Wczoraj, w Warszawie pod Halą Mirowską jedna z babć handlujących jemiołą dostała 500-złotowy mandat. Na nic się zdały prośby i błagania, zarówno jej, jak i przechodniów, którzy wzięli babcię w obronę. Babcia musiała wyjąć z siatki dowód osobisty, (po staruszkowemu okręcony jeszcze dwiema warstwami torebek foliowych) i wysłuchać mowy nieugiętych strażników miejskich o tym, że nie wolno, że łamanie prawa, że niedozwolone...
Prośby ludzi, że idą święta, że może babcia choć trochę chce dorobić do renty, że może choć teraz przed Wigilią daliby panowie spokój.. Nie! Prawo jest prawem, przepisy są przepisami, trzeba ich przestrzegać, mandat musi być! Ot, co!
A ja tak sobie myślę.. o tych wszystkich machlojach.. - w urzędach, w ministerstwach, w firmach.. o ustawianych przetargach, oszustwach podatkowych, łapówkach i innych... I dochodzę do wniosku że smutne to wszystko.. Babcia od jemioły czy szczypiorku zawsze dostanie po tyłku, a skorumpowani kolesie, wzajemnie klepiący się po plecach, jakoś spokojnie unikają konsekwencji i zręcznie manewrują między paragrafami.
"Prawo silniejszego jest najsilniejszym bezprawiem..."
Wesołych Świąt panom strażnikom. Wesołych Świąt!
Historię wysłała nam Ania. Dziękujemy bardzo.
Komentarze (179)
najlepsze
Przecież to strażników wina że handlować nie wolno.
Albo umówmy się, że wszyscy mogą handlować na ulicy, albo umówmy się, że nie może tego robić nikt.
W Warszawie
swieta i wiek nie maja nic do tego
jakby sie Ci przechodnie dowiedzieli ile oni tam nielegalnie handlujac zarabiaja to by zmienili zdanie