Wpis z mikrobloga

Dawno nic nie pisałem w tagu #rezixwniemczech Bo nie miałem o czym. Już nie chciałem was zanudzać historią o pani P. Chociaż jeszcze jedną część o niej wam napiszę :) Ale to innym razem.

Tym razem będzie o życiu na uczelni, jak odbywają się zajęcia, ile trwają, jak długie są przerwy, jak wyglądało wybieranie planów. Myślę że nie ma zbyt dużych różnic, od życia studenckiego w Polsce. Ciężko mi to stwierdzić, bo sam nigdy nie studiowałem w Polsce. Prosto po maturze wyjechałem z kraju w poszukiwaniu nowych wrażeń za granicą.

Na uczelni jestem od 1 września. Jednak to nie wtedy zaczął się semestr. Semestr zaczyna się 15 września. A wykłady? od 29 :) Co robiłem wcześniej? Chodziłem na kursy przygotowujące na kierunek na uczelni. Jeżeli ktoś ma braki, np: w matematyce, a zapisał się na kierunek inżynieryjny, który jej wymaga to może wziąć udział w takim kursie. Co ciekawe, około 80 % osób na nie chodziło. Na roku mam około 90 studentów, a podzieleni jesteśmy na 6 grup po 15 osób. Każda grupa ma inny plan. Jak wyglądały zapisy na plany? To było dosyć chamskie...

Akurat mieliśmy zajęcia w innym budynku, do którego nie dochodzi WiFi. Część osób nie miała dostępu do internetu... a wtedy oni podali hasło do logowania i kazali się zarejestrować na jedną z sześciu grup. Ja miałem to szczęście, że pakiet internetowy wykupiony mam zawsze, więc dałem radę zapisać się do grupy z najlepszym planem. Mam tylko jedną długą przerwę (1,5h) w tygodniu. Inne plany mają przerwy 3-4h.

Wykłady... słyszałem historie, że wykładowcy prowadzą zajęcia czytając z projektora, to co wcześniej przygotowali. Tu jest dokładni tak samo... no prawie. Poza matematyką, która jest prowadzona więcej przy tablicy, wraz z wykorzystaniem studentów. Pytania kontrolne, rozwiązywanie na tablicy, szybkie pytania. Najgorzej mają ci w pierwszy trzech rzędach, bo zawsze idą do odpowiedzi :) Sporo osób ma pojęcie o szeroko pojętej matematyce i się chętnie zgłasza. Nawet mi się udało raz zgłosić (akurat było pytanie z ciągów matematycznych). Na pewno póki co matematyka jest łatwiejsza niż na kursach przygotowujących.

Byłem przekonany, że na wykładach przyjdzie nowy "świeży" materiał. A my po prostu robimy to samo... ale wolniej... i dokładniej. W ciągu tygodnia w tym tak zwanym "Crash Course" miałem każdego dnia inny dział. W poniedziałek pochodne, we wtorek całki, w środę wektory itd. A na wykładach? 2 tygodnie minęły a my dalej omawiamy zbiory liczbowe. Podobno całki będą dopiero w drugim semestrze...

Jednak co mnie cieszy, to to, że dzięki temu całemu kursowi, na egzaminie wstępnym z matematyki miałem 70 % :)

(Odwaliłem trochę kaszanę, bo machnąłem dwa głupie błędy i straciłem 10 )

Poza czytaniem z prezentacji, oglądamy filmy na YouTubie i przepisujemy najważniejsze rzeczy, które wykładowca napisał na tablicy. Każdy wykład trwa 1,5h. Czasem krócej, gdy prowadzący się pośpieszy.

Mam również Elektrotechnikę. Nie spodziewałem się, że kiedyś się z tym spotkam, ale nie jest źle :)

Przez pierwszy tydzień, zaczynając od 29 września miałem wykłady bez ćwiczeń.

Drugiego tygodnia, czyli zaczynając od 6 października doszły mi ćwiczenia... i już nie było tak różowo.

Co ciekawe, nie wszystkie ćwiczenia prowadzą ci sami wykładowcy. Mają najczęściej od tego "swoich" ludzi, którzy pomagają w rozwiązywaniu zadań. Kim są ci ludzie? Nimi są tutorzy. Kim są tutorzy? Studentami 5,6 roku, którzy pomagają młodszym studentom w nauce, rozwiązywaniu zadań, stawianiem punktów. Mają od tego oczywiście płacone. Pierwsze ćwiczenia miałem z programowania... I nie chodzi o to, że ja coś źle zrobiłem. Byłem po prostu niedoinformowany, a moja grupa jako pierwsza miała programowanie. Zrobiłem zadane programy w domu i przyniosłem do szkoły.

Usiadłem się. Włączyłem komputer. Zalogowałem. Podpiąłem pendrive... i nie chciał się odczytać. Na szczęście dla bezpieczeństwa wcześniej skopiowałem pliki programu na serwer internetowy. Chcę otworzyć program, który był zadany na kartkach ćwiczeniowych do domu... NIE MA! Wykładowca wpadł na pomysł, że będziemy uczyć się Javy z BlueJ. Bo ładnie wygląda. Bo łatwiej obrazuje strukturę programu. Bo łatwiej się z niego uczyć...

No dobra... odpaliłem Eclipse. Program nie chciał się skompilować, bo miałem inną wersje w domu, a inną w pracowni. Skopiowałem go ponownie. Działa. Miałem 15 minut do przyjścia wykładowcy. Pokombinowałem co można jeszcze dopisać. Miałem wszystko przygotowane. Ostatnim punktem na ćwiczeniach było "zrób tak, aby program z pliku .jar dało się odpalić na Windowsie podwójnym kliknięciem klawisza myszy". Już sam fakt, jak skonstruowane było pytanie, było koszmarne. Cały myk polegał (jak się wcześniej dowiedziałem), że trzeba uruchomić cmd (command line) i wpisać "java -jar nazwapliku.jar". ALE TO NIE JEST PODWÓJNE KLIKNIECIE KLAWISZA MYSZY!

Oddałem w ten sposób. I rzeczywiście dostałem za to punkt. Zabrano mi punkt za to, że nie miałem BlueJ zainstalowanego na komputerze... a ćwiczeniowca nie obchodzi co to jest za komputer. Co z tego, że to umiałem i miałem z tego program w Eclipse? Mogłem tego dnia wziąć własnego laptopa...

Druga rzecz. Jak się potem okazało, można było znaleźć sobie partnera do wspólnego pokazywania programów. Ja jak ten debil tłumaczyłem wszystko od początku do końca, a goście stworzyli grupy 2-3 osobowe, każdy powiedział jedno zdanie i dostali maks punktów (niektórzy przynieśli własne laptopy, na których mieli zainstalowanego BlueJ).

Co ciekawe. Ja się spodziewałem, że tutorzy będą tłumaczyć jak wykonywać te zadania, a nie tylko sprawdzenie i do domu... Wszystko trwało 40 minut (z 1,5h). Ale teraz jestem bogatszy o doświadczenie!

Tego dnia ile się nadenerwowałem... Ale już partnera sobie znalazłem do pracy :) Mam nadzieję, że na następnych ćwiczeniach będzie lepiej. Dziś jeszcze ze mnie się śmieli, że znajoma, której tłumaczyłem wszystkie zadania z programowania miała więcej punktów ode mnie, a nie ma kompletnego pojęcia o informatyce. Co ciekawe, ja im wszystko powiedziałem co było na ćwiczeniach, jak wygląda oddawanie prac, co trzeba mieć zrobione (oni mają ćwiczenia w piątek, a ja miałem we wtorek), więc i czasu mieli więcej na przygotowanie :)

Dziś miałem zajęcia z Linuxa. Tym razem przyniosłem własnego laptopa. Odpaliłem, zadania wykonałem już wcześniej. Na zajęciach tylko przedstawiłem i opisałem wszystko, dostałem max punktów. Jednak wynikła z tego ciekawa sytuacja...

Podchodzi do mnie wykładowca. Patrzy mi się na laptopa. "Pan widzę rozumie po polsku". Jak wielkie oczy. WTF?!

"Ja też rozumieć po polsku". Kolejne WAT?! O co chodzi. Trochę trwało zanim ja sobie to wszystko skompilowałem w głowie.

Jak się okazuje zajęcia prowadzi Niemka, która studiowała w Polsce we Wrocławiu Fizykę i Informatykę. Dawno temu... ale jednak pamięta język polski. Trochę pogadaliśmy po polsku... ja trochę czułem się niezręcznie więc zmieniliśmy na niemiecki. Jakoś dziwnie się czuję rozmawiając po polsku w Niemczech. To nie jest tak, że ja się wstydzę swojej narodowości. Sam często wspominam anegdotki, albo ciężkie słowa w języku polskim :)

Moim ulubionym jest "Przychodzi Polak do urzędu pracy w Niemczech i się przedstawia mówiąc: "Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody". Wiem, wiem. To jest z filmu jak rozpętałem drugą wojnę światową, ale nie chce mi się im tłumaczyć tego wszystkiego, poza tym boję się nacisnąć komuś na odcisk.

Ale chodzi o to, że jak jestem w Niemczech, to powinienem mówić po Niemiecku z innymi. Denerwuje mnie jak inni ludzie rozmawiają po francusku, turecku, albo w innym swoim języku, którego ja nie rozumiem. Szczególnie, jak są w kraju 5-10 lat, a jedyne co znają to "Ich heiBe". Co innego jak rozmawiam w miejscu prywatnym. Wtedy można mówić wszystko, ale jednak przestrzeń publiczna... szczególnie w dużych grupach ludzi... to nie najlepsze miejsce (w mojej opinii), aby kombinować z językiem.

Z ciekawostek na zakończenie dodam, że jest bardzo mało obcokrajowców na studiach. Jakieś 2-3 %.

Znam Brazylijkę, która jest tu 5 lat i Ukraińca , który jest 12. Jestem najmłodszym (pod względem pobytu w Niemczech). No i dosyć młody w stosunku do grupy. Jest sporo 26-30 latków. Nawet mamy jedną panią co ma 40 lat.

Polaków nie znam żadnych. Choć słyszałem, że mają być jacyś z Erasmusa :)

Historii nie będzie już dużo, bo nie ma nic ciekawego do opowiadania. Życie jak w każdym innym miejscu. Pobudka, szkoła/ praca, rozrywka, a potem sen i zapętlić. Jednak jak tylko coś ciekawego mi się przypomni, spotka mnie jakaś historia, to z pewnością o niej napiszę :D

#informatyka #zagranico #niemcy #studia #studbaza #rezixblog

Nie wiem czy dawać dwa tagi... bo nie jest to stricte temat tagu... ale denerwuje mnie, że nie można niczego w nich napisać, choć temat rzeczywiście we wpisie był o nim wykorzystany. Inne osoby mogą mieć problemy ze zrozumieniem niektórych pojęć... ale dobra. Macie!

#programowanie #java #linux #ubuntu
  • 6
  • Odpowiedz
@squeezed: Nie zawołałeś mnie :)

Faktycznie. Zapomniałem o tl;dr. Tak więc:

"Życie studenta w Niemczech na pierwszym roku. Jak wygląda początek roku szkolnego? Jak wyglądają zajęcia? Jak wyglądają wykłady? Jak wyglądają ćwiczenia? Do tego kilka własnych przemyśleń i wydarzeń z tym związanych. Różnice narodowościowe. Kilka anegdotek z życia studenta".

Ogólnie nic ciekawego, ale wiem, że niektóre osoby może ciekawić, szczególnie jeżeli mają zamiar wyjechać za granicę, na przykład aby rozpocząć studia.
  • Odpowiedz
@Rezix: tl;dr niepotrzebne ;)

test spoko, ale chcę zapytać czy to twój jedyny (pierwszy?) kontakt z uczelnią wyższą to tylko ta w Niemczech? Pytam, bo chodzi mi o to jak opisałeś matematykę. U nas też każdy chodził do tablicy na ćwiczeniach, czasami bo byli chętni, czasami gdy byli wywoływani. Co do całek, to też miałem w drugim semestrze (podobnie jak macierze, które niektóre uczelnie mają już w semestrze zimowym). Zajęcia także
  • Odpowiedz
@Rezix: w sumie to na wykładach to chyba tylko ze dwa razy to się zdarzyło, bo nie było takiej potrzeby a raczej trudno byłoby aby więcej osób przychodziło do tablicy, jeżeli wykład miały 4 grupy, czyli średnio 80 osób, a najlepszym wypadku 120 (wiadomo był procent śmieszków-studentów, większości z nich już nie widuję).

O właśnie co mnie uderzyło w twoim wpisie i zarówno spodobało. Grupy. Grupy, które są małe (15osób). U
  • Odpowiedz
@linoleum: @Rezix na mojej politechnice były różne podziały. Na roku tylko 60 osób więc tyle było max. na sali wykłądowej, na ćwiczeniach np. z matematyki połowa, czyli 30, a na niektórych laboratoriach jeszcze połowa tego, czyli 15. I oczywiście z każdym rokiem trochę mniej studentów.

Z tego co wiem od tamtych zamierzchłych czasów Informatyka stała się najpopularniejszym kierunkiem na każdej Politechnice i teraz przyjmują ponad 120 osób na rok.
  • Odpowiedz