasada druga".
@Agonia:>Smutny wniosek jest taki, że wykwalifikowani nauczyciele nie potrafią nauczyć matematyki.
A wiesz dlaczego nie potrafią? Gdy widzę tych młodych, świerzo upieczonych nauczycieli podchodzących z zapałem do każdej lekcji myśle sobię - kiedy zabije ich rutyna i zamieni w bakałarzy. W gimnazjum przez mies. uczyli nas praktykanci co jeden to nowy pomysł na lekcję. Fajnie było, bo lekcje rychło się kończyły. W przypadku belfra z dużym doświadczeniem - lekcje
@Agonia: Nauczyciele powtarzają i 100 razy, by czytać dokładnie i ze zrozumieniem. Ale mówią to do 20-35 osób, nie do jednej. Tutaj dostrzegałbym różnicy.
W gimnazjum miałem starą nauczycielkę matematyki, o której mówiło się "wymaga ale potrafi nauczyć". To prawda wymaga... wymagała ściśle na pamięć regułek, ściśle określonych swoich wzorców i sposobów, wymagała idealnie zastruganego ołówka, wymagała też idealnie pisanej cyfry 4. Ale jak ktoś przyszedł gamoń z matmy to i gamoniem z matmy wyszedł z gimnazjum- analogicznie sie sprawa miała z tymi, którzy z matematyką sobie radzili.
@astromek: Nauczycielka starej daty, czepiała sie byle czego, nawet drugie śniadanie sprawdzała i wymagała żeby mieć tez owoce w drugim śniadaniu. Czwórka jaka była taka była przez cała podstawówke i każdy wiedział, że pisze czwórke tylko dla niej to było przekręcone krzesło. Zapis miał byś perfekt, szkoda, że go nei rozumiałem i zawsze tak "byle 2 na koniec"
A na tych najbardziej opornych, co nie zniechęcą się i pójdą na politechniki, zastosujmy broń ostateczną - zastosowania matematyki w praktyce na semestrze I, definicje na II.
Artykuł trochę na siłę stara się przekonać jakie to zło w szkole się czai i jak to komplikujemy sprawę. Prawda jest taka, że trzeba zacząć od podstaw, nazw, bo one się potem przewijają przez dalszy tok nauki. Chyba na każdym kierunku studiów niehumanistycznym jest matematyka w jakiejś formie. Nikt nie będzie nam tam tłumaczył, co to dzielnik, zbiór liczb czy inne podstawy, a to że podaje się takie rzeczy dzieciom to, dlatego
@boguchstein: Ale tu chodzi o to, że dzieci są zniechęcane do nauki na samym początku, zamiast je zaciekawić, a dopiero później skupić się na mniej ciekawych aspektach.
Podobnie zaczyna się programowanie w szkołach/na studiach. Zamiast zachęcić do zabawy najpierw trzeba przerobić algorytmy, C, C++, a dopiero później widać efekty.
Człowiek źle znosi naukę bez widocznych efektów czy taką, którą ciężko przełożyć na praktykę.
ja bym powiesił za jaja debila który z nauki o ułamkach wyodrębnił "procenty" zrobił odrębny dział
choć już pewnie nie żyje, bo ludzi i po 50 lat widuję którzy nie mają problemu z obliczaniem 1/4 z czegoś ale 25% bez kalkulatora to już nie da rady...
Raczej musimy spojrzeć na to z tej strony, że dla dziecka, do najmłodszych lat, metody uczenia się matematyka muszą być inne niż te w liceum czy na studiach. dziecko inaczej myśli niż dorośli, dużo (prostych) zadań potrafi samo rozwiązać, ale niekoniecznie wie jak, samo to zrobiło, jak zresztą zostało wspomniane w artykule.
"Po co mi to?" - pada bardzo często i sam je często zadawałem, i niestety, odpowiedź rzadko kiedy padała. Pewnie
To nie tylko problem matemtyki, bo to samo u mnie bylo z chemia i fizyka. Wszystko bylo czysta teoria, zadnych doswiadczen, bo nawet nie bylo na czym i gdzie ich przeprowadzic. Same wzory, reguly i nic nie znaczace prawa przedstawione w sposob cholernie nudny. Do dzis pamietam jakies prawa, chociaz nie rozukiem ich. Gwozdziem do trumny byly kartkowki z teorii, czyli naucz sie na pamiec i napisz to na kartkowce.
Komentarze (196)
najlepsze
Komentarz usunięty przez moderatora
1. Czytaj ze zrozumieniem. Obserwowałem jak rozwiązuje zadanie i gdy popełniała błąd wynikający z błędnego odczytania zadania mówiłem "zasada pierwsza", a ona wiedziała, że musi przeczytać zadanie jeszcze raz i odnaleźć błąd.
2. Poddawaj w wątpliwość wszystkie swoje obliczenia. Rozwijając myśl... wszyscy popełniamy błędy, dlatego nie ufaj sobie na tyle by bezkrytycznie po zapisaniu równania przejść dalej. Po prostu zanim przejdziesz dalej spójrz krytycznie na to co zrobiłeś/aś. I w momencie kiedy widziałem, że robi jakiś błąd w obliczeniach i przechodzi dalej, mówiłem "zasada druga".
A wiesz dlaczego nie potrafią? Gdy widzę tych młodych, świerzo upieczonych nauczycieli podchodzących z zapałem do każdej lekcji myśle sobię - kiedy zabije ich rutyna i zamieni w bakałarzy. W gimnazjum przez mies. uczyli nas praktykanci co jeden to nowy pomysł na lekcję. Fajnie było, bo lekcje rychło się kończyły. W przypadku belfra z dużym doświadczeniem - lekcje
To, o czym piszesz, nie stoi w sprzeczności z tezą artykułu. Nie o tym mowa.
Podobnie zaczyna się programowanie w szkołach/na studiach. Zamiast zachęcić do zabawy najpierw trzeba przerobić algorytmy, C, C++, a dopiero później widać efekty.
Człowiek źle znosi naukę bez widocznych efektów czy taką, którą ciężko przełożyć na praktykę.
Btw co to jest zbiór wyjaśnialiśmy w
choć już pewnie nie żyje, bo ludzi i po 50 lat widuję którzy nie mają problemu z obliczaniem 1/4 z czegoś ale 25% bez kalkulatora to już nie da rady...
"Po co mi to?" - pada bardzo często i sam je często zadawałem, i niestety, odpowiedź rzadko kiedy padała. Pewnie
A co mniej rozgarniętego wysłać do spawania, toczenia... nie zarobi dużo mniej ;)